Przybliżył się do niej i pocałował czule. Rose odwzajemniła pocałunek. Długo biła się z myślami. Wiedziała że Jack ją kocha, ale miała Sare, po odejściu Aarona, była w rozsypce, nie chciała przechodzić tego samego z Jack'em. Musiała być silna... Dla Sary... Teraz nie miała nic do stracenia, nikogo nie mogła już zawieść. Cofnęła się o krok, plecami dotknęła ściany, Jack do niej przywarł, był namiętny. Rose czuła, że chociaż na chwilę może się oderwać od rzeczywistości, zapomnieć o problemach. Ściągnęła mu koszulke, jego tors był idealny. Jak On sam, zastanawiała się jak to możliwe że przez całe dwa lata nie miał ani jednej dziewczyny, a z tego co wiedziała dużo było chętnych. Poczuła się wyjątkowa z tym, że Jack cały czas na nią czekał. Podniósł ją, nogi założyła na jego biodra, rękami objeła szyje. Zaniósł ją do sypialni, cały czas na nią patrzył. Położył ją delikatnie na łóżku, zaczął rozpinać jej koszule...
Później
Rose spała, Jack podparł głowę ręką i przyglądał się Rose, zaczęła się budzić.
-No, w końcu się obudziłaś.- Powiedział z uśmiechem.
-Mhm... - Powiedziała ziewając.- Która jest godzina?
-Czekaj, już sprawdzam. 12:34.- Odpowiedział.
-Jutro jest pogrzeb... Nie wiem czy wytrzymam... Nie chce tam iść.. Jack, boję się, że wpadne w histerię...- Powiedziała ze łzami w oczach.
-Hej mała, będę przy Tobie, zawsze. Wszystko się ułoży, zobaczysz, wiem że jest Ci ciężko, rozumiem to, ale pamiętaj Ona zawsze będzie w Twoim sercu. Zawsze będzie przy Tobie.- Odpowiedział gładząc ją po policzku.
Przytuliła go, teraz miała tylko go. Na nikim nie mogła tak polegać jak na nim.