¦61.¦ Nieśmiertelny kwiat lotosu!

129 23 2
                                    

— Panienka jest... głupia — wycharczał Lotus. — Tam... jest tru... trucizna... — Splunął krwią, zaczął kaszleć, a jego wzrok zaczął zachodzić mgłą. Rozszerzyłaś oczy. Nie mogłaś pozwolić mu umrzeć. Dlaczego?

— LOTUS! — krzyknęłaś rozpaczliwie. — Nie umieraj!

Zaczęłaś ciągnąć za drut, próbując go wyciągnąć. Nie miałaś szans. A jednak próbowałaś. Próbowałaś uratować bezimienne dziecko, choć metr dalej stał jego przyszły morderca. Dlaczego?

— Nie mogę... umrzeć. — Ostatnimi siłami próbował nadać swojej egzystencji cel. Kilkoma słowami skierowanymi do Ciebie. Dlaczego?

— Lotus...

— Jestem tchó...rzem, uciekam — sapał. — Od śmierci też ucieknę...

— Lotus...

Dlaczego umierał? Dlaczego żył?

Dlaczego?

D l a c z e g o ?

— Nie przedłużaj — odparł Sasori, a spod materiału zasłaniającego dolną połowę twarzy wysypał się grad igieł. Wszystkie one wbiły się w Twoje ciało, wprowadzając truciznę do krwioobiegu.

Chciałaś krzyczeć. Nie byłaś pewna powodu. Twoja bezsilność? Śmierć Lotusa? Ból? Dlaczego krzyczałaś? Dlaczego byłaś taka uparta? Dlaczego?

— Panienko... [imię]...

Dlaczego on umierał? Dlaczego nie poznał swojej tożsamości? Dlaczego nie mógł Ci nic powiedzieć? Kim był Lotus, kim był Kabuto, kim była [imię]? A kim oni są teraz?

Opadłaś. Głosy zlały się w jedno. Obraz stał się niewidoczny. Lotus zaczął się kurczyć, aż w końcu stanął przed Tobą, patrząc się wysoko w górę.

— Braciszku, co my robimy?

Odwróciłaś się za siebie. Kabuto wskazał palcem na swój ochraniacz. Odpryśnięta, szkarłatna krew idealnie pasowała do zimnego srebra metalowej blaszki z symbolem Konohy.

— To jest symbol naszej przynależności do Wioski Liścia, ale tam nie ma naszego domu. Szukamy go.

— Gdzie on jest? — spytał Lotus, niezgrabnie próbujący zmyć czerwień z rąk. Do oczu pchały mu się łzy, ale dzielnie je wstrzymywał.

— Nie wiem — szepnął Kabuto. Jego wzrok stał się nieobecny, jakby coś sobie przypominał. — Ale go znajdziemy.

— Czy wtedy braciszek będzie miał jedno imię? — Lotus odgarnął pchające mu się na twarz brązowe włosy.

— Mama nadała mi imię, więc jestem Kabuto — powiedział do sześciolatka. — Ale tutaj mam ich wiele. Czy też, nie mam żadnego.

— Mnie mama wołała Lotus — odparł. — Ale tutaj mówią na mnie Junko albo Atsushi. I już nie wiem, jakie jest moje imię.

— A jak myślisz? — Kabuto spojrzał się na chłopca przenikliwą czernią swych oczu. Zaraz jednak odwrócił swoje spojrzenie na wypełzającego z rzeki Orochimaru. — Kim jesteś?

— Powinienem raczej ciebie o to spytać — zachichotał Sannin. — Więc, kim jesteś? Dzieckiem Nonō Yakushi, członkiem Korzenia, szpiegiem Sasoriego, czy pionkiem Akatsuki?

Kabuto zacisnął zęby. Ośmioletni Lotus wstał i wyciągnął ręce z kieszeni dużej, pomarańczowej bluzy. Chwycił przybranego brata za rękę, chcąc dodać mu wsparcia. Na jego policzkach odznaczała się cudza krew, spojrzenie miał przestraszone i dzikie, niczym zwierzęcia.

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz