o n e

3.9K 159 426
                                    

 –Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki głupi. Jak możesz myśleć, że mumie są lepsze od zombie?–zapytał, zirytowany Stan.

–Mumie to zmarli królowie! Właściwie, to monarcha w starożytnym Egipcie...–starał się wytłumaczyć Ben, lecz jego słowa zagłuszyło głośne westchniecie Stana.

–Nie potrzebuje kolejnej lekcji historii. Zombie są o wiele niebezpieczniejsze. Może i są powolne, ale swoim uporem prędzej czy później i tak cię zmęczą. Poza tym, jeśli cię pogryzą, jedyne co ci zostaje to pożegnać się z tym światem.Gdy mumia cię pogryzie, jesteś frajerem pogryzionym przez chodzący papier toaletowy!

–Zachowujecie się jak dzieci! Kłócicie się od ponad dwudziestu minut i żadne z was nie uwzględniło wilkołaków?– wtrącił się Mike, przekrzykując chłopców chcąc przedstawić swoje argumenty.

–Ach ci faceci, ciągle gadają o głupotach– zaczęła Beverly ze śmiechem.–Przecież to oczywiste, że najlepsze są wampiry. Rebecca też się ze mną zgadza, prawda?

Marsh odwróciła się w stronę brunetki, która żywo przytaknęła. 

–Wygrałyśmy!

Dziewczyny zaczęły jeść swoje sałatki z dumną miną, choć stołówkowe jedzenie nie było odpowiednim pożywieniem dla zwycięzców dyskusji o fantastycznych stworzeniach. W międzyczasie, Ben popatrzył na Bev z dezaprobatą, zastanawiając się, jak jego własna dziewczyna wbiła mu nóż w plecy. 

–Czekaj, czekaj przy stoliku siedzą jeszcze dwie osoby. Daj im się wypowiedzieć, kochana.–próbował ratować swój honor Mike, choć nic nie wskazywało na to, że będzie mógł go odzyskać. Z minuty na minutę zaczął rozumieć, że nie warto kłócić się z płcią przeciwną. A dodatkowym strzałem w kolano, okazała się debata ze Stanem.

Dyskusja z tak inteligentnym chłopcem, jak Stanley Uris była wręcz misja samobójczą. Stan miał niebywały talent do przedstawiania argumentów, z którymi nie sposób się nie zgodzić.

Stan nawet nie będąc wielkim fanem komiksów, które uważał za nieco ogłupiające i brutalne raz po raz sięgał po nie, starając się zabić nudę. A nie chcąc być laikiem, pochłaniał coraz to nowe informacje na temat istot, które mają prawo pojawiać się tylko w koszmarach.

Wzrok wszystkich skierował się na Billa, który do tego momentu cichutko jadł kanapkę. Chłopiec chcąc jak najszybciej wrócić do czytania komiksu o mieszkańcach Gotham, od niechcenia wymamrotał:

–Zombie.

Po czym posłał ciepły uśmiech do Stana, który oblał się rumieńcem.

Przyszła kolej na Eddiego, jednak on myślami był w zupełnie innym miejscu. Parę stolików dalej Richie siedział ze swoją dziewczyną- panną idealną od siedmiu boleści- Stewie. Para śmiała się w najlepsze, nie zwracając uwagi na mordercze spojrzenia Eddiego.

Chłopiec nawet nie wiedział, o co jest bardziej wkurzony. Na Stewie, bo zabierała mu najlepszego przyjaciela. Czy na Richiego, który zamiast spędzać czas w ich towarzystwie, wolał siedzieć z kimś innym.

Nie chodziło o to, że Eddie był zazdrosny. Irytował go fakt, że Richie w tej chwili uśmiecha się do Stewie zamiast do niego. Był przekonany, że to wredne dziewuszysko nawet nie docenia czasu, jaki jest im dane spędzić.

Richie w jego oczach był idealny. Eddie uwielbiał patrzeć na jego zmierzwione włosy, okulary, powiększające oczy kasztanowego koloru. Nie wspominając już o uśmiechu...

–Eddie, słuchasz mnie?–Mike pomachał ręką nieobecnemu chłopcu przed oczami. 

Gdy Eddie zorientował się, że do niego było skierowane pytanie, już cały stolik świdrował go wzrokiem. Nawet Bill odłożył komiks na bok, żeby dowiedzieć się, co tak zajęło przyjaciela.

–Hmm? Tak, słucham. Masz racje, Rebecca na bal powinna ubrać tą niebieską–wypalił zbity z tropu. 

Przeczuwając nietrafność swojej wypowiedzi uznał, że teraz najbardziej interesującą rzeczą, na której powinien się skupić była podłoga. Tak naprawdę, wszystko byłoby lepsze, niż widok zdezorientowanych spojrzeń klubu frajerów. 

–Cześć wam.– usłyszał tuż obok siebie, co przyprawiło go o szybsze bicie serca.

–Cześć, co tam u... O mój Boże, co ci się stało?–zapytała Rebecca, patrząc na twarz Richiego umazaną w kremie z babeczek.

–Zerwałem ze Stewie i trochę się wkurzyła– zaśmiał się, siadając obok Eddiego.

–Ja chciałem rozstać się w pokoju, ale to ona zaczęła. Co za wariatka!–krzyknął zirytowany, obracając się w kierunku byłej dziewczyny. Nie spodziewał się żadnego odzewu, jakież było jego zdziwienie, gdy tuż obok jego głowy przeleciała rzucona pomarańcza.–Nigdy nie miałaś cela!

–Gustu najwyraźniej też nie– oznajmił Stan, dłubiąc bez entuzjazmu w jedzeniu. Bill stłumił śmiech, choć Stan wiedział doskonale, że udało mu się go rozbawić. Teraz i on mógł poczuć się jak zwycięzca, zajadając obiad na stołówce.

–I chce zwrotu za twój bilet na bal, pięćdziesiąt dolarów piechotą nie chodzi!–zawołał Richie.

Zero odzewu utwierdziło chłopca w przekonaniu, że wygrał kłótnie, albo uczennica miała dosyć robienie scen ( i skończyły jej się przedmioty do rzucania).

Buzia Richiego nadal była umazana masą, co nad wyraz przeszkadzało Eddiemu. Nie myśląc długo chwycił za serwetkę, chcąc wytrzeć twarz chłopca. Mógłby skarcić się w myślach za ten odważny ruch, ale jego przyjaciele byli zajęci rozmową. Poza tym, nadarzyła się doskonała okazja, aby podziwiać Richiego, bez ostrzegającego głosu z tyłu głowy:

Nie rób tego! Richie pomyśli, że coś z tobą nie tak!

Piękna chwila nie może trać wiecznie. Eddie przejechał serwetką po ustach Richiego, w które zaczął się intensywnie wpatrywać. Zanim skradł buziaka Richiemu potrząsnął głową, starając się wyrzucić myśl o pocałunku.

Wyrwany z transu wręczył serwetkę chłopcu, po czym spanikowany wstał od stołu i pociągnął Rebecce i Beverly za sobą. Obie wiedziały, co to oznacza. 

Eddie brał dziewczyny na rozmowę, gdy potrzebował wyrzucić z siebie emocje. Tylko one wiedziały o zauroczeniu chłopca, choć reszta klubu frajerów się domyślała. Wszyscy się domyślali, poza osobą wywołującą zamieszanie w jego myślach.

–Nic się nie dzieje, nie czekajcie na nas!–zawołała Bev, zanim znikła w długim korytarzu przepełnionym uczniami.

{szybkie sprostowanie, gdyby dla kogoś moje wyjaśnienia na temat, kto jest z kim w związku okazały się być zbyt pogmatwane. Ben jest z Beverly a Mike z Rebeccą (czyli nieoficjalnym ósmym członkiem klubu frajerów)thank you, love you, bye}

Elastic heart {Reddie} √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz