¦63.¦ Rozkminy z samego rana!

196 22 16
                                    

Zapukałaś kilkukrotnie w drewniane drzwi. Odpowiedziała Ci znajoma cisza, a mimo to wiedziałaś, kogo w środku zastaniesz. I że ten ktoś się nie obrazi, kiedy chamsko wleziesz do środka.

Kabuto nawet nie podniósł głowy, gdy tuż pod nosem postawiłaś mu gliniany kubek z gorącą herbatą. Zanurzony po same uszy w tonach dokumentów, mówił coś do siebie pod nosem. Westchnęłaś cicho, uśmiechnęłaś się do siebie i objęłaś go ramionami od tyłu.

— [imię]-san? — Drgnął nagle, zaskoczony Twoim dotykiem. Wtuliłaś się w niego jeszcze bardziej. Chłopak uśmiechnął się czule, poprawił okulary w kwadratowej oprawce i dojrzał napój. — Dziękuję.

— Nie możesz się tak przemęczać — szepnęłaś do niego. Po chwili oderwałaś się od srebrnowłosego, chwyciłaś za losową kartkę i siadłaś na łóżku z dumnym uśmiechem. — Pomogę ci, to skończysz szybciej.

Yakushi jedynie spojrzał na Ciebie z czułością swoimi podkrążonymi, ciemnymi oczami i uśmiechnął się.

— Dziękuję — powtórzył ledwo słyszalnie.

Zagłębiłaś się w tekst raportu. Musiałaś wytrzeszczać oczy i czytać zdania po kilka razy, aby zrozumieć, czego one dotyczą. Ale o tej porze Twój mózg już nie pracował, więc z niepowodzeniem.

Rzuciłaś się plecami na łóżko z ciężkim westchnieniem. Trzymałaś kartkę w wyciągniętych w górę rękach, po pewnym czasie jednak ścierpły i puściłaś kartkę, aż ta nie upadła na Twoją twarz. Nie pamiętasz, jak długo leżałaś zniechęcona, zanim usnęłaś.

I kiedy się obudziłaś, totalnie nie miałaś pojęcia, co robisz z Kabuto w jego łóżku. Czułaś jego oddech na swojej szyi oraz ręce trzymające Cię mocno w pasie. Bałaś się poruszyć, czy odetchnąć, aby go nie obudzić.

— O cholera — wymsknęło Ci się, gdy poczułaś pilną potrzebę pójścia do toalety. Z paniką obmyślałaś plan, jak wydostać się z objęć Kabuto, nie budząc go przy tym, gdy zorientowałaś się, że wcale Ci to nie przeszkadza.

Uczucia Tsumekuse do Fumei, czyli przywiązanie, głębokie zaufanie, chęć przebywania z Tobą w każdej chwili, a w najgorszym przypadku również oddanie za Ciebie życie, uznawałaś za definicję miłości.

Codziennością stały się wieczorne rozmowy, wspólnie spędzany czas na rozmowach czy misjach. Mijał maj, zaraz miał nastąpić czerwiec, a Ty wciąż rumieniłaś się, gdy się przytulaliście.

Wierzyłaś w jego szczere intencje. Nie używałaś Rankana do sprawdzania prawdziwości jego słów. Byłaś pewna, że nie kłamie.

Wszystkie Twoje myśli koncentrowały się właśnie na nim. Szukałaś byle pretekstu, by z nim porozmawiać. Zwracałaś jego uwagę w najdziwniejsze sposoby. Aby tylko spojrzał i poprawił okulary od Ciebie z uśmiechem na twarzy.

Od ponad połowy roku wiedziałaś, że go kochasz. Chociaż zbliżyliście się od tamtego czasu do siebie, to Ci nie wystarczało. Miałaś nadzieję na odwzajemnienie Twoich uczuć. Zgodnie z Twoją definicją miłości, darzyłaś go czystym, prawdziwym uczuciem. Pozostawała jednak jeszcze jedna sprawa.

Czy dałabyś radę poświęcić się dla niego? Stanąć między nim, a śmiercią? Ten świat za bardzo Ci się spodobał, aby go opuszczać, chociaż barwy nadał mu dopiero Kabuto. Gdyby zginął, nie miałabyś powodu do życia, ale poświęcając się, również byś go straciła.

