Kiedy otworzyła oczy, całe ciało niemiłosiernie ją bolało. Tego poranka pamiętała już wszystko, co wydarzyło się wczoraj. W nocy była otumaniona gorączką i aspiryną, a teraz, gdy lek przestał działać, czuła się jeszcze gorzej. Wiatr poruszał zasłonami i lekko dmuchał w twarz panienki. Po jej ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Usiadła na kanapie, mimo ogromnego bólu w żebrach, i złapała się za głowę, a wszystko przed jej oczami zaczęło wirować.
Tymczasem Edmund przyszedł z kuchni. Był ubrany w białą, lnianą i jeszcze do końca niedopiętą koszulę oraz sztruksowe spodnie. Usiadł na taborecie przy niewielkim stole i spojrzał na Klarę.
— Witam miłą panią. Jak się spało? — spytał, upijając coś z kubka.
— Spało się fantastycznie, ale wciąż czuję się, jakbym wpadła pod tramwaj — jęknęła Klara.
— Masz połamane żebra, jak na moje oko. Nie wiem, czy czegoś jeszcze ci nie uszkodzili, więc najlepiej, gdybyś zobaczyła lekarza. Chcesz już wrócić?
— Tak, właściwie zaraz wychodzę. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Dziewczyna wstała, ale nie mogła długo się utrzymać. Gwałtownie złapała się stołu i powiedziała:
— Jak tylko moje zawroty głowy ustaną.
— Naprawdę oszalałaś. Nie kopnęli cię przypadkiem w głowę? Odwiozę cię do domu. Nie możesz iść w takim stanie — stwierdził Edmund.
— Spokojna głowa, poradzę sobie — odparła Klara.
Kiedy panienka Jasińska wciąż chwiejnie trzymała się stołu, Edmund dopiął guziki swojej koszuli i skończył pić ziołowy napar, który nazywano teraz herbatą. Nawet ona straciła swój smak. Odłożył kubek na stolik i założył szelki, wpychając koszulę do spodni.
Po chwili zawroty głowy przestały być takie nasilone. Klara jakimś cudem doczłapała do drzwi i zdjęła z wieszaka swój płaszcz. Potem z wielkim trudem włożyła buty. Edmund podszedł do niej i położył jej rękę na swoim ramieniu:
— Mieszkam na piętrze i nie sądzę, abyś była w stanie zejść.
— Wybacz mi, ale co ty chcesz zrobić? Zanieść mnie na dół? — zapytała dziewczyna.
— Tak, to dokładnie to, co zamierzam zrobić. Tylko mocno mnie trzymaj za szyję
— Dobrze, widzę, że tobie nie da się przegadać. Tylko błagam cię, uważaj-
Klarze nie było dane dokończenie tego zdania, gdyż młodzieniec nagle ją podniósł i wyszli na klatkę schodową. Jedną ręką zamknął drzwi na klucz i powoli zaczął schodzić na dół.
Otumaniona Klara, dopiero po chwili pomyślała, że ich zachowanie może być wzięte za nieodpowiednie. Jednak nie miała już na to wpływu, bo Edmund znosił ją po kolejnych schodach. Wreszcie wyszli na zewnątrz. Był bardzo pochmurny poranek, ale deszcz już nie zacinał. Mżył tylko czasami, pozostawiając malutkie krople na ich twarzach. Młodzieniec delikatnie odstawił Klarę i pomógł jej stanąć na własnych nogach.
— Poczekaj tu chwilę — powiedział i zniknął za winklem.
Pojawił się po kilku minutach z rowerem. Jednoślad Edmunda nie wyglądał zbyt dobrze. Klara obawiała się, że gdy tylko Edmund na niego wsiądzie, ten się rozpadnie.
— Wsiadamy — odparł.
— Co? Mamy jechać tym gruchotem? Edmundzie, przecież on się rozpada!
— No, wsiadamy! — krzyknął entuzjastycznie. — Ty na ramę, a ja będę kierował! Przetrwał już nie takie podróże, jestem pewny, że nie postanowi się rozpaść akurat teraz.
CZYTASZ
Mazurek
Ficção HistóricaCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...