To nie był najcieplejszy pierwszy dzień wiosny. Nie był też to najpiękniejszy z dni. Trawa nie zdążyła jeszcze do końca wyschnąć po wczorajszych ulewach. Jednak atmosfera równonocy wiosennej była wyjątkowa. Każdy cieszył się, że zima już przeminęła i nie wróci do następnego grudnia. Teoretycznie. Dla dwójki młodych ludzi był to dzień ponadprzeciętny, choć oni o początku wiosny nawet nie pomyśleli. To ich pierwsze spotkanie nazwane randką.
- A może to nie randka?- zapytała dziewczyna przygryzając dolną wargę.
- Przecież Collin sam powiedział, że to randka głupolu.
Umówili się do kina, a po nim do kawiarni. Była to bezpieczna opcja, gdyby okazało się, że to jednak nie "to". Film był jednym z tych o których zapominasz jak tylko twoja stopa wyjdzie z kina. Dostarczają rozrywkę, ale nic więcej. Czy to przeszkadzało Collinowi i Liv? W żadnym wypadku. Nie zastanawiali się ani ułamka sekundy czy chcą spędzić ze sobą jeszcze jakiś czas, tylko od razu udali się do kawiarni. Zamówili po cieście i kawie, siedzieli przy stoliku tuż obok okna, a buzie im się nie zamykały. Obserwując ich z boku można pomyśleć, że znają się wiele lat i są najlepszymi przyjaciółmi. Tak naprawdę poznali się dwa tygodnie temu, gdy po powrocie z przerwy wiosennej trafili do jednej klasy z algebry. Wcześniej kojarzyli się tylko z widzenia. Usiedli koło siebie i tak zwrócili na siebie uwagę.
- Chciałem zaprosić cię gdzieś dużo wcześniej.
- Trzeba było zapraszać, zgodziłabym się nawet pierwszego dnia.
- Stresowałem się jak cholera, Olivia! Nawet nie wiesz ile wcześniej ułożyłem w głowie to co w jaki sposób zaproszę cię na randkę.
Liv wybuchła swoim dziewczęcym i delikatnym śmiechem. Collinowi przeszło przez myśl, że z łatwością mógłby uzależnić się od tego uroczego dźwięku. I niedługo potem nie mógł bez niego żyć.
Początki ich związku były niezdarne jak to w pierwszych relacjach. Nie wiesz jak zachować się w danych sytuacjach. Wszystko jest nowe. Każde złapanie za dłoń, pocałunek przyprawia o zawrót głowy. Oboje cieszyli się swoją obecnością i nie chcieli się rozstawać nawet na moment. Z czasem przyzwyczaili się do siebie jako pary, ale ich uczucie było wciąż ogromne. Pierwsze ,,kocham cię" było niespodziewane. Nie byli jak inne pary, które mówią te dwa magiczne słowa już na drugi dzień związku. Czuli moc tego wyznania. Pojechali starym jeepem, który Collin dostał po starszym bracie na szesnaste urodziny, nad jezioro. Podróż nie była długa, przesłuchali tylko osiem piosenek z ich wspólnej playlisty. Na plaży byli sami, był początek maja, więc do pory na tłumy nad jeziorami jeszcze trochę. Mieli świetne humory. Śmieli się z każdej opowieści, wygłupiali się, nawet wykąpali się w jeziorze, które nie miało szans się nagrzać przez ostatnie miesiące. Czuli się wolni i nieograniczeni. Położyli się na kocu, który zabrali z domu. Liv wtuliła się w jego tors. Collin powiedział jeden z najdurniejszych żartów, którego właściwie ani on ani Liv już nie pamiętają. Dziewczyna wpadła w napad śmiechu, łzy mimowolnie płynęły z jej zmrużonych oczu. Chłopak nie wiedział, że tak bardzo ją rozbawi, ale w żadnym wypadku mu to nie przeszkadzało. Przecież już dawno uzależnił się od tego dźwięku. Chciał by ta chwila trwała wieczność. Tylko on i ona- razem. Wtedy Liv przez śmiech wykrzyczała:
- Kocham cię Collin.
Chłopak oparł się na swoim ramieniu i spojrzał jej głęboko w oczy. Nie spodziewał się tych słów w tym momencie. Poczuł, że lekko zaszkliły mu się oczy. Zapadła między nimi cisza. Liv poczuła, że może nie powinna tego mówić, że to za szybko. Ale przecież tak czuje, więc czemu miała tego nie mówić.
- Przepraszam, nie powinnam była...
Collin nie dał jej dokończyć, tylko przywarł do jej ust, składając na nich słodki pocałunek. Gdy odsunął się od jej twarzy, zobaczyła dwie łzy spływające z jego oczu.
- Czuję to samo, Olivia. Zaskoczyłaś mnie, chciałem zrobić to pierwszy. Tak cholernie cię kocham!
Oboje nie byli doświadczeni w sferze łóżkowej. Liv miała kompleksy na temat swoich mały piersi, do tego stopnia, że nie wyobrażała sobie, że ktokolwiek mógłby zobaczyć ją bez stanika. W nim też czuła się niekomfortowo. Stresowała się, że nie spodoba się Collinowi. Że pomyśli, że jest gruba, ma dziwną łechtaczkę czy coś podobnego. Jak ktoś mógłby lubić jej ciało, gdy ona sama jego nie lubi? Collin bał się, że jego penis nie będzie chciał współpracować przez stres całej sytuacji. W dodatku obawiał się, że nie zadowoli Liv czy też, że będzie czuła jakikolwiek ból. Przecież nie chce sprawić jej żadnego bólu.
Robili wszystko powoli, Collin wciąż pytał czy wszystko w porządku. Dziewczyna powiedziała mu wcześniej o swoich obawach. Zapewniał ją, że nie ma możliwości, że jakakolwiek część jej ciała mu się nie spodoba. Starał się, żeby czuła się jak najlepiej. Komplementował ją. Gdy zakładał prezerwatywę czuł jak trzęsą mu się ręce, mimo że tak bardzo starał się je uspokoić. Liv widząc to wyszeptała, że wszystko jest dobrze, że nie ma co się stresować. To mu pomogło. Po małej chwilce ich ciała zgrały się ze sobą w jedną melodię doprawioną jękami, podnieceniem i dyszeniem. Odkrywali swoje ciała i ich reakcje. Razem. Gdy zbliżał się moment kulminacji chłopak szepnął ,, Kocham Cię" i złączył ich usta w pocałunku.
Czy to jest miłość, która przetrwa do następnej wiosny? Nie wiem. Ale to nie ujmuje jej wielkości. Byli dla siebie nauczycielami uczuć, cielesności i radzenia sobie z wewnętrznym strachem. Ich miłość nie ma wieku, tylko rozmiar, którego można im pozazdrościć.
CZYTASZ
Four seasons
Short Story,,Każda myśl, tak jak każde uczucie, ma swoją wiosnę, lato, jesień, a gdy przychodzi zima i nawet żółte liście umierają w śniegu, należy odejść ratując wspomnienia."