— O czym tak myślisz z samego rana? — spytał nagle Kabuto, mocniej przyciągając Cię do siebie. Uśmiechnęłaś się, czując się dobrze w jego towarzystwie. W jego bliskości.

— O tobie — powiedziałaś zgodnie z prawdą. Odchyliłaś głowę, opierając się o jego podbródek. Chłopak również się uśmiechnął.

— A co konkretnie o mnie? — zadał kolejne pytanie. Spięłaś się w sobie. Teraz albo nigdy.

— Że jesteś najlepszym, co spotkało mnie w moim życiu. — Odwróciłaś się i położyłaś głowę centralnie naprzeciwko jego. Widziałaś jego rozszerzone źrenice. Przysunęłaś się bliżej, owinęłaś ręce wokół jego karku i przybliżyłaś głowę. Stykaliście się nosami. Tak blisko. Tak blisko. Nie mogłaś się powstrzymać. Nie czekając na jego reakcję, złączyłaś Wasze usta. Początkowo był zaskoczony, ale zaraz po chwili zaczął oddawać pocałunki. Najpierw delikatne, potem coraz bardziej angażujące.

— Ty również jesteś najlepszym, co mogło mnie spotkać w moim życiu — szepnął między pocałunkami. Zaraz jednak wrócił do dalszego pieszczenia Twoich zmysłów.

¦~¦~¦~¦

— Ej ej ej, ale bez takich! — wrzeszczy Itami. Cała jej twarz jest w buraczanych kolorach, a oczy wyrażają oburzenie. — Miało być bez takich scen!

Wykręcasz oczami.

— Święta się znalazła — mruczysz. — Wcześniej chciałaś więcej pikantnych scen.

— A ty się wściekałaś, gdy użyłam "pikantne sceny", a teraz sama opowiadasz o swoich erotycznych doznaniach! — Celuje w Ciebie oskarżająco palcem.

— Spokojnie, Itami, do niczego nie doszło — wyznajesz. — Za bardzo chciało mi się do toalety.

¦~¦~¦~¦

Na początku czerwca zostałaś wysłana do Konohy na zwiad. Samotnie, niestety. Jako, że byłaś okropnie nieostrożna, ściągnęłaś na siebie wściekłą jōnin.

— Cholera jasna — jęknęłaś i odbiłaś się od gałęzi. Sięgnęłaś do torby w poszukiwaniu bomb gazowych, ale nagle wszystkie wysypały się z niej. Westchnęłaś ciężko. Zatrzymałaś się na najbliższej w miarę szerokiej gałęzi, wystawiłaś pięści w stronę fioletowowłosej i przyjęłaś minę groźnego kociaka.

Mitarashi wylądowała naprzeciwko Ciebie ze swoim legendarnym orężem: dwoma kunaiami. Dobyłaś sztylet i zaczęłyście się naparzać jak dwie zawzięte kocice.

— Może lepiej byłoby dla ciebie zginąć? — spytała Anko, odskakując na drugi koniec gałęzi. Obdarzyłaś jej niezbyt elegancką pieczęć na szyi zdegustowanym spojrzeniem.

— Orochimaru cię porzucił, ponieważ byłaś słaba. Porzucił też Hābu, gdy nie był mu potrzebny. Będę następna, ale nie obchodzi mnie to, dopóki mam kogoś, kogo kocham i mogę za nim podążać, choćby prowadził mnie do trumny.

— Głupia.

Uśmiechnęłaś się szeroko.

— Nie głupia, tylko szalona i zakochana — powiedziałaś, kierując w jej stronę swój sztylet. — I cholernie słaba.

Rzuciłaś się na nią jak na zupę Tsubo. Kobieta obroniła się, wymierzyła Ci silny cios w szczękę. Nie upadłaś, bo śmierć byłaby murowana na miejscu, a nie było Cię stać na trumnę. Uniknęłaś decydującego ciosu, używając umiejętności mistrzyni telepatii, po czym kopnięciem zepchnęłaś brązowooką z drzewa. Pogrążona w iluzji spadła na sam dół, niezdolna do złapania się gałęzi.

— Uh. — Spojrzałaś z nostalgią na swój miecz skrócony do długości sztyletu. Nie chciałaś nikogo zabijać.

¦°¦°¦°¦°¦

Piszcie, czy widzicie jakieś błędy,  bo kupiłam nowy telefon i ogarnięcie tej klawiatury to wyższy level normalnie :v


Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz