Czyli: Kochany dystrybutorze poproszę chociaż jeden seans z napisami.
Stare osoby też kochają bajeczki.
Jak zawsze na początku, krótkie emocjonalne ugruntowanie was w mojej historii z Frozen. Jest ona taka, że w kinie na niej nie byłam, ale w momencie, gdy Let it go leciało wszędzie i ciągle, a bajka zyskała status totalnie kultowej, postanowiliśmy ją w końcu obejrzeć. Jeśli coś ważnego muszę zaznaczyć, to że mój mąż nienawidzi, jak mu w filmach śpiewają, więc przeszedł straszne katusze. Ja z kolei obejrzałam i miałam takie: wow! To naprawdę mądra bajka do indoktrynowania młodych dziewczynek w feminizm. Podoba mi się.
Jednak miłości tu nie było, jak w przypadku takiej Moany, którą widziałam jakieś tysiąc razy.
Jednak mimo braku tego uwielbienia, kiedy tylko rzucili bilety na premierę drugiej części, rzuciłam się na nie jako jedna z pierwszych, totalnie odbierając dobre miejsca jakimś bąbelkom.
Warto jednak zaznaczyć, że osobiście preferuję mieć wybór, by móc zdecydować, czy wolę słuchać głosów oryginalnych, czy dubbingu. Niestety w polskich kinach mi się go praktycznie nigdy nie daje, co w przypadku drugiej części Frozen boli mnie w samo serduszko.
Jest wiele dużo lepszych animacji w ostatnich latach niż Frozen, ale taki klasyczny Disney z księżniczkami, słodkimi zwierzaczkami i piosenkami to jest kurna to. Karmcie mnie tym i umrę szczęśliwa.
Tym bardziej że Elsa i Anna to co by nie mówić bardzo fajnie napisane bohaterki, które absolutnie do mnie trafiają i byłam ciekawa, jak z tym brzemieniem wielkiego sukcesu poradzą sobie twórcy przy kontynuacji ich losów.
I wiecie co? Usłyszałam pierwszą piosenkę i już dawałam dziesięć na dziesięć.
A tak serio to z czym przyjdzie się zmierzyć naszym bohaterom w drugiej części? Z żywiołami, zaklętą puszczą i własną przeszłością. Czyli... brzmi to tak bardzo klasycznie, jak tylko można, jednak nie możemy zapominać, że to bajka dla dzieci. Więc jasne, fabuła może i jest pretekstowa i jak umiecie przeprowadzać, chociaż najprostsze ciągi skojarzeniowe, to już tak mniej więcej w dziesiątej minucie będziecie wiedzieć, co się będzie działo. Czy to wada? Dla mnie nie. Ja bawiłam się wyśmienicie.
W drugiej części nie zawodzi to, co najważniejsze, czyli bohaterowie. A właściwie bohaterki, bo na pierwszym planie bardzo wyraźnie (może nawet wyraźniej niż w części pierwszej) mamy nasze siostry. Obie mają do przejścia swoją drogę i wydarzenia, które oglądamy na ekranie, mają na nie realny wpływ. Każda z nich musi zmierzyć się z czymś innym i gdzieś tam wiemy, że wszystko skończy się dobrze, ale nadal jesteśmy ciekawi, co się wydarzy. Co zawsze jest dużym plusem, jak produkcje mimo swoich oczywistości nas nie nudzą.
CZYTASZ
totalnie nieobiektywnie
RandomNie mam życia - mam popkulturę. Więc piszę subiektywne recenzje filmów, seriali, sztuk teatralnych a czasem i długie lewackie ranty. Zapraszam serdecznie. 🎥 Praca została nagrodzona w konkursie literackim "Splątane Nici 2019" organizowanym przez @g...