Rozdział czwarty, czyli siła krwi Giedymina

824 33 10
                                    

1386

Dwaj królowie, ramię w ramię, siedzieli przy swym weselnym stole i milczeli. Zaiste dziwny był to obraz dla panów polskich i litewskich, którzy spoglądali na młodą parę z niepokojem. Król, który na chrzcie świętym przed trzema dniami przyjął imię Władysława, przyćmiewał młodziutką małżonkę swą postawą i charyzmą. W odróżnieniu od innych biesiadników, jego kielich ni na moment nie był napełniony trunkiem, zaś jadło spożywał powoli i w niewielkich ilościach. Ponadto, jego dojrzałe spojrzenie przebiegało po zebranych co jakiś czas, jakoby chciał dodać swoim braciom litewskim, jak i Polakom, otuchy w tym mariażu dwu krajów.

Dopiero w połowie uczty zwrócił się w stronę Jadwigi, lekko się nad nią nachylając.

- Uważasz, że powinienem napić się wina? - zapytał po polsku.

Przeszyła go spojrzeniem swoich jasnych oczu.

- Dlaczego mnie o to zapytujesz, panie?

Zmarszczył brwi, jakoby starając się pojąć znaczenie jej słów.

- Znasz zwyczaje.

Szybkim ruchem skinęła w stronę podczaszego, a ten z lekkim zdziwieniem nachylił się nad nowym władcą i nalał mu nieco czerwonej cieczy do naczynia, z którym Wielki Książę niemal się nie rozstawał.

Jogaiła z irytacją zauważył szczerzącego się z drugiego końca sali Skirgiełłę, tego pijaczynę, którego lejący się trunek pobudzał do psot.

Wielki Książę powstał ze swego królewskiego siedziska i uniósł kielich w stronę biesiadujących. W moment w sali nastała cisza.

- Za zdrowie królowej Jadwigi - rzekł po polsku, po czym powtórzył to samo po litewsku.

Chór męskich i damskich głosów powtórzył za nim, oba języki zmieszały się w jeden pochwalny dla jego małżonki. Sam król przełknął trunek, lekko krzywiąc się na jego kwaśny smak, za którym nie przepadał. Przeniósł spojrzenie na siedzącą u jego boku młódkę, której lico lekko się zarumieniło. Nie wiedział czy od trunku, czy jego słów.

- Skoro król wzniósł pierwszy toast, czas na tańce - odezwała się swoim jeszcze lekko dziecinnym głosem.

Jadwiga powstała z siedziska i po szybkim odsunięciu się od tejże rozrywki przez jej męża, stanęła w pierwszej parze z wojewodą krakowskim.

Jogaiła zaś udał się w stronę skłębionych w jednym miejscu litewskich książąt. Stali przy sobie jakoby obawiali się kogokolwiek, w kim nie płynie krew Giedymina. Przebiegł po nich wzrokiem. Skirgiełła był najbardziej z nich wysunięty w stronę tańczących i tulił się do swego kielicha, a tuż obok niego z zainteresowaniem na tańce spoglądał młody Zygmunt Kiejstutowicz, który tego dnia został ochrzczony. Jego starszy brat, Witold, niczym chmara burzowa schował się za krewniakami. Młodszy nieco od królowej Świdrygiełło gdzieś się zapodział, co prawdopodobnie nie zaniepokoiło żadnego z jego braci. Chłopiec lubił znikać, szczególnie w tłumie. Starszy odeń o kilka lat Wigunt, którego również ochrzczono w Krakowie imieniem Aleksandra, stał nieco oddalony od rodziny, rozmawiając z pewną młodziutką niewiastą. Korygiełło zaś, jako jedyny, szedł w tanecznym korowodzie.

Nagle Jogaiła poczuł silne uderzenie w plecy. Odwrócił się i ujrzał roześmianą twarz Skirgiełły. Odurzony miodem zawsze kleił się do braci.

- Żonę pozwalasz prowadzić temu pięknisiowi? - zachichotał.

Król objął go ramieniem, pomagając jego zachwianym ruchom się uspokoić.

- Tańce to jedyny moment, kiedy może ją prowadzić.

Śmiech Skirgiełły lekko ogłuszył go na moment.

- Racja li to. Piękna ci się królowa trafiła, ale młodziutka jeszcze. Na synów będziesz musiał poczekać.

Jogaiła nachylił się nad uchem brata.

- Grunt, że na koronę czekać nie musiałem.

Nagle nad ich głowami wyrósł młodszy z Kiejstutowiczów.

- Kuzynie, cóż to za niewiasta z Korygiełłą w drugiej parze idzie?

Wszyscy trzej wnukowie Giedymina w jednym momencie spojrzeli w jej stronę. Młoda, o bladej cerze i ciemnych puklach dziewczyna bawiła się z litewskim księciem w rytm muzyki. Biła z niej radość życia, a nienachalna, wspaniała w swej klasyczności, uroda przyćmiewała nawet jej królową.

- Skąd mam wiedzieć, Zygmuncie? Nie przedstawiano mi żadnych niewiast. Nie to się czyni gdy szuka się dla królowej męża.

- To Elżbieta Pilecka, siostrzenica wojewody Spytka, córka twej chrzestnej, panie - usłyszał nagle wypowiedziane po litewsku z zachodnim akcentem słowa. - Dziedziczka wielkiej fortuny po śmierci swego ojca.

Znany mu aż za dobrze polski pan, Zawisza, stał po jego lewicy. Jogaiła uśmiechnął się do niego na poły z rozbawieniem i radością.

- Mój kuzyn zapewne jest ci wdzięczny za tak dokładny opis dziewczęcia, do którego i tak najwyżej może się uśmiechać, prawda Zygmuncie?

Młodzik odwrócił tylko głowę i wrócił do podziwiania zabawy.

***

Noc poślubna, na myśl o której drżały młode panny, a która dla dynastii miała tak wielkie znaczenie, nastała w końcu dla królewskiej pary. Jadwiga, otoczona swymi przywiedzionymi z Węgier dwórkami, w cieple własnej komnaty, starała się stworzyć bezpieczną przystań.

- Erzebet - szepnęła w stronę szczupłej, zarumienionej blondynki.

- Tak, pani?

Jadwiga chciała ją o coś poprosić, ale sama nie miała pojęcia, co powiedzieć. Węgierska szlachcianka pojęła to w lot. Przysiadła na królewskim łożu i smukłą dłonią odgarnęła kosmyk z młodziutkej twarzy swej królowej.

- Lękasz się.

Nie zdążyła wypowiedzieć słowa, gdyż nagle za drzwiami komnaty rozbrzmiały śmiechy i nieznana jej mowa.

Służki i dwórki jak jeden organizm udały się w stronę wyjścia. Wrota otwarły się, a za nimi Jadwiga ujrzała swego nowo poślubionego męża, za którym przewijał się korowód jego krewniaków. Królowa powoli gubiła się w liczbie litewskich książąt, ale jednego z nich musiała wpuścić do swego łoża i serca.

Jogaiła, a od teraz Władysław, odegnał roześmianych braci i sam wtoczył się do komnaty. Zostali we dwójkę, a chichoty za jego plecami ucichły.

Wpatrywał się w nią z zaciekawieniem. Nie uczynił nawet kroku w stronę pokropionego przez biskupa łoża.

Nagle rozpoczął zdejmowanie butów. Nie miała pojęcia z jakiego materiału i jak były uszyte, ale zajęło mu to zdecydowanie mniej czasu niż zachodnim panom. Nawet obuwał się inaczej niż Polacy - ta dziwna myśl przyszła jej do głowy.

Jego ruchy były tak szybkie, iż Jadwiga nie zauważyła, kiedy siedział już obok niej.

- Idź spać, pani - rzekł.

Akcent Wielkiego Księcia był tak silny i ciężki do zrozumienia, iż przez dłuższy moment Andegawenka nie miała pojęcia, cóż powiedział. Gdy dotarło do niej znaczenie jego słów, spojrzała nań ze zdziwieniem.

- Panie, ale...

Zaśmiał się, widząc jej minę.

- Idź spać - powtórzył tylko rozbawiony. 

Baśń o litewskim niedźwiedziuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz