To musi być jakiś koszmar

19 3 2
                                    

Zjadłem i posprzątałem w ogródku nadal piekielnie martwiąc się o Tellony'ego. Wziąłem psinkę do domku i dałem mu coś do jedzenia. Posiedziałem z nim chwilę, poszedłem pod prysznic. Po pięciu minutach byłem już w piżamce. Udałem się do sypialni. Zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na niego pytająco. Podszedłem i odebrałem.

- Halo?

- Dzień dobry Pan Seth? - Usłyszałem spokojny męski głos.

- Tak? - Zapytałem niepewnie. Nie wiedzieć czemu zacząłem się strasznie stresować. - Stało się coś? - Mówiłem jednak spokojnie.

- Proszę Pana przykro mi to mówić, ale Pański chłopak miał wypadek. - Zamarłem. - Miał zderzenie czołowe z ciężarówką. - Poczułem jak robi mi się słabo Sava zaszczekał. Upadłem na kolana. Psiak szybko do mnie podbiegł i zaczął mnie lizać piszcząc.

- W jakim szpitalu? - To było jedyne co byłem w stanie powiedzieć.

- W centrum. - Po tych słowach nic nie powiedziałem. Rozłączyłem się i puściłem telefon. Wybuchnąłem płaczem, a piesek nie wiedząc co ma zrobić dalej mnie lizał i zaczął płakać ze mną. Siedziałem tak dobrych parę minut i po prostu, najzwyczajniej w świecie płakałem. W końcu jednak podniosłem się i pogłaskałem Save.

- Przepraszam psinko. Muszę jechać do szpitala. Wrócę potem. - Szybko się ubrałem. Wybiegłem z domu, Sava bardzo chciał za mną, ale zamknąłem drzwi na klucz przed jego noskiem. Szybko biegłem na autobus, sprawdziłem rozkład, odczekałem kilka minut i wsiadłem do odpowiedniego. Do szpitala dojechałem szybko. Wpadłem do środka co najmniej jakby mnie coś goniło. Podbiegłem do rejestracji. - Przepraszam, czy jest tu u was Tellony Blake?

- Przed kilkunastoma minutami przywiozła go karetka. Obecnie jest na bloku.

- Co z nim?

- Kim Pan dla niego jest?

- Chłopakiem.

- No dobrze, powiem Panu. Jego stan jest ciężki na razie tylko tyle wiem, więcej się okaże kiedy skończą go operować. - Zakryłem lekko usta dłonią, a łzy znowu napłynęły mi do oczu.

- W której sali go operują?

- Sto pięć. - Powiedziała kobieta, a ja puściłem się biegiem. Zatrzymałem się dopiero pod salą. Chwilę chodziłem przed nią w kółko w końcu usiadłem na krześle obok i czekałem.

* * *

Po paru godzinach siedziałem już w pokoju do którego go przewieźli. Trzymałem go za zdrową rączkę. Drugą miał połamaną, miał poważny uraz głowy i wręcz zmiażdżone żebra. Jedną nóżkę, również miał potrzaskaną. Tuliłem lekko jego rączkę całując go co chwilę w paluszki. Cicho pod nosem nadal popłakiwałem. Tak cholernie się o niego martwiłem.

* * *

Przez długi czas widziałem tylko czerń. Potem nie wiadomo skąd zastąpiła ją biel. Nie musiałem długo czekać, zanim usłyszałem szum wiatru, ćwierkanie ptakaków. Delikatny letni wiaterek rozbijał mi włosy niosąc zapach kwiatów. Uchyliłem oczy na piękne bezchmurne niebo. Powoli usiadłem. Rozejrzałem się po polance pełnej różnorodnych kwiatów. Okalały ją geste drzewa, a w oddali rozciągały się pasma gór.

- Gdzie ja jestem? - Szepnąłem sam do siebie rozgląsając się z oszołomieniem wymalowanym na twarzy. Co gorsza nie wiedziałem nawet kim ja jestem. Zacząłem się uważnie przyglądać lasom dookoła mnie. Wydawały się dziwnie mroczne. Jakby ta polanka była ostatnią ostoją dobra na świecie. Wstałem i okrążyłem ją kilka razy, nie postawiłem jednak nogi na terenie lasu. Nie dobiegały stamtąd nawet najcichsze dźwięki. Wszystkie śpiewające ptaki, motyle, i inne żyjątka również zdawały się nie opuszczać polanki. Spojrzałem w niebo wsłuchując się w dźwięki dookoła. Dopiero teraz na poważnie zacząłem się zastanawiać kim ja w ogóle jestem i jak się tu znalazłem. Gdzie są inni ludzie. Żadna jednak odpowiedź nie przychodziła mi do głowy. - Halo? - Zapytałem w przestrzeń. - Jest tu kto? - Rozejrzałem się z nadzieją, jednak odpowiedziała mi jedynie cisza. Podszedłem znowu na skraj łąki i spróbowałem zajrzeć do lasu nie przekraczając jego linii. Było tam tak ciemno, że nie mogłem dostrzec nawet kilku dalszych drzew. Nagle z drugiej strony polany usłyszałem jakby znajomy głos, wydawał się jednak tak odległy:

- Tellony. - Usłyszałem śpiewny głos jakby z innego świata. To imię mi coś mówiło.

- Tellony? - Powtórzyłem głucho. Ruszyłem w stronę głosu. Nagle na skraju lasu zobaczyłem postać ubraną całą na biało. Wbiegła w las. Zmarszczyłem brwi i krzyknąłem za nią. - Zaczekaj! - Pusciłem się biegiem w las. Po chwili jak tak biegłem znajdowałem się już w mroku, z którego nie wybijał nawet promyk światła. Znowu nie wiedziałem gdzie jestem, ale tym razem było inaczej, panowała tu absolutna cisza było mrocznie, strasznie i lodowato. Zgubiłem się.

- Tellony. - Znów usłyszałem słodki głos w oddali. Popatrzyłem w tamtym kierunku łapiąc się za ramiona i pocierając lekko dłońmi.

- Kim jest ten Tellony? To ja? - Zapytałem niepewnie. Chciałem wiedzieć. Jednak usłyszałem tylko ciszę. - Halo? Odpowiedz proszę. - To było rozpaczliwe staranie się o ważną wiedzę.

- Tellony. - Znowu usłyszałem ten głos. Był coraz dalej ode mnie. Szedłem w jego kierunku.

- Kim jesteś? - Zapytałem, jednak znowu nie dostałem odpowiedzi. - Czemu nie odpowiadasz? - Po raz kolejny brak odpowiedzi. - A może powiesz mi chociaż gdzie jestem? - Zacząłem nasłuchiwać, czy może usłyszę coś poza ciszą. Nagle przed moimi oczami błysnęło coś co przypominało białe zęby. Odruchowo odskoczyłem. Zacząłem się rozglądać jeszcze uważniej. - H-halo? - Zapytałem przestraszony nie na żarty. Poczułem jak oczy mi się zamykają. Nie słyszałem już więcej słodkiego, melodyjnego głosu. Poczułem tylko jak moje ciało bezwładnie upada na ziemię. Zasnąłem.

* * *

Obudził mnie dźwięk ćwierkania ptaków i jasne światło rażące mnie prosto w oczy. Zacisnąłem oczy i uchyliłem je po chwili. Znowu leżałem na tej samej polanie. Zaskoczony powoli podniosłem się do siadu. Nie wiedziałem co się dzieje, jak się tu znalazłem, ani czemu.

* * *

Głaskałem go po policzku i po dłoni cały czas.

- Kocham Cię Tellony. - Szepnąłem.

SenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz