Rozdział 2

2.2K 137 2
  • Zadedykowane Zuzanna Molak
                                    

Nareszcie lekcje się skończyły. Po męczącym wf-ie, nudnym polskim, stresującej matematyce i paru innych lekcjach nareszcie wyszłam na świeże powietrze. Od 7 godzin bardzo mi go brakowało, w tej śmierdzącej szkole. Była 15, więc miałam jeszcze 4 godziny do meczu. Postanowiłam pójść po prezenty dla bliźniaków. 

Weszłam do autobusu. Zwykle chodziłam wszędzie pieszo, ale do sklepu z zabawkami było naprawdę daleko. Niestety bilet był za drogi, więc jechałam na gapę. Pomiomo, że byłam ateistką, zaczęłam po cichutku modlić się, aby konduktorzy dzisiaj sobie odpuścili sprawdzanie biletów. Niestety, co tylko jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że Bóg nie istnieje, do pojazdu wszedł kanar. Nie był to jakiś miły pan, który jest wyrozumiały, ale wielki, dobrze zbudowany mężczyzna, o uważnym wzroku. Wiedziałam, że nie dam rady się przecisnąć, więc spojrzałam na rozkład jazdy. Świetnie! Zostało mi jeszcze 8 przystanków i byłam pewna, że do tego czasu konduktor mnie znajdzie. Miałam nadzieję, że przynajmniej 3 przystanki zdołam przejechać, zanim do mnie podejdzie. I znowu los mi nie sprzyjał, bo kanar szedł prosto w moją stronę. Niewiele myśląc zaczęłam się przepychać bliżej wyjścia. A ten szedł za mną!! W końcu postanowiłam przestać bawić się w kotka i myszkę i na następnym przystanku wyszłam z autobusu. Mężczyzna, wyraźnie niezadowolony, że nie będzie mógł wstawić mandatu, został w autobusie. Popatrzyłam na okolicę i zamarłam. Była to ulica Handlowa. Nie bez przyczyny miała taką nazwę. Wokoło, gdzie okiem sięgnąć były sklepy, a w środku rzeczy, o których mi się nawet nie śniło. Piękne ubrania, biżuteria z drogocennych kamieni i diamentów. To wszystko było piękne. I wtedy ogarnął mnie smutek, bo wiedziałam, że nigdy nie będzie mnie na te rzeczy stać. Po ulicy kręciło się mnóstwo ludzi. Mężczyźni i kobiety w każdym wieku. Ale wszyscy byli do siebie podobni. Dopiero po paru minutach uświadomiłam sobie o co chodzi. Wszyscy mieli podobne stroje. Kobiety piękne suknie i biżuterię z diamentami, a mężczyźni idealnie dopasowane garnitury. Był to dla mnie zupełnie inny świat. Kiedy doszłam do końca ulicy Handlowej, zobaczyłam wille. Były cudowne. Wielkie, białe i czyste. Drzwi nie skrzypiały, okna otwierały się z łatwością. Nie to co u nas. No, a ogrody! Zadbane rośliny, kamienista ścieżka, drewniane ławeczki. Mogłabym zabić, by żyć w takim miejscu. Ale potem uświadomiłam sobie, skąd ci ludzie moją takie bogactwo. W czasie wojny, ich przodkowie walczyli u boku wampirów. Byli lizusami, zdradzili własną rasę, by chronić tyłki. Nienawidziłam ich z całego serca. Pobiegłam więc szybko na przystanek, błagając, by kolejny autobus był za niedługo. I znowu miałam pecha! Ten, którym jechałam był ostatni! Spojrzałam ze strachem na przeciwną stronę drogi. Tam  był przystanek w drugą stronę, do domu. Zaczęłam się modlić, aby jeszcze jakiś wracał z powrotem w moje strony. Podbiegłam na przystanek i spojrzałam na rozkład. TAK! Nareszcie los się do mnie uśmiechnął. Autobus był o 18:30, co oznaczało, że raczej nie zdąrzę na mecz. Super, świetnie, cholera! Liz mnie zabije! Ale trudno, grunt że nie spędzę tu nocy. Jako, że miałam jeszcze jakieś półtorej godziny, stwierdziłam, że nie wrócę już na ulicę Handlową, ale pójdę do jednego z ciemnych zauków. Ale kiedy tam dotarłam, zorientowałam się, że to u nas były brudne, ciemne zauki, pełne bezdomnych. Tutaj wszystkie zakamarki były zadbane, czyste i pachnące. Po włóczęgach i pijakach nie było śladu. 

-Świetnie! Kurde, no!!- westchnęłam. Dlaczego ja mam takie szczęście?! 

Chciałam się gdzieś zaszyć, gdzieś gdzie nikt mnie nie zobaczy. Ale w tym zadbanym świecie nie było takich miejsc. I nagle zaczęłam współczuć ludziom, którzy tu mieszkali. Wtedy zobaczyłam śmietnik. Nie był to jakiś kosz pełen śmieci, ale kolorowe pudła, na których narysowane były różne rzeczy, które można do nich wkładać. 

- Te pojemniki służą do segregacji śmieci- usłyszałam.

Odwróciłam się gwałtownie. Zobaczyłam wysoką dziewczynę, może pare lat starszą ode mnie. Miała rude włosy, związane w kucyk i grzywkę na bok. Jej zielone oczy patrzyły na mnie spokojnie. 

-Kkkim ttty jesteś?- zapytałam. Nigdy się nie jąkałam, ale ten człowiek mnie przerażał.

- Nazywam się Jojo- odpowiedziała nieznajoma.

-Jojo?- zapytałam ze zdziwieniem- To ksywa?

-A jak myślisz?- powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się- W naszej branży wszyscy mamy ksywy.

Zmarszczyłam brwi.

-W waszej branży? A czym się zajmujecie?

Jojo przęknęła ślinę. 

-Nie tu i nie teraz.- powiedziała- Choć za mną.

Co miałam zrobić? Mogłam zostać w miejscu, ale ta dziewczyna bardzo mnie zaciekawiła. Wiedziałam, że może być to jakaś gangsterka, która chce mnie okraść. Wyglądała na taką co lubi łamać zasady, ale nie wyglądała na złodziejkę. Przypominała człowieka, który łamie prawo, ale nie próbuje tego ukrywać, bo sądzi, że to co robi jest dobre. A więc poszłam za Jojo, nie wiedząc, że zmieni ona całe moje życie.

Wśród wrogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz