Nazywam się Nicole, w tym roku skończyłam szesnaście lat. Nazwiska nie posiadam już od dawna, zniknęło wraz z moimi rodzicami. Mama i ojczym zginęli w wypadku samochodowym, nie wiem ile miałam wtedy lat, a taty nigdy nie poznałam, mama nigdy nie wspomniała mi kim był. Po ich śmierci żaden członek rodziny nie chciał mnie do siebie przyjąć, przecież to tylko dodatkowa głowa do wykarmienia. Miło, prawda? Dbali tylko o własne tyłki i to mnie niesamowicie wkurza. Nikt z dalszej rodziny nie dbał o nic innego. Zostałam więc sama. Nic więc dziwnego, że trafiłam akurat do tego miejsca. Miejsca, gdzie takie niepotrzebne dzieciaki były najbardziej potrzebne. W końcu nikt nie będzie się o nich martwić, nikt się nie upomni, a łasy urząd można łatwiutko przekupić. Pamiętam ostatni raz, kiedy byłam na dworze. To było, gdy przyprowadzali mnie tu. Do tego ładnego z zewnątrz białego budynku, czystego. Pamiętam ciepły uśmiech urzędnika i tamte słowa: "Nie martw się, będzie dobrze". Gówno prawda. To był moment, kiedy dzieciństwo mogące trwać jeszcze parę ładnych lat musiało zostać zniszczone przez szarą rzeczywistość, zderzenie z tym okrutnym miejscem. Nie mam pojęcia, co mają na celu. Nie wiem, co chcą osiągnąć. Nie uwierzę, że robią to tylko dla zabawy, że można być tak okrutnym. By dzieci bez względu na wiek traktować w taki sposób. Normą jest tu głodzenie, wyzywanie, obniżanie samooceny, bicie w razie nieposłuszeństwa, a czasem również w ramach własnej zabawy; w końcu gdy możesz zrobić z drugim człowiekiem co chcesz, bez konsekwencji.. robisz rzeczy, do których nawet nie myślałbyś, że jesteś zdolny. Właśnie, bez konsekwencji.. dlaczego do cholery bez konsekwencji? Przecież w końcu dorosłe dzieciaki muszą stąd wyjść, więc dlaczego nie zgłoszą tego, co tu się dzieje? Fakt, wiele osób ma zepsutą psychikę, to trauma, ale.. przecież zgłoszenie tego jest czymś oczywistym i nie mogę tego pojąć. A może się boją.. W końcu strach, nawet bezpodstawny, potrafi przejąć władzę nad człowiekiem. Ewentualnie są zastraszani, albo.. nie, nie mogliby zabić. Wtedy na pewno ktoś by to zauważył, trupów nie można się tak łatwo pozbyć. Zżera mnie ciekawość, co się dzieje gdy dorośniesz. Jednocześnie boję się dorastać i bardzo chcę dorosnąć. 

*******************************************

- Nicole, wstawaj! - do moich uszu dotarł głos. Ktoś mną potrząsnął. - Już szósta, nie zdążysz na śniadanie!
Nie chciało mi się wstawać, zresztą jak zwykle, ale wizja nie jedzenia nic do wieczora nie była zbytnio kusząca. O ile by w ogóle wieczorem coś dali. Różnie to bywa, zależy też jaki mają humor.
Spadłam z łóżka, bo to prostsze niż normalne wstawanie.
...
Nie no, po prostu strasznie mi się nie chciało. Nie lubię poranków, nawet jeśli na śniadanie chcę zdążyć. Otworzyłam ciężkie powieki i wybełkotałam nadal nie będąc do końca rozbudzoną:
- Wiesz, że mogłam zejść na zawaaaał?
- Jakoś nie widać, żebyś się bała - brunet przewrócił oczami.
- Aaale lunatyków się nie budzi! Co jakbym wstała i wyskoczyła przez ookno?!
- Ale ty nie jesteś lunatykiem, a poza tym tu nie ma okien..
- I co z tego? - nadęłam policzki i podniosłam się do siadu. Nie lubiłam sytuacji gdy widocznie miał rację. - I tak mogło się coś stać - spojrzałam się w bok, nie chciałam dać za wygraną. Nawet gdy ta "kłótnia" nie miała najmniejszego sensu.
- Oj nie marudź i chodź tutaj - kucnął naprzeciw mnie i zaczął czochrać mi włosy. Uśmiechał się szeroko.
- Ej, zostaw! Będę mieć szopę na głowę! - krzyknęłam cicho się śmiejąc. Nawet lubiłam, gdy to robił, ale moje włosy bardzo mocno się plączą, czego bardzo nie lubię. - No już, już, ogarniam się!
- Na pewnooooo? - specjalnie przeciągnął, wie że mnie to śmieszy, choć na dłuższą metę drażni.
- No tak, już wstaję!
Z naszej całej paczki jeśli miałabym wybierać, najbardziej lubię Mike'a. Siedemnastoletni brunet, który zawsze ratował mi dupę, umiał poprawić mi humor oraz był przy mnie, gdy tego potrzebowałam. Uwielbiam go, ale czasami mam ochotę udusić własnymi rękoma. Ale zgaduję, że tak jest w wielu przyjaźniach, prawda?
Martwił mnie tylko fakt. Siedemnaście lat.. Nie wiem za ile, ale jest blisko swojej osiemnastki. Martwię się, co się wtedy stanie. Momentalnie posmutniałam. Nie chcę, by mu coś się stało, a mam silne przeczucie, że coś się stać może. W końcu Mike raczej zawiadomiłby policję, więc co zrobią, by to się nie stało...?
- Hej, wszystko dobrze? - spojrzał na mnie trochę zmartwiony. Od razu zauważył zmianę w mojej mimice. - Coś się stało?
Wiedziałam, że nie ma sensu kłamać. Mike rozpoznałby bez trudu, że kłamię. Taka już kolej rzeczy, gdy znacie się kilka lat i spędzacie ze sobą każdy dzień. Albo to ja nie umiem mu skłamać.
- Po prostu.. cholernie się martwię - westchnęłam cicho. - Niedługo kończysz osiemnastkę.. Co wtedy? - wbiłam wzrok w ziemię.
Brunet na chwilę zamilkł, po czym szeroko się uśmiechnął.
- Hej, nie martw się tym! - delikatnie mnie objął i zaczął ponownie czochrać mi włosy. - Będzie ze mną w porządku, nie musisz się tym przejmować. Będzie okej.
Wtuliłam się w niego i nic nie odpowiedziałam. Chociaż starał się to ukryć, wiedziałam że się tego boi. W końcu to on jest zagrożony. Martwi się, co się z nim stanie, ale nie chce bym ja się martwiła. Z jednej strony było to bardzo miłe, ale z drugiej niesamowicie mnie irytowało; mieliśmy się wspierać wszyscy wzajemnie, ale kłamstwo to uniemożliwia.
- No.. chodźmy już na śniadanie - rzucił chłopak by przerwać ciszę, poza tym byliśmy blisko spóźnienia.
Postanowiłam na razie nie wracać do tematu, później się tym zajmę. Uwolniłam się z jego uścisku i zbiegliśmy na dół, zastanawiając się co dziś będziemy jeść.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 17, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Don't worryWhere stories live. Discover now