Amelie podała mu dłoń, z jej pomocą wstał, próbując ignorować oszałamiający ból, ogarniający całe jego ciało, a w szczególności pogryzione ramię. Sztylet miał schowany za pas.
Podeszli do wilczycy, jeszcze bardziej poranionej od Leonarda. Od góry do dołu ubrana była w czerń, w wielu miejscach zabarwioną krwią. Leżała w okręgu szronu, też nasiąkniętym czerwoną barwą. Na pierwszy rzut oka, uznali ją za nieprzytomną, ale kiedy znaleźli się od niej na odległość metra, ta nagle otworzyła oczy i zaczęła czołgać się do tyłu na trzęsących się rękach. W jej oczach błyszczał strach. Amelie zdjęła swój zwykły, srebrny pierścionek, uklękła, złapała dłoń przerażonego wilkołaka i wsunęła jej go na palec. W tym samym czasie, kobieta warczała jak oszalała, ale nie miała już siły walczyć.
- Nie mamy zamiaru cię krzywdzić, oczywiście, tylko jeśli ty zaniechasz swoich prób krzywdzenia nas – Amelie oznajmiła bezwiednie. – Zdjęcie mojego „prezentu" uznam za takową.
Amelie rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem koni, wszystkie trzy zmieniły się w małe punkciki na horyzoncie. Cmoknęła z niezadowoleniem, po czym znowu spojrzała na wilczycę.
- Jak ci na imię? – dziewczyna nie odpowiedziała, tylko warknęła. – A umiesz mówić?
W oczach wilkołaka zapalił się ogień.
- Umiem – odpowiedziała szorstko.
- Świetnie. Imienia nigdy ci nie nadali?
- Nadali, ale nie po to, by szumowiny twojego pokroju je wymawiały.
Leonard nie mógł powstrzymać cichego chichotu przed wydostaniem się na zewnątrz. Amelie zwróciła się do niego na chwilę, bynajmniej nie podzielając jego humoru. Leonard nic sobie z tego nie robił, ale szybko wrócił do zaciskania zębów z bólu.
- Jesteś od Czarnych Kłów? – Amelie wróciła do pytań.
Wilczyca milczała.
- Przecież wiem, że jesteś, przepraszam, głupie pytanie. Tylko wy macie z nami nie po drodze i niespecjalnie wiem dlaczego.
- Działam sama – prychnęła.
- A, czyli jednak niektórzy z was posiadają umiejętność logicznego myślenia.
W stronę Amelie pomknęła pięść, którą nawet w swoim marnym stanie, złapała bez krzty wysiłku.
- Daruj sobie – puściła jej dłoń i wstała na równe nogi. – A teraz musimy iść po nasze konie...
Kiedy tylko Amelie odeszła od wilczycy na parę kroków, ta od razu chciała porwać się do ucieczki, ale szybko padła na kolana.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie puszczam cię wolno, prawda? Idziesz z nami.
CZYTASZ
Łów
FantasíaSamotnie żyjący malarz spędza swój czas w spokoju, w swoim domu na skraju morza. Jego codziennością jest monotonia, ale nie szczególnie mu to przeszkadza. Nagle, pewnego dnia, odwiedza go stara znajoma i kompletnie przewraca jego życie do góry nogam...