✧III. Piękna, sierpniowa noc✧

430 49 104
                                    

Na ostatnim fragmencie jezdni panienka Jasińska nieco przyśpieszyła. Chciała już wrócić do domu. Od osiedla dzieliły ją tylko dwie przecznice. Nagle na jednej z uliczek zgasły latarnie. Robiło się coraz ciemniej, a ona coraz gorzej widziała drogę. Chcąc nie chcąc, skręciła w ulicę, która prowadziła do jej domu.

Nagle (nieco zbyt długa) sukienka wkręciła się między szprychy. Klara straciła równowagę, a rower upadł z trzaskiem na bruk. Torba pękła, a wieczorny wiatr rozrzucił kartki z nutami po ulicy. Panienka Jasińska próbowała złapać pojedyncze kartki, ale przez chwilę nie mogła podnieść się z ziemi. Kiedy się otrząsnęła, poczuła piekący ból w prawym kolanie. Broczyła z niego krew, po tym jak zetknęło się z twardym podłożem.

Wkrótce jednak wstała i, utykając, zaczęła zbierać kawałki papieru. Usłyszała pisk hamującego roweru. Przeraziła się i spojrzała za siebie. W ciemności nie mogła dostrzec zbyt wiele, ale jedno widziała na pewno. Bardzo wysoki cień, o męskiej sylwetce, zbliżał się ku miejscu, w którym rozbiła swój rower. Nie miała czym się bronić. Wzięła swoją rozerwaną torbę i odmówiła wszystkie modlitwy w myślach.

Gdy postać stanęła tuż nad nią, Klara zamachnęła się i zaczęła okładać potencjalnego napastnika szmacianą torbą.

— Proszę zostawić mnie w spokoju! — krzyknęła, a młodzieniec jęknął.

— J-ja chciałem tylko pomóc! — wydukał dryblas.

Klara wytężyła wzrok i spojrzała na twarz nieznajomego. Nie wyglądał na kogoś, kto miałby złe zamiary. Przynajmniej w bladym świetle księżyca.

— Przepraszam, byłam przerażona. Mógłby pan odezwać się choćby słowem, a nie skradać się jak morderca!

— Zauważyłem, że panienka spadła, chciałem pomóc. Nie myślałem, że jestem aż tak przerażający — odparł rozmasowując sobie twarz.

— Na pewno nic panu nie jest? — powiedziała, spoglądając na niego.

— Wszystko ze mną w porządku. Myślę, że to jednak panienki kolano jest unieszkodliwione, myślała panienka, że ktoś ją napadnie, a jej nuty są rozrzucone po całej ulicy. Pomogę panience, mimo tamtego niezbyt przyjaznego przywitania. — Uśmiechnął się i zaczął zbierać kartki z ulicy.

Uśmiechnięty blondyn podał kartki Klarze. Ona syknęła i podziękowała. Kolano pulsowało, a poszarpana przez rower sukienka wyglądała koszmarnie. Jakby nie patrzeć, owy młodzieniec był dość przystojny. Panienka dostrzegła jego twarz w całej okazałości, gdy księżyc wyłonił się zza chmur. Była pewna, że jej twarz spąsowiała. Naraziła się na taki wstyd!

Kiedy chwilę później podniósł jej rower, spojrzał na zranione kolano dziewczyny. Wyjął z kieszeni marynarki chustkę i powiedział:

— Proszę wziąć moją chustkę, nowa, dopiero ją kupiłem. Może zatrzyma krwawienie.

— Ależ nie musi się pan fatygować, poradzę sobie.

— Nalegam, proszę wziąć — stwierdził, podając jej materiałową chusteczkę.

Klara uśmiechnęła się krzywo, bo zdarta skóra mocno piekła, i przyłożyła ją do zranionego miejsca. Wytarła ściekającą z rany krew, a potem obwiązała kolano. Spojrzała na nieznajomego. Wciąż się uśmiechał, a lekko kędzierzawe włosy opadały mu na twarz. 

Stali przez chwilę na ciemnej ulicy, nie mówiąc ani słowa. Mężczyzna wreszcie ruszył się z miejsca. Panienka wzięła nuty pod ramię, a rozerwaną torbę zawiesiła na kierownicy.

— Dobranoc panu!

— Na pewno nie trzeba panienki odprowadzić? — spytał, jednocześnie poprawiając grzywkę dłonią.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz