4

143 22 4
                                    

Moja poduszka nie wchłania już ani jednej kropli. Jest już środek nocy co oznacza, że prawie cały dzień płakałem. Rye próbował dzwonić i wysyłał wiadomości. Nie odebrałem i nie odpisałem ani razu. Tak będzie lepiej... lepiej dla niego.

Przed snem myślałem o tym co czuję do bruneta. Jeżeli mu to powiem mogę zniszczyć naszą dotychczasową relację. Nie chcę tego.

Jutro nie idę do szkoły. Chyba wogóle już do niej nie wrócę. Czuję się coraz gorzej.

W końcu zasnąłem. Następnego dnia obudził mnie dzwonek do drzwi. Nie miałem zamiaru ich otwierać. Usiadłem na łóżku a moje policzki powoli zamieniały się w wodospady. Dzwonek i pukanie ucichły po jakimś czasie. Przeraziłem się gdy dobiegło mnie płukanie do okna. Dopiero teraz doszło do mnie, że wczoraj nie zasłoniłem rolety w pokoju. W oknie stał Rye i próbował mnie przekonać do rozmowy - bezskutecznie. Wstałem i ocierając łzy zasłoniłem okno. Wróciłem do łóżka i przesiedziałem w nim cały dzień. Czułem się fatalnie ale i tak nie wziąłem leków. Chcę to skończyć. To wszystko zaczyna mnie przerastać...

***

Rye codziennie próbował się ze mną kontaktować. Trochę się już uspokoiłem. Dziś zabieram swoje ostatnie rzeczy ze szkoły. Nie wrócę już tam. Od pięciu dni nie brałem leków i nie mam zamiaru ich brać. Resztkami sił dostałem się do szkoły. Ruszyłem do mojej szafki skąd zabrałem zeszyty i worek na w-f. Kierując się do wyjścia zauważyłem Ryana siedzącego na parapecie. Był dziwnie przygnębiony. Będąc jakieś pięć metrów od niego zrozumiałem, że nie mogę przejść obojętnie obok miłości mojego życia, nawet jeśli to życie nie potrwa zbyt długo...

Rye zeskoczył z parapetu i podszedł do mnie. Stał centralnie przede mną. Spojrzałem mu w oczy i wiedziałem co chcę zrobić. - Andy... - zaczął przytulając się do mnie. Chwyciłem go za rękę i tym razem to ja zaprowadziłem nas na parking. Staliśmy w bezruchu gdy w końcu zebrałem się na odwagę. - Rye, muszę coś ci powiedzieć... - pokiwał głową abym mówił. - Jesteś dla mnie cholernie ważny... Rye ja cię kocham. - przełknąłem głośno ślinę bojąc się reakcji bruneta. Nagle zakręciło mi się w głowie i upadłem na zimy beton. Nadmiar stresu i niezażyte leki właśnie doprowadziły mnie do niewiedzy...

Słyszałem nad sobą głos Ryana. Po chwili jakichś innych mężczyzn. Zostałem gdzieś przeniesiony. Jak się później okazało do karetki.

***

Obudziłem się w białym jak śnieg pokoiku. Byłem podpięty pod różne maszyny, których nie widziałem pierwszy raz. Chwilę po tym jak się obudziłem do sali wszedł lekarz. - Dzień dobry panie Fowler - uśmiechnął się. Nie odpowiedziałem nic zastanawiając się ile tutaj już leżę i czy Rye jest gdzieś w pobliżu. - Zrobimy panu badania i zostanie pan wypisany do domu - kolejny raz odezwał się doktor. Był to mężczyzna w wieku mojej mamy. Miał czarne włosy zaczesane na lewą stronę. Nosił okulary.

Kilka godzin później tak jak obiecał zostałem wypisany. Do domu wróciłem taksówką. Gdy dotarłem na miejsce nie zwracałem uwagi nawet na to, czy zamknąłem drzwi. Od razu ruszyłem do pokoju i rzuciłem się na moje wygodne łóżko. Wpatrywałem się w sufit gdy drzwi do mojego pokoju się uchyliły a w nich stała osoba, której się tutaj najmniej spodziewałem...

Witam!
Dajcie znać czy się podoba.
Dziękuję za uwagę 💞

Do następnego!

Zdążyć przed końcem |Randy| ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz