część 3.

43 8 5
                                    




Dzień niesamowicie się dłużył, a ból odpuścił dopiero po kolacji.

W nocy nie mogłam spać. Leżałam na boku, w pokoju oświetlonym jedynie marną poświatą zza okna. Myśląc o zbliżającym się czwartku, gapiłam się na płynące deszczem szyby i wyobrażałam sobie jak bardzo bolałby upadek z trzeciego piętra. Czy w ogóle coś bym poczuła? Ale chyba nie ten moment przerażał mnie najbardziej, tylko samo spadanie. Zaczęłam zastanawiać się nad jedną rzeczą. Nie mogłam skojarzyć, czy pod moim oknem znajdują się chodnikowe płyty, czy też rośnie trawa. Jakby ta świadomość mogła mi pomóc w podjęciu decyzji o zakończeniu życia. A jednak,nagle poczułam silną potrzebę sprawdzenia tego faktu.

Odrzuciłam kołdrę, zapaliłam nocną lampkę i boso podeszłam do ogromnego okna z podwójną szybą. Niestety, musiałabym otworzyć skrzydło i się wychylić, żeby ustalić co znajduje się dwa piętra niżej. Ogromne krople deszczu oraz zacinający wiatr skutecznie odwiodły mnie od tego pomysłu.

Jednak, skoro i tak byłam już na nogach, wsunęłam kapcie i oparłam się o parapet. Po przeciwnej stronie ulicy tlił się mleczny blask latarni. Zawiesiłam wzrok na horyzoncie, za wierzchołkami drzew, gdzie mogłam dostrzec szczyty miasta w całej swej krasie. Była trzecia w nocy, a ono nieustannie tętniło światłem i kolorem. Uświadomiłam sobie, że mimo późnej pory, gdzieś tam toczy się normalne życie. Ktoś śpi pod ciepłą pierzyną, przytulając się do żony, ktoś inny wraca z dalekiej trasy, marząc o kąpieli. Jakaś matka nosi wrzeszczące dziecko na rękach, ktoś się kłóci, tańczy, wstaje do pracy. Może ktoś myśli o śmierci, jak ja... Pozaszpitalne życie znałam tylko z opowieści, a ci wszyscy ludzie znajdowali się w całkiem innym wymiarze i mogłam ich sobie jedynie wyobrażać, jak postaci z książek.

Wróciłam wzrokiem na własne podwórko, czyli do jednej z najbrzydszych dzielnic miasta. Jedynym punktem, na jakim można było zawiesić w tej okolicy oko, była ta obskurna stacja kolejowa.Codziennie o tej godzinie, dokładnie na wprost mojego okna zatrzymywał się pociąg ekspresowy. Lubiłam go obserwować w bezsenne noce, takie jak tamta. Wgapiałam się w rozświetlone wagony, dostrzegając czasem jakieś głowy, oparte o zasłonkę lub sylwetki podróżnych opuszczających przedział. Rozmyślałam,dokąd mogą jechać i jaki jest cel ich podróży. Z tych rozmyślań wychodziły mi czasem całkiem fajne historyjki.

Tej nocy pociąg miał dziesięciominutowe opóźnienie. Zatrzymał się ze znajomym, przeciągłym piskiem, a ja, wciąż oparta o parapet, niecierpliwie czekałam czy któryś z pasażerów wysiądzie na tej mało popularnej stacji. Gdy odjechał, w strugach deszczu dostrzegłam niewyraźną postać z walizką i parasolem. Sądząc po sylwetce i kroju płaszcza, była to drobnej budowy kobieta. Oparła bagaż o przeszkloną wiatę i szukała czegoś po kieszeniach.

Nagle kilka metrów dalej wyrosła druga postać, postawna i przynajmniej o głowę wyższa.

Był to mężczyzna w kapturze. Wyłonił się dosłownie znikąd.Kilka sekund później stał już przy kobiecie, a w jego uniesionej ręce zobaczyłam jakiś przedmiot. Obraz rozmazywał się w strugach deszczu, ale blask latarni przez moment uwidocznił połyskujące ostrze. Wtedy dotarło do mnie, co się dzieje.

On ją zabije.

Chciałam otworzyć okno i krzyknąć, spłoszyć go, cokolwiek.Jednak nie zrobiłam tego.

Gdy kobieta dostrzegła napastnika, wypuściła z ręki parasol i rzuciła się do ucieczki. Ale on był szybszy. Chwycił ją w pasie,przyciągnął do siebie i zdecydowanym ruchem przejechał nożem po gardle. Zdawało mi się, że widzę tryskającą krew. A może to był deszcz...

Całe zdarzenie trwało kilka sekund, chyba nawet nie zdążyłam mrugnąć powiekami. Zrobiło mi się słabo. Moje ciało trzęsło się w środku, a nie mogłam się poruszyć, ani wydać z siebie żadnego dźwięku. Widziałam jak ofiara upada pod nogi oprawcy, a ten jeszcze chwilę nad nią stoi i przygląda się jej ciału. Nie umiałam tego wszystkiego pojąć. Tak bardzo pragnęłam, żeby to był tylko sen. Zamknęłam oczy i, płacząc, modliłam się, żeby ta niewyobrażalna zbrodnia okazała się jedynie wytworem mojej wyobraźni.

Niestety, gdy ponownie podniosłam powieki, on nadal tam stał, lecz nie pochylał się już nad kobietą. Był wyprostowany, a spod kaptura ciemnej kurtki patrzyła na mnie jego lekko oświetlona, blada twarz. Nieznacznie przekrzywił głowę, jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć. Krzyknęłam przerażona i rzuciłam się na łóżko. Roztrzęsiona ręka znalazła wyłącznik nocnej lampki.

Nastała ciemność.

Spięta, tkwiłam pod kołdrą, bojąc się nawet wziąć oddech. Wciąż klepałam słowa pierwszej lepszej modlitwy i rozmyślałam, czy nadal tam jest.

I o leżących na stacji zwłokach kobiety.

Zabił ją na moich oczach! Właśnie byłam świadkiem morderstwa, a jego sprawca mnie widział. 

Przypomniała mi się opowieść Anki, po czym kolejna fala zimnego potu oblała całe moje ciało, od pięt po czubek głowy. Dygocząc i ledwie łapiąc kolejne oddechy, zastanawiałam się, co teraz będzie. Czy już po mnie idzie? W wyobraźni widziałam jak wchodzi do budynku szpitala i wjeżdża windą na drugie piętro, a potem przeczesuje każdą salę w poszukiwaniu przypadkowego świadka swojej zbrodni. Bałam się. Strasznie się bałam i pragnęłam o tym wszystkim zapomnieć. Zasnąć i obudzić się w normalnych okolicznościach. Mamrotałam kolejne zdrowaśki...

Przysługa  [opowiadanie]Where stories live. Discover now