Poszarpana trójka

11 2 1
                                    

Artemida uciekła w stronę miasta, Rozlane Mleko w przeciwną, a koń wilczycy w jeszcze innym kierunku. Uganianie się za nimi było niełatwym zadaniem, biorąc pod uwagę wątpliwą przytomność Amelie, już wpół zasklepione, choć nadal niezmiernie bolesne rany Leonarda i ciągle próbującego się jakoś wymknąć wilkołaka. Nie trzeba być mędrcem, by domyślić się, że do miasta dotarli z niemałym opóźnieniem, na miejscu stawili się tuż przed nocą. Przed tym jeszcze, musieli jakoś ukryć fakt, że przed chwilą, dosłownie, jedno drugiego próbowało zagryźć. Nie chcieliby przecież wejść do gospody i od razu być uznanymi za morderców czy biedne ofiary napaści, choć w gwoli ścisłości byli tymi drugimi. Z ich trójki najlepiej prezentowała się Amelie, co oznaczało brak strasznych poszarpań, czy krwi na ubraniach, ale dobrze wyglądać to nie wyglądała. Później był Leonard z mankietami nasiąkniętymi czerwienią; w jego przypadku niefortunnie zabarwioną koszulę mógł przykryć płaszcz i po problemie. Prawdziwa zabawa zaczynała się dopiero z wilczycą, wszędzie ubabraną karmazynową mazią, jedną nogawkę spodni miała rozciętą na wysokość uda. Prezentowała się tragicznie. Leonard nie był skłonny użyczyć jej swoich ubrań ani ona nie była zbytnio zachwycona takim pomysłem. Koniec końców, Amelie kazała Leonardowi poczekać z wilkiem na polanie, kiedy ona pojedzie przynajmniej kupić jej nową pelerynę. I czekał,  stanowczo za długo. Przez cały ten czas wilczyca mierzyła go iście zabójczym spojrzeniem. Zastanawiała się czy i on mógł użyć takiej magii co Amelie. Co chwilę spoglądała gdzieś w dal, czy może udałoby jej się uciec, to na niego, czy może jednak byłaby w stanie go zabić? Leonard był pewny, że pewnie spróbowałaby w tym swoich szans, gdyby tylko dano jej więcej czasu. Na szczęście, kiedy już mordercza atmosfera nie mogłaby bardziej przybrać na sile, zobaczył Amelie na Artemidzie. W oczach wilkołaka pojawił się strach, który nie istniał przy obecności samego Leonarda. Wywarła na niej wrażenie, wilczyca będzie się teraz bała czegoś wykombinować - dobrze. Westchnął z ulgą. Amelie rzuciła do niej pelerynę, a ta owinęła się jak najlepiej potrafiła ciemnym kawałkiem zwykłego płótna; dopiero wtedy ruszyli do miasta.

ŁówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz