✧XI. Jesienny wiatr✧

294 41 74
                                    

Edmund wziął głęboki oddech i spojrzał na Klarę. Wciąż lustrował ją swoim wzrokiem, mimo że ona już na niego nie patrzyła. Bacznie przyglądał się jej brązowym lokom, przez które przechodziło światło słońca. Poczuł się jednak nieodpowiednio, gapiąc się na panienkę nie wyrzekłszy ani słowa, ale nie mógł nic na to poradzić.

W końcu dziewczyna także spojrzała w jego stronę. Początkowo się speszył, kiedy zobaczył jej piękne zielone oczy wpatrzone z zaciekawieniem w jego twarz. Chwilę później jednak do niego dotarło, że ponownie zrobił z siebie błazna. Wbił wzrok w czubki swoich żołnierskich butów i milczał dalej.

— Zaprosił mnie pan na spacer, a mało się pan odzywa. Mogłabym się dowiedzieć, gdzie zmierzamy? — spytała, unosząc lekko kąciki swoich ust.

— W piękne miejsce. Na pewno się panience spodoba. — Edmund wypowiedział te słowa nieco lękliwym tonem. — Cieszę się, że tym razem nie oberwałem po czerepie szmacianą torbą i miała panienka trochę łaski dla mojej osoby.

— Nie biję każdego napotkanego mężczyzny. Wyjątek stanowią ci, którzy skradają się ciemnymi uliczkami o zmierzchu. — Klara zachichotała delikatnie i spojrzała na młodzieńca, który szedł tuż obok niej.

— Całe szczęście, że nie należę do takich typów. — Edmund zaśmiał się lekko. Czuł, że jego cały lęk powoli odchodził w zapomnienie. Nie potrafił rozmawiać z panienkami, ale wiedział, że nie może wrócić do oddziału ze zrezygnowaną miną. Takiego wstydu chyba by nie przeżył.

— Co pan teraz będzie robił? Nie czuje pan strachu przed niemiecką niewolą?

— Nie zabiorą każdego! Powiadają, że tylko niektórych oficerów wezmą, jako jeńców wojennych. Wszystko załatwimy pokojowo. Przynajmniej takie były ustalenia.

— Pan im wierzy? Po nalocie dwudziestego piątego, po tysiącach ludzi, których zabili? — W głosie panienki czuć było oburzenie.

— Nie. Zrobili wszystko wbrew ustaleniom. Bombardowali szpitale, osiedla cywili...

— Skoro pan im nie wierzy, to czemu pan opowiada te łgarstwa? 

— Myślałem, że panienka w nie wierzy. Nie chciałem siać niepokoju. Ludzie teraz starają się uwierzyć w jakąkolwiek informację, choćby zupełnie sprzeczną, z nadzieją, że poprawi ona ich sytuację.

— Żaden szanujący się Polak nie uwierzy w ich brednie...

Edmund powtórnie poczuł się nieswojo, gdyby postawił jeszcze jeden krok w stronę konwersacji na temat sytuacji kraju, mógłby zranić panienkę, z którą zamierzał się zaprzyjaźnić. Skoro zaraz mógł zostać wywieziony do Niemiec, wolałby spędzić ostatnie chwile wolności bez wielkiego wstydu i stresu. Odetchnął lekko i spojrzał przed siebie.

— Co pan teraz będzie robił? — Klara powtórzyła pytanie.

— Wciąż będę walczył — odparł mężczyzna. — Muszę zrobić to dla pewnej osoby. Nie chcę już więcej tchórzyć. Chyba że skończę jako jeniec...

— Ależ pan nie jest tchórzem! Bronił pan Warszawy przez te ciężkie, wrześniowe dni. W jaki sposób wciąż zamierza pan walczyć? 

— Polska od dwóch dni rozpoczęła działania w podziemiu. Armia ponownie się mobilizuje. A panienka, co będzie robić? Miała panienka jakiś zawód? — zapytał.

— W tym roku zdałam maturę i nie pracowałam nigdzie na stałe. Udzielałam lekcji małej Żydówce, ale jej rodzina bała się angażować mnie w to podczas oblężenia. Mieszkali na Woli i założę się, że musieli gdzieś uciec. Pomagałam żołnierzom, ale nigdy nie byłam doświadczona w pielęgniarstwie. Jednym słowem, imałam się różnych robót.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz