Nad zamkiem Vanathan wisiało czerwone jak kropla krwi słońce. Gęste, ciemne chmury wiły się po niebie w mozolnym tempie i powoli sunęły w stronę wysokich gór na wschodzie. Za grubymi, kamiennymi murami dobywało się echo obić kling mieczy i żelaznych tarcz. Trwały codzienne ćwiczenia bojowe. Rycerze trenowali do późnego wieczora, gdyż tytuł rycerski w zamku Vanathan liczył się zarówno z prestiżem, jak i ciężką pracą.
Cały dziedziniec był wypełniony sprzętem do praktyk. Pod kolumnadą pałacu stały słomiane tarcze na stojakach i strachy na wróble, których zastosowanie uległo niewielkiej zmianie. Zaraz obok były postawione kosze pełne broni białej, kijów, drewnianych cepów i wszystkiego, co można było znaleźć w oborze i jednocześnie wykorzystać do walki. Ćwiczący rycerze rzucali smukłe cienie na kilkusetletnie ściany zamku. Przeskakiwali od stanowiska do stanowiska, żeby wypróbować wszystkiego, zaczynając na łucznictwie, a kończąc na spektakularnych pojedynkach na kije na wąskiej arenie zawieszonej nad studnią.
Na niewielkim placu tuż przy ścianie wschodniej trenowała ze sobą dwójka wojowników - Melvego i Adenag. Ten pierwszy uderzał raz za razem, próbując dosięgnąć tępym mieczem do praktyk łydki lub łokcia swojego przyjaciela.
- Jesteś zmęczony? Nie zwalniaj, bo trafię cię jeszcze w głowę! - zawołał Melvego.
- Ufam, że niczego poważnego mi nie uszkodzisz, Mel - odparł Anedag. - Z resztą, nie muszę się zbytnio spieszyć w walce z tobą. Już nie masz jego samego wymachu co kiedyś!
Melvego parsknął śmiechem pod nosem i rozpoczął szybką ofensywę. Jednym mylącym ruchem nakłonił swojego adwersarza do odsłonięcia swojego prawego boku, który natychmiast otrzymał mocny cios. Anedag jęknął nie tyle z bólu, co ze zdumienia i padł na bruk wyginając sobie kostkę.
- Lekcja pierwsza, nie ufaj nikomu. Szczególnie podczas walki - zaśmiał się zwycięzca.
Pokonany rycerz odrzucił tarczę na bok i machnął ręką na swojego przyjaciela. Wstał, otarł się z kurzu wzbitego w powietrze od jego upadku i schylił się, aby podnieść z ziemi resztę swojego wyposażenia.
- Zostańmy lepiej przy treningu strategii, dobrze? - spytał Anedag podnosząc żelazną tarczę. - Z emocjami sobie akurat radzę lepiej niż ty.
- Zdziwisz się jeszcze, w jakich warunkach ci się to przyda.
- Nie chciałbym z tobą walczyć, nawet na turnieju.
- Dobry wybór. Trzeba znać swoje możliwości.
Zanim Anedag zdążył stuknąć przyjaciela w głowę w ramach ciętej riposty, zadzwonił dzwon pałacowy, dokładnie pięć razy.
- Koniec ćwiczeń na dziś. Chodźmy, może zdążymy jeszcze na ciasto. - zawołał Melvego.
- Obaj wiemy, że wszyscy zaczynają od ciasta, bo kończy się szybciej niż nasz czas wolny podczas świąt - odpowiedział rycerz, wkładając jednocześnie tarczę i miecz treningowy do skrzyni stojącej obok dwóch słomianych manekinach. - Już od trzech tygodni nie miałem smaku wiśni w ustach.
- Spokojnie, mam umowę z Tairem. Powinien nam zostawić po kawałku. Obiecałem mu część mojej paczki jabłek.
- Zapomniałem! Już koniec miesiąca! Niedługo będzie nadchodzić poczta! Mam nadzieję, że moi dobrze się mają.
- Nadzieja umiera ostatnia, przyjacielu - powiedział Melvego, kładąc dłoń na barku Anedaga. - A teraz chodźmy na to ciasto, bo już jego zapach dociera pewnie do dziedzińca pałacowego.
Anedag uśmiechnął się i lekkim biegiem ruszył w stronę otwartych szeroko drzwi stołówki, gdzie codziennie wieczorem jadano wszystko, co kucharz wyniósł z kuchni. W drodze spotkał piątkę współtowarzyszy, którzy próbowali wyciągnąć swojego kolegę ze studni, kiedy ten wpadł do środka na dźwięk dzwonu. Jednym szybkim susem przeciął dziedziniec pałacowy i stanął przed ogromną bramą prowadzącą do sali stołowej.
CZYTASZ
Anedag i Widmo Kłamstw
FantasyKolejni rycerze z zamku Vanathan znikają bez śladu, próbując odnaleźć źródło tajemniczych listów błagających o pomoc. Król decyduje się wysłać jednego ze swoich najzdolniejszych rycerzy; Anedaga, aby dowiedział się, co jest przyczyną tajemniczych zn...