✧XIV. Łza✧

244 32 19
                                    

Wciąż siedział obok niej. Dalej się nie obudziła. Zegar z kukułką wybił godzinę dwunastą w nocy. Podniósł okład z jej czoła, a ona znowu zaczęła majaczyć. Gorączka nie spadała, ale on dzielnie wykręcał następne ręczniki. Nie prosił o zbyt wiele, po prostu chciał, żeby przeżyła noc.

Wpatrywał się w jej pokrytą potem twarz. Na ciemnych rzęsach osiadła woda z okładów. Delikatnie odgarnął wszystkie włosy opadające na jej piękne lico, nie odrywając wzroku od strasznie bladej cery i spierzchniętych ust. Wyglądała niesamowicie pięknie, leżąc na rozpadającej się kanapie w jego salonie. Nie pasowała do wystroju wnętrza. Niecodzienna uroda panienki Jasińskiej przykuła jego uwagę już chwilę temu. Miała głębokie zielone oczy, w które najchętniej spoglądałby godzinami. Nie spotkał w życiu nikogo o takim kolorze oczu. Może to dlatego były dlań tak hipnotyzujące. Jej delikatne rysy sprawiały, że wyglądała, jakby nie była żywą osobą, tylko postacią zdjętą z jakiegoś płótna. Dłonie miała blade, niemal sine i niemożebnie kościste. Młodzieniec toczył ze sobą wewnętrzną walkę, żeby w tym momencie ich nie uścisnąć. Była nieco wysoka i bardzo szczupła. Wiele osób uznałoby to za wadę, okaz brzydoty, ale jego to nie obchodziło. Od momentu, w którym został przez nią zaatakowany w ciemnej uliczce końcem sierpnia, wiedział, że pragnie się z nią bliżej zapoznać. Nie mogła teraz po prostu umrzeć na jego kanapie, nie mógł na to pozwolić.

Kiedy po dłużących się minutach spoglądania na panienkę Jasińską, wreszcie wstał z taboretu stojącego obok kanapy, wyciągnął papierosa z papierośnicy, znajdującej się w kieszeni jego spodni, i wziął go do ust. Chwilę szukał zapalniczki, ale gdy już ją znalazł, szybko i sprawnie odpalił zawiniątko z tytoniem. Zaciągnął się i powoli wypuścił dym. Przysiągłby, że gdyby nie wojsko, nigdy nie wziąłby tego do ust. Cóż, jeszcze na początku tego roku, siedząc nad zaliczeniem z filozofii, nigdy nie pomyślałby o tym, jak skończy w październiku. To wojna zniszczyła jego plany. Nie! To naziści zniszczyli jego plany na normalną przyszłość! Myśląc o tym, przeszły go dreszcze. Dym przyjemnie wypełniał jego płuca, uspokajał. Nie chciał kończyć tego papierosa, ale musiał je oszczędzać. Tytoń stawał się coraz gorszy i coraz droższy, zresztą jak wszystko w tym przeklętym mieście. Zagasił niedopałek w szklanej popielniczce stojącej na środku stołu i wypuścił z ust ostatni kłębek dymu. Ręce znów zaczęły mu się trząść.

Zrobił kilka kroków w stronę fotela, który stał naprzeciwko kanapy. Usiadł w nim i wygodnie się ułożył. Teraz mógł nie odrywać wzroku od Klary i odpocząć jednocześnie. Wciąż spoglądał na nieprzytomną panienkę, leżącą parę metrów obok. Nie mógł zasnąć, musiał przy niej czuwać. Przynajmniej dopóki nie odzyska przytomności, a on nie upewni się, czy wszystko z nią w porządku. Jednak oczy Edmunda powoli się zamykały, a głowa lekko opadła mu na ramię. Już niemal zasnął, ale nagle coś wyrwało go z tego stanu. Klara poruszyła się lekko i w gorączce wyszeptała:

— Tato? To ty? 

Nagle gwałtownie się zerwała i z powrotem opadła na swoje posłanie. Mężczyzna wstał i spojrzał na dziewczynę. Jej oczy powoli się otwierały, a ona sama syknęła w bólu. Chwycił ręcznik, który spadł z jej czoła, zamoczył go ponownie i wykręcił. Następnie położył go jej na głowę. Wciąż spływały po niej kropelki potu, ale czoło nie było już tak okropnie rozpalone.

W ciemności, która panowała w pomieszczeniu, Klara nie mogła dostrzec twarzy człowieka stojącego obok. Przestraszyła się. Nie miała pojęcia, gdzie się właśnie znajdowała, kim był ten wysoki cień, który nad nią stał i dlaczego czuła się, jakby przejechał po niej pociąg towarowy. Jednak ujrzała wszystko, gdy mężczyzna zaświecił lampę naftową.

— Co ja tu robię? — spytała panienka, która jeszcze nie była w pełni przytomna.

— Zabrałem tu panienkę z ulicy. Gdyby nie ja, umarłaby panienka w tym zaułku.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz