8. Rocznica śmierci

613 50 15
                                    

Hej słoneczka! Jeszcze przed rozpoczęciem prosze was o gwiazdki i komentarze, mogą być te konserwatywne 😉 Widzę, że sporo was tu przybyło więc serdecznie witam nowych czytelników i mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej! Tradycyjnie zapraszam was na inne moje książki, jeśli macie jakieś prośby lub propozycje, co wam się nie podoba to koniecznie piszcie pv, nie gryze 😘 To na tyle, miłego dnia, wieczoru w zależności od pory o której to czytacie 💓

Wendy POV
~~~~~~~~

Chaos. To słowo brzęczało mi w głowie stawiając pierwsze kroki na progu szkoły. Czułam się obco, jakbym wcale nie powinna tu być, jakbym nie pasowała. Słysząc dzwoniący telefon wreszcie ocknęłam się z żarliwego zamyślenia i odebrałam połączenie.
- Halo? - spytałam z poranną chrypą. Wstałam bardzo wcześnie, może dlatego, że to dzisiaj miała odbyć się tak długo wyczekiwana rocznica śmierci rodziców. Z pozoru normalny dzień w którym ludzie truchtają ulicami do pracy, szkoły, czy kawiarni, ale dla mnie czas się zatrzymał i wszystko dochodziło do mnie z czasem. Byłam oszołomiona. Tym, że mija kolejny rok odkąd nie ma ich ze mną. Odkąd jestem pozbawiona szczęścia i ciepła domu.
- Możemy spotkać się na drugiej przerwie? - zmarszczyłam brwi słysząc po drugiej stronie głos Williama. Nie wiedziałam o co mu chodziło, ale napewno nie miałam ochoty na żadne spotkania z jego osobą. Nie po naszej toksycznej relacji.
- Odpowiedź nie, jest dopuszczalna? - wyjęłam książki z szafki tym samym przenosząc telefon na drugie ramię.
- Nie. To ważne. - zdziwił mnie jego pewny siebie głos.
- W porządku. Czekaj na mnie na korytarzu przy mojej szafce. - szybko odparłam i się rozłączyłam. Naprawde nie chciałam psuć sobie humoru rozmową z moim niezrównoważonym byłym. Szybkim krokiem ruszyłam do swojej klasy i zasiadłam przy ostatniej ławce. Nie trudziłam się notowaniem ani słuchaniem nauczycielki bo i tak nic nie weszłoby mi do głowy. Myślałam w tej chwili tylko o rodzicach oraz rozmowie z Williamem. Wręcz podskoczyłam na krześle słysząc wielką Encyklopedię rzuconą na mój stolik. Niezrozumiale przeniosłam wzrok do góry wpatrując się w nauczycielkę wielkimi oczami.
- Panno Darling, to nie najlepszy moment na myślenie o niebieskich migdałach. - przewróciłam oczami niewidocznie - pracujemy w parach. - dodała - ty zajmiesz się projektem z Noorą. - znudzona podeszłam do Noory i usiadłam przy jej miejscu. Cała lekcja minęła nam na mniej więcej planowaniu fabuły i czasu robienia projektu. Po dzwonku ruszyłam jako pierwsza z klasy i prawie zabiłam się na korytarzu podchodząc do swojej szafki. Czekał tam już Willian nerwowo rozglądając się po szkole.
- Czego chcesz? - posłałam mu wyczekujące spojrzenie - muszę zbierać się na kolejną lekcję.
- Noo...- chłopak złapał się za kark i spojrzał za mnie przerażony. Odwróciłam się natrafiając na badawcze i uważne spojrzenie Petera. Obserwował każdy ruch Williama. Uniosłam brew na ten niecodzienny widok.
- Chciałbym cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie. - odpowiedział niczym z procy. Posłałam mu lekki uśmiech, pełen rozbawienia i sarkazmu.
- Dobrze się czujesz William? - prychnęłam - w naszym związku nigdy nie przepraszałeś, co cię skłoniło do tej zmiany?
- No...- zastanowił się - przemyślałem sobie to wszystko i jakoś tak wyszło.
- W porządku. Powiedzmy, że przyjmuje przeprosiny. - zmrużyłam oczy nieufnie.
- Naprawde? To wspaniale! - krzyknął i przycisnął mnie do siebie. Z szokiem wymalowanym na twarzy odepchnęłam go lekko od siebie.
- Okey. - stwierdziłam - będe się zbierać. - wymusiłam na sobie sztuczny uśmiech i w mgnieniu oka znalazłam się w sali lekcyjnej.

Jak zwykle wszystkie lekcje minęły mi szybko i coraz bardziej zbliżał się ten lepszy według mnie moment w całym dniu. Rocznica. Oczywiście jakoś wybaczyłam ciotce, że nie mogła mi towarzyszyć. Ruszyłam na cmentarz z gulą w gardle. To wszystko było dla mnie takie świeże i nowe. Położyłam czerwone róże na grobie i przysiadłam przy nim.
- Cześć mamo i tato. Co u mnie? Oprócz depresji i anoreksji? Jakoś się trzymam. Ciotka podtrzymuje mnie na duchu, dzięki niej jeszcze staram się walczyć. Jeśli mnie gdzieś tam słyszycie to przepraszam. Za wszystkie rozczarowania, niepotrzebne kłótnie i za bycie nie idealną córką bo jak zauważyliście daleko mi do idealizmu, ale staram się jeszcze uratować. Z dna zawsze można wyjść, ale to dotyczy tylko podejścia. Bardzo za wami tęsknie i mam nadzieję, że lepiej wam w niebie o ile tam trafiliście, a jestem pewna, że tak. Podobno w niebie jest idealnie i pięknie, nie czuć tam żadnej złości. Chciałabym kiedyś tam trafić, bo świat to jedno wielkie bagno. Kocham Was. - szepnęłam czując łzy pod powiekami. Czułam się źle z tym, że wszyscy w moim otoczeniu mieli rodziców i ich nie szanowali, a ja musiałam co roku zjawiać się na cmentarzu i gadać do dennego grobu nawet nie licząc na odpowiedź. To bardzo bolało, nie potrafiłam się z tym pogodzić. Liczyłam na poprawę z biegniem czasu, ale za każdym razem czułam ból wpatrując się w miejsce, gdzie moi rodzice zostali zakopani.
Otarłam łzy i skierowałam się do domu. Mieszkałam w miłej okolicy, pełnej zieleni i estetycznych domów, więc spacer był mi na ręke. Uspokoiłam troche swoje emocje, ostatnio dużo się ich nazbierało i były rozbiegane. Sprawnym krokiem wspięłam się na schodki domu i już chciałam wejść do pomieszczenia gdy coś innego zwróciło moją uwagę. Pudełko po prezentach. Dziwiło mnie to, że akurat tu leży, ciotka powinna je stąd dawno sprzątnąć i wnieść do środka, ale może była w pracy. Podeszłam do pakunku i przyjrzałam mu się. Czarne pudło z czerwoną wstążką. Ze zmarszczonymi brwiami je otwarłam, a zawartość dziwiła mnie jeszcze bardziej. Laleczka. Laleczka wyglądająca jak mój sobowtór.

Silence |PP|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz