Ten rozdział to rak i szczęście jednocześnie. Przepraszam, że to tak szybko się potoczyło.
~$$$~Tony czuł się jak najpodlejsza świnia, którą w oczach Steve'a na pewno był. Nie potrafił złożyć do kupy wszystkich wątków, by powiedzieć jak bardzo popieprzyło mu się życie. Jedyne co trzymało go w całości była świadomość jak niewiele mu zostało do pokonania Aldricha oraz fakt, że Steve go kocha. No, może nie całkiem ale pocałował go.
-Kochanie?- Steve zacytował Aldricha ze zdziwieniem lub przerażeniem w głosie, albo z oboma uczuciami na raz.
-Dopiero się obudziłeś, więc możesz być zaskoczony- powiedział Killian, a Tony posłał Rogersowi przepraszające spojrzenie, mając nadzieję, że zrozumie.
Steve nie zrozumiał. Zbyt głęboko tkwił w tym obłędzie i dziwnym stanie. Nie potrafił niczego powiedzieć, a tym bardziej zrobić. Jego ręka leżała na łóżku, jeszcze kilka minut temu ściskana przez dłoń Tony'ego. Ale przecież Steve go pocałował. A Tony to odwzajemnił. Albo Stark był dwulicową świnią, albo coś tu nie grało. Jednak Rogers nie był muzykiem i z trudem przyszło mu cokolwiek wyhaczyć. Czy to skrzypek ma rozluzowaną strunę, czy gdzieś na hale wdarła się gitara elektryczna, zupełnie nie pasująca do spokojnego repertuaru.
-No tak- powiedział i z trudem się uśmiechnął. Tony znał Steve'a dłużej niż ktokolwiek, nie licząc Barnesa, który na stówę obściskuje się teraz z Samem, i wiedział, że Steve nawet jakby mógł, nie odezwałby się ani z słowem. On zawsze chciał by Tony był szczęśliwy.
-My się będziemy już zbierać- powiedział, ciągnąc Tony'ego za rękę.
-Więc idź. Ja tu zostanę. Steve dopiero się obudził.
Tony chciał zostać, o cholera, Tony musiał tam zostać. Nie tylko z wyrzutów sumienia ale także z faktu, że musiał wszystko mu wytłumaczyć. Przecież się całowali. To była najcudowniejsza chwila w jego życiu i Tony nie chciał by przepadła. Przy Aldrichu nie mógł tego zrobić ale Steve dotrzymałby tajemnicy. Nie zainterweniuje tak jakby to zrobiła Natasha. Da Tony'emu wolną rękę.
-Chyba nie myślisz, że cię tu zostawię.
-Idź. Ja nie ucieknę- zaśmiał się Steve, chociaż w jego głosie nie było słychać radości.
Tony stanął przed wyborem. Miłość JEGO życia, albo wolność JEGO OJCA. Wystarczyło kilka słów "Aldrich nie jest moim chłopakiem. To ściema". Ale usta Tony'ego tkwiły w bezruchu, otwarte w rozpaczy.
-No właśnie. Chodź Tony, mam dla ciebie prezent.
Tony nie chciał żadnych prezentów. Chciał Steve'a, który teraz leżał samotnie w szpitalnym pokoju, zostawiony przez jedyną osobę, którą pamiętał, w tym przeklętym życiu.
-Nienawidze cię- powiedział Tony, zaraz po opuszczeniu pokoju.
-Wiem o tym.- Aldrich zdawał się czerpać przyjemność z negatywnych emocji Starka.
Wyszli ze szpitala, zostawiając Steve'a samego ze swoimi myślami. Było ich niewiele. Nie było w nich przyjaciół, rodziny czy zamartwień o swoje zdrowie. Był tylko Tony, pocałunek i Aldrich. W przeciwieństwie do jego głowy, głowa Natashy była pełna myśli, gdy zobaczyła Tony'ego wsiadającego do samochodu Killiana. Zdawała sobie sprawę, że Tony spędza dużo czasu z chłopakiem, ale pośpiech z jakim wybiegali ze szpitala nie dawał jej spokoju. Wyglądało to tak, jakby Tony chciał jak najszybciej uciec od Rogersa. Jednak reszta drużyny nikczemnie i chamsko zlekceważyła jej obawy.
-Steve, cieszymy się, że się obudziłeś- powiedziała Romanoff, siadająca na łóżku pacjenta, gdy tylko weszli do szpitalnego pokoiku. Objęła Steve'a i pocałowała w policzek. Czasami potrafiła być wulkanem pozytywnych emocji, co przerażało resztę Avengers i pobocznych postaci.
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Fanfiction-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon