t h r e e

1.7K 128 91
                                    


–...I właśnie dlatego, pająk zaplątany we włosy człowieka, jest taki niebezpieczny. Dziękuję za uwagę– podsumował Stan, wymuszając uśmiech.

–Dziękujemy Stan, za ten pouczający referat– wydusiła z siebie, zaskoczona nauczycielka, która z udawanym entuzjazmem, zaczęła klaskać. Reszta klasy nie podchwyciła jej pomysłu i nadal wszyscy uczniowie, wpatrywali się w Urisa z obojętnością. Poza Eddiem, który uśmiechał się do niego, pokazując kciuki w górę.

Nagle zabrzmiała melodia, informująca o zbliżającym się komunikacie. Uczniowie zapraszali chętnych, na pobór do grupy teatralnej.

–Planujesz się zgłosić? –zapytał Stan, gdy usiadł z powrotem na miejsce.

–Ja? Nie, teatr jest dobry dla dziewczyn– odpowiedział Eddie, zajęty spoglądaniem przez okno.

–Powinieneś. Zdarzało ci się już występować na scenie, nie było aż tak źle.

Eddie z początku nie wiedział, jak potraktować słowa Stana. Nie było aż tak źle mogło znaczyć tyle co, twoje aktorstwo jest słabe, ale da się wytrzymać jak i naprawdę miło mi się ciebie ogląda. Po rozważeniu wszystkich opcji, postanowił uwierzyć w miłą naturę Stana i przyjąć opcje drugą.

Eddie lubił teatr od dziecka. Głupio mu było to przyznać,  ale to właśnie dzięki matce, zakochał się w scenie. Sonia miała w zwyczaju zabierać Eddiego na przedstawienia, wbrew jego woli tłumacząc, że kina są za głośne, dla takich małych brzdąców, jak on.

 Z biegiem lat, musiał przyznać, że chwile spędzone w teatrze, były jedynymi z najszczęśliwszych wspomnień, jakie dzielił z Panią K, dlatego tak często do nich wracał. Niekiedy nostalgia za dzieciństwem, przypominała o sobie tak mocno, że Eddie nie nadążał za wytarciem łez. 

Gdy był dzieckiem wszystko było prostsze, Sonia była szczęśliwsza, Frank żył... Na pewno byłby dumny, że jego syn chce grać w teatrze.   

–Naprawdę myślisz, że powinienem? –W głosie Eddiego zabrzmiała nutka nadziei. 

Stan nie odpowiedział, był zajęty szkicowaniem ptaka, którego Eddie nie potrafił rozpoznać. 

– Dla kogo to?–zapytał zaciekawiony Eddie, widząc, jak Stan przykłada się do rysunku. Stan był perfekcjonistą, jednak jego szkice, nigdy nie wyglądały tak starannie jak ten. 

–To dla Billa– zaczął niepewnie, zaskoczony pytaniem. –Spodoba mu się?

Rysunek był śliczny. Kaspbrak od zawsze wiedział o talencie przyjaciela, ale zwykle jego pracę ograniczały się do zwykłych szkiców, poprowadzonych czarną kreską. Ptak na kartce w ogóle nie przypominał jego dawnych prac.

Koliber uchwycony w trakcie szykowania się do lotu, wyglądał jak żywy. Kolorowe piórka na skrzydłach miały żywe kolory, a małe oczka zamiast czarnych tęczówek, były w kształcie bordowych serduszek.

–Pewnie! Tylko...eee...nie sądzisz, że to nie jest prezent, który możesz dać przyjacielowi? Stan, czy ty...

–Chyba nie myślisz, że lubię Billa?

–A nie lubisz? –zapytał skonfundowany Eddie. 

Czasem wydawało mu się, że Stanley nikogo nie lubi. A Klub Frajerów wyjątkowo toleruje. Tak naprawdę, Uris kochał swoich przyjaciół. Szczególnie Billa, który w dni, kiedy Stan stawał się marudny, zagadywał chłopca na temat ptaków, które zobaczył na spacerze. 

–Tylko się przyjaźnimy. Jest świetny, jako przyjaciel. Chce mu to dać, bo mówił mi o opowiadaniu, które chce napisać. Pomyślałem, że to może go zainspirować. –wyznał Stan, zakrywając zaczerwienione policzki. 

Elastic heart {Reddie} √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz