✧I. Ulica Różana✧

661 72 130
                                    

Droga na Mokotów była nieco uciążliwa, gdyż Klara niosła w ręce swoją skórzaną walizkę. W owej walizce, oprócz swoich rzeczy, trzymała jeszcze mnóstwo jedzenia od ciotki, które kobieta zapakowała jej uprzedniego dnia.

Żebyście się w tej Warszawie nie zagłodzili, boś strasznie chudziutka do mnie przyjechała!

To właśnie oznajmiła ciotka, gdy panienka broniła się rękami i nogami przed zapakowaniem dodatkowej porcji swojskich jajek. Wiedziała bowiem, że jajka prędzej się pobiją, niż dojadą do Warszawy w całości.

Ciotka powtarzała co roku, że panienka Jasińska jest chuda, więc co roku dawała jej dużo jedzenia do bagażu. Klara w istocie była smukła i miała przeraźliwie kościste dłonie, ale już taka się urodziła. Przez swój wysoki wzrost wyglądała na jeszcze szczuplejszą, niż była w rzeczywistości. Panience jednak, w przeciwieństwie do ciotki Ewy, niezupełnie to przeszkadzało.

Podczas chwilowych narzekań na ciężar walizy, znalazła się coraz bliżej osiedla, na którym mieszkała. Skręciła na ulicę Różaną. Przyśpieszyła kroku, gdy przed oczami pojawiły się, doskonale znane jej oczom, obdrapane kamieniczki.

Klara zauważyła sąsiadkę, która stała przed ich kamienicą. Kobieta ukłoniła się w jej stronę, a jako że panienka była dobrze wychowana, ładnie się odkłoniła i powiedziała:

— Dzień dobry!

Pani Malinowska wyglądała dosyć nietypowo. To jest, wciąż nosiła na ramionach kwiecistą chustę, zupełnie niepasującą do reszty ubioru. Nie było to jednak przyczyną zaniepokojenia panienki Jasińskiej. Kobieta zazwyczaj przesadnie się uśmiechała, jednak w tamtym momencie na jej twarzy widniał jakiś dziwny grymas.

— Dzień dobry — odparła sąsiadka, a kąciki jej ust nieudolnie uniosły się ku górze. — Panienka już wróciła? Gdzie się tak długo podziewała?

— Byłam w Adamówku, u ciotki, od początku lipca. Szczerze mówiąc, nieco się stęskniłam. — Klara lekko się uśmiechnęła. — Wie pani może, co słychać u mojego ojca? Nie otrzymałam od niego listu przez tydzień, zaniepokoiło mnie to trochę. Zawsze się odzywał przed moim powrotem do miasta.

— Pan Czesław strasznie zabiegany ostatnio, ale u niego wszystko w porządku.

— Wszyscy się tak dziwnie zachowują. Myślałam, że może coś się wydarzyło.

— Ależ to nie o panienki ojca chodzi! A słyszała, co mówią ludzie? 

— Cóż takiego? — spytała zaciekawiona.

— Powiadają, że idzie wojna!

— Któż pani tyle naopowiadał? Państwo stało się silne, na pewno nie dozwolą... — zarzekła się dziewczyna.

— Młodzi to mają w głowach głupie naiwności! Oj tak, ja już wiem co robili w czternastym.

— Proszę pani, to było dawno temu!

— Wcale nie tak dawno! Dla takiej trzpiotki jak ty, może czternasty to był wieki temu, ale dla mnie wiele czasu nie upłynęło. Wiszą wszędzie — odparła kobieta, pokazując na plakat, wiszący na latarni, która stała obok. — Dziś w gazecie ogłoszenie dali o maskach gazowych. Straszne czasy nadejdą, oj, ja już to wiem.

Klara przypatrzyła się kartce papieru przyczepionej do latarni. Litery zlały jej się w jedno, gdy przeczytała treść zwitku.

Mobilizacja powszechna...

— Lepiej wynieśmy się stąd, póki jeszcze żyjemy. Panienka wyjechała, to nie wie, co się tu działo! Jakiż strach teraz wszystkich objął! Zniszczą, zniszczą nas wszystkich... — odpowiedziała starsza pani i, kiwając głową, wróciła do swojego bloku.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz