Widziała czarny ogień, który trawił jej pokój. Nie mogła się ruszyć, jakby miała wdziane ołowiane buty. Wyciągnęła rękę po kufer stojący obok, za późno, za wolno. Wszystkie listy jej matki przepadły, strawiły je płomienie. Słyszała płacz dobiegający z dziecięcego pokoiku. Stefek krzyczał wniebogłosy:
— Uratuj nas, siostrzyczko!
Spojrzała w ich płaczące oczy, lecz ujrzała tylko puste oczodoły. Krzyknęła w bólu i pożodze. Chciała uciec jak najdalej z tamtego piekła. Wtedy wszystko zaczęło się rozmywać...
Klara krzyknęła z przerażenia, a tuż po tym otworzyła oczy. Była cała spocona, a malutkie kropelki spływały po jej twarzy. Koszmar, z którego właśnie się wybudziła, przeraził ją dogłębnie. Nie mogła się otrząsnąć. Rozglądała się po pokoju, szukając czarnych płomieni. Zegar z kukułką patrzył na nią ze ściany. Była za kwadrans piąta.
Chciała się uspokoić, gdyż dawno nie była tak roztrzęsiona. Nogi drżały jej niemiłosiernie, kiedy postawiła je na podłodze, wstając z łóżka. Panienka stwierdziła, że szklanka zimnej wody powinna ukoić jej nerwy. Udała się w stronę kuchni. Nie zasłaniała okna poprzedniego wieczoru, więc wschodzące słońce wpuściło już swoje pierwsze promienie do pokoju Klary.
Gdy znalazła się już w kuchni, drżącą ręką usiłowała nalać wody z dzbanka do szklanki. Ledwo jej się to udało. Nigdy sen nie wywołał w niej aż takiego przerażenia. Bała się zaglądnąć do pokoju rodzeństwa. Postanowiła wrócić do swojej sypialni. Stawiała jak najcichsze kroki, by nie pobudzić domowników. Zgrabnie wyminęła trzeszczącą deskę w korytarzu przed pokojem ojca i otworzyła delikatnie drzwi.
Wyjrzała przez okno. Na świecie robiło się coraz jaśniej, choć gwiazdy jeszcze delikatnie przebijały się przez coraz bledsze niebo. Nic nie zmieniło się od wczoraj, ale coś było w tym świecie niesamowitego, innego. Jakby zaraz niebo miało spaść na Ziemię. Nie mogła pozbyć się tamtego odczucia. Mimo że czarny ogień tylko jej się śnił, a wszystko było w porządku, czuła, że zaraz coś się wydarzy. Zegar z kukułką wybił pełną godzinę. Dźwięk sztucznego ptaszka, sprawił, że podskoczyła.
Wiedziała, że nie opłaca się wrócić do łóżka, skoro i tak nie zaśnie. Wyjęła z szafy spódnicę w szeroką kratę, beżową koszulę i pończochy. Zakładała je nadzwyczaj delikatnie, żeby nie rozkleić rany na swoim kolanie. Zapięła guziki koszuli trzęsącymi się dłońmi, a swoje włosy rozczesała i związała ulubioną, niebieską wstążką.
Tym razem nie przejrzała się w lustrze. Jej wzrok utkwił w kopercie, którą zostawiła na szafce nocnej. Chwyciła z krzesła swój rozpinany sweter, ubrała go i podeszła do listu. Podniosła pamiątkę po matce z mebla i wsadziła go do kieszeni swetra. Czuła, że musi go mieć przy sobie.
Gdy opuszczała swoją sypialnię, było już prawie jasno. Tym razem skierowała się do pokoju dziennego. Fortepian zajmował większość miejsca w ciasnym saloniku. Jednak oprócz niego stały tam jeszcze dwa fotele i lampa. Klara usiadła na fotelu, który znajdował się bliżej okna i tępo wpatrywała się w czarną powierzchnię fortepianu. Założyła swoje ręce na piersi i podkuliła nogi, by wygodnie usiąść. Lekko otworzone okno sprawiało, że firanki delikatnie powiewały.
— To był tylko sen — wyszeptała do siebie, nie przestając wpatrywać się w powiewające koronki. — Zosia i Stefek na pewno jeszcze śpią.
Wskazówki zegara przesuwały się powoli w stronę szóstki. Jednostajne tykanie wypełniło głuchą ciszę w salonie. Potem ciszę przerwało głośne uderzenie i paskudne zaklęcie pani Malinowskiej, która mieszkała nad Klarą i najwidoczniej upuściła coś na podłogę.
CZYTASZ
Mazurek
Historical FictionCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...