Zawsze. Zawsze to wszystko było moją winą. Dosłownie wszystko. A w każdym razie tak twierdzili ludzie z mojego otoczenia. Ojciec, klasa, nauczyciele... Chętnie do tego dopisałabym matkę, ale ona zazwyczaj poprostu nie mówiła nic. Milczała jak grób stojąc za moim ojcem jak żywy cień.
Nauczyciele często obwianiali mnie o moje słabe oceny. Ale ja wiedziałam, że tak nie powinno być. że mogłabym poprawić te wszystkie cyferki w dzienniku, gdyby tylko dano mi czas i odpowiednie warunki.
A ja nie miałam ani tego, ani tego. nauczyciele zakładali, że możemy przerobić część materiału w domu pod okiem rodziców. Tylko był pewien problem. Nie przewidzieli takiej sytuacji jaka była w mojej rodzinie. Sytuacji, która sprawiała że bałam się przychodzić do domu.
Klasa. Tu można powiedzieć, żę było jeszcze gorzej niż w przypadku nauczycieli. Byłam czymś w rodzaju worka treningowego, na którym można wyładować swoje frustracje i niechciane emocje.
I jeszcze ja... Obwianiałam się o śmierć. Śmierć Fuksji. Kasztanki, która była jedyną istotą wywoływującą uśmiech na mojej twarzy. Jedyną istotą która mnie rozumiała. Od tamtych pamiętnych zawodów nie rozumiał mnie nikt...
Otrzepałam się z zamyślenia jak pies po wejściu do wody. Musiałam się skupić. Ostatnie zadanie. Długopis w moich palcach kreślił cyfry i symbole. Uwielbiałam matematykę. Rzędy cyfr pozwalały mi się odprężyć i przestać myśleć o problemach i tragediach. Był to jedyny przedmiot który dobrze mi szedł nawet bardzo dobrze. Odłożyłam długopis i odsunęłam test na bok. Byłam prawie pewna że dobrze mi poszło. I byłam z siebie dumna, widząc jak wiele problemów sprawia ten test innym.
Rozejrzałam się po klasie. Oprócz mnie nikt jeszcze nie skończył. W ławce po mojej lewej siedziała wysoka blond włosa dziewczyna. Na jej twarzy widniał tak dla niej nie zwykły wyraz zamyślenia.
Szybkim ruchem odrzuciła włosy, na plecy żeby nie opadały jej na kartkę. Nazywała się Paula. I była najbardziej przezemnie znienawidzoną osobą w całęj szkole. Była popularna, w przeciwieństwie do mnie. Nawet bardzo. Ale jeszcze to by w niczym mi nieprzeszkadzało. Bo nie była jedną z tych osób, które słąwe znoszą bez problemów. Nie, ona była jedną z tych, które przez władzę uważają, że mogą wszystko. I tak właściwie było w naszych szarych, szkolnych realiach.
I gdyby te wszystkie zapatrzoną w nią, jak w obrazek osoby mogły wiedzieć jakie słowa mogły wypowiedzieć jej usta, lub z jaką siłą jej dłonie mogły uderzyć... Ale nie wiedzieli. Albo nie chcieli wiedzieć. Wychodziło na to samo, bo nie reagowali.
To właśnie ona najczęściej sprawiała, że niechciałam tutaj być. Równie często jej wypielęgnowane ręce uderzały mnie w policzek. Zawsze lewy. Bałam się jej. Pewnie teraz mogłabym usłyszeć, że ona i tak nie może mi nic zrobić. Jednak zasady można omijać. A porażająca liczba osób nie reaguję na łamane zasady i przekraczane granice....
Paula była kimś w rodzaju nieformalnej przewodniczącej klasy. I prez to miała jeszcze więcej okazji do poniżania mnie.W końcu w grupie siła. Nie miałam pojęcia czym zawiniłam, ale Panna Idealna każdego dnia dawała mi jasne sygnały, że mnie nienawidzi.
W przeciwieństwie do niej ja byłam typową szarą myszką. Równie zwyczajną, jak niezauważalną dla reszty klasy. Ja poprostu nie istniałam dla większości osób. Kolejna nic nieznacząca dziewczyna z problemami...
Do tego, nawet mój wygląd był tak niezwracający na siebie uwagi, jak to tylko możliwe. Mysio brązowe włosy sięgające trochę za ramiona wyglądały zawsze tak, jakby ktoś poraził mnie prądem. Dlatego zazwyczaj nosiłam je związane. Piegi, którymi "przyozdobiona" była moja twarz upodabniały mnie do biedronki.
Właściwie, to jedyne co lubiłam w swoim wyglądzie to oczy. Jasno orzechowe ze złotymi plamkami przy źrenicy. Paula często wspominała że natura się pomyliła dając coś PRAWIE ładnego takiej brzyduli jak ja.
Ja za to nie komentowałam jej oczu w kolorze nieba które ktoś wyprał w nie właściwym proszku do prania i w nie właściwej temperaturze a potem wystawił na słońce żeby sobie wypłowiało, tracąc kolor.
Zadzwonił dzwonek. Uczniowie odłożyli długopisy i zaczęli się pakować. Wrzuciłam do plecaka sfatygowany granatowy piórnik. Ostatnio rodzice, a raczej ojciec, próbowali zmusić mnie do pozbycia się go. Ale ja im na to nie pozwoliłam. Wiązało się z nim za dużo wspomnień. To właśnie ten piórnik prawie zjadła Fuksja podczas pierwszych dni naszej znajomości. Mimo woli łzy napłynęły mi do oczu na wspomnienie klaczy. Otarłam je rękawem nie mogłam pozwolić żeby ktokolwiek z mojej klasy to zauważył. Bo jeśli ktoś wiedział, to wiedziała też Paula.
Starannie ukrywałam przed resztę klasy jeden z bardzo nie wielu moich słabych punktów. Paula i reszta jej gangu nie powinna się dowiedzieć o śmierci mojej klaczy. Śmierci. To brzmi tak nie odwracalnie, ak jednoznacznie. Przed tymi pamiętnymi zawodami miałam wrażenie jakby śmierć mnie nie dotyczyła, a teraz...
Ruszyłam w stronę sali numer pięć teraz miała się odbyć już ostatnia na dzisiaj lekcja - godzina wychowawcza. Zazwyczaj była to jedna z najnudniejszych lekcji, ale tym razem mogło być naprawdę ciekawie. Nasz pan wychowawca wprowadził projekt który miał za zadanie rozwijać pasje uczniów.
Każdy z nas po kolei miał przedstawić krótką prezentacje na temat swojego hobby. Z tego co wiedziałam miała teraz przedstawiać Tosia - jedyna osoba w klasie oprócz mnie jeżdżąca konno. Właściwie to aktualnie jedyna bo ja po stracie Fuksji zrobiłam przerwę w jeździectwie. Było mi trudno sobie wyobrazić jazdę konną bez klaczy. Nie potrafiłabym wsiąść na innego konia, nadal pamiętając
***
- Moim hobby jest jeździectwo - Zaczęła rudowłosa Tosia, uśmiechając się lekko w stronę klasy - Jeżdżę od pięciu lat, a moją główną pasją są skoki. Ten moment w którym szybujesz razem z koniem nad przeszkodą jest wart wielu dni i godzin poświęceń...
Bolało mnie to, jak dużo wspomnień przywołały jej słowa. Bo właśnie ten moment lotu nad poprezczkami jest czymś co uwielbiam w jeździectwie. I jest też czymś, czego będzie mi brakowało.
Po chwili Tosia, zaproponowała, że puści na tablicy interaktywnej transmisję z zawodów skokowych, żeby pokazać "jak to wygląda". Po chwili w klasie rozbrzmiał głos komentartora:
- Jako pierwsza na plac wjeżdża Danuta Mostowska na klaczy o imieniu Fuksja.
Cała klasa po usłyszeniu mojego imienia i nazwiska wgapiła się we mnie. A ja za to nie wierzyłam w to co się dzieje. To poprostu było niemożliwe! Dlaczego akurat te zawody?! Po układzie przeszkód na placu byłam pewna, że to były właśnie TE zawody. Ostatnie zawody Fuksji.
CZYTASZ
Zawsze Nigdy
AdventureNiewiele osób wie jak to jest stracić wszystko w jeden dzień, wszystko co się kochało, i wszystko na czym zależało. Ona wie. Jedna chwila, jedne zawody zmieniły wszystko, całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach, w tym jednym straszliwym momenci...