,,W Hollowcrew wszystko jest tym czym się wydaje..."

8 3 0
                                    

Nad miastem unosiła się ciężka mgła biała, gęsta, niczym mleko ,które jakieś nieuważne dziecko rozlało na ulice miasteczka. Nad Hollowcrew budził się jesienny poranek. Nic nie zaburzało sennego nastroju miasteczka i jego mieszkańców. Ulice były puste i jedynie nie liczni ludzie śpieszyli się do pracy. 

Na spowitą bladym obłokiem stacje wjechała stara lokomotywa i z cichym zgrzytem zatrzymała się. Z jej wnętrza wysiadła jedynie młoda kobieta o bladej jak mglisty dzień twarzy i długich, brunatnych włosach upiętych w idealnie wymodelowany kok ,skryty pod przyszarzałym czepcem. W ręku trzymała starą skórzaną walizkę ,a na przedramieniu wisiał niedbale zarzucony czarny płaszcz. Wzrok kobiety był zimny niczym grudniowy dzień i wiatr targający niesforne kosmyki jej włosów ,które wydostały się z nienagannie ułożonej fryzury. Przyjezdna rozejrzała się po peronie i z niecierpliwością zacisnęła swoje kościste palce na rączce walizki ,mrużąc swoje smoliste oczy i poprawiła niewielkie szkiełka jej okularów. Nagle na peron wpadł zdyszany mężczyzna i rozejrzawszy się po stacji spostrzegł kobietę. Na jego przykurzonej starością twarzy pojawił się nieodgadniony grymas i po chwili szybkim krokiem ruszył w jej stronę.

-Pani Anna Stircret?-zapytał patrząc na przybyłą.Kobieta zwróciła ku niemu swój zimny wzrok.

-Zgadza się ,a Pan to?- na dźwięk jej głosu po plecach staruszka przeszły dreszcze.

-Ahm, nazywam się Roland,Roland Knox i jestem stróżem w Neston. Pan Right przysłał mnie bym odebrał Panią z peronu- mówiąc to jego rumiane ,od nadużywania szkockiej, policzki poruszały się przywodząc na myśl szamoczącą się rybę.

-Zatem ruszajmy-nie czekając na Knox'a Anna ruszyła ku wyjściu ze stacji. Odgłos jej kroków rozniósł się echem po peronie.

-Straszna baba...-mruknął do siebie stróż i poczłapał za tajemniczą kobietą. 

Oboje wsiedli do powozu i ruszyli mglistym szlakiem wiodącym do Neston: Hospital of Psychiatry and Mental Health. Szpital mieścił się na wzgórzu na obrzeżach miasta i cały jego teren otaczał omszały, rozpadający się mur z brukowych kamieni. Koła powozu monotonie uderzały o wyboje starej drogi wiodącej przez budzące się z otępienia miasteczko. 

Jakiś czas potem pojazd zatrzymał się przed szpitalną bramą. Woźnica wstał by pomóc wysiąść kobiecie i zaprowadził ją stromą drogą ku roztaczającemu ponurą aurę pałacykowi ,w którego wnętrzu obecnie stworzono szpital. 

Po niecałym kwadrancie spaceru kobieta stanęła przed drzwiami do swojego nowego miejsca pracy. Podniosła swoją kościstą dłoń i uderzyła mosiężną kołatką. Echo rozniosło się po okolicy sprawiając ,że nawet czarne jak jesienna noc kruki z cichym krakaniem podniosły się z topoli rosnącej w sąsiedztwie pałacyku. Po chwili dało się usłyszeć przekręcanie klucza w zamku i burgotanie. Potem drzwi się otworzyły ,a w nich stanęła opasła kobieta z obwisłymi, pomarszczonymi polikami w grubym brudnym kitlu. Jej zmęczony wzrok zatrzymał się na wysokiej kobiecie stojącej przed nią.

-Dzień Dobry, nazywam się Anna Stircret i zostałam tu przysłana na prośbę  profesora Wonderda. Była bym wdzięczna za zaprowadzenie do gabinetu Dr.Right'a-odparła sucho i rzeczowo czarnooka.

-A to Pani jest ta nowa doktorka od wariatuńciów?Ha! Niech Pani wchodzi. No! Żwawo ,żwawo! Nie mam całego dnia!-mruknęła swoim piskliwym głosikiem pielęgniarka i wpuściła Anne do środka. Środek posiadłości wydawało się większe niż z zewnątrz. Wnętrze posiadało niezbyt przyjemny zapach kurzu i stęchlizny spowodowanej najpewniej grzybem na ścianie który od razu spostrzegła Panna Stircret wchodząc głębiej do recepcji ,która niegdyś musiała byś salonikiem. Obie panie szły krętymi schodami ,do jak domyślała się Anna gabinetu Dr.William'a Right'a. Po krótkiej wspinaczce stanęły przed hebanowymi drzwiami.

-No to ja Panią zostawię. Doktor powinien być w środku-powiedziała siwowłosa kobieta w kitlu i ruszyła w swoją stronę zostawiając przybyłą samą. Stircret po raz kolejny tego dnia wyciągnęła swoją kościstą dłoń i zapukała do drzwi.

Po chwili do jej uszu doszły kroki po drugiej stronie. Dało się usłyszeć dźwięk chwytania za klamkę. Drzwi się otworzyły ,a po drugiej stronie stał...


....................................................................CDN.............................................................................

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 21, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Friendship AnatomyWhere stories live. Discover now