Tego nie wybacze...

13.9K 301 13
                                    

Uderzył mnie... Nienawidzę tego. To jedyna rzecz, której nie potrafię znieść. Czuję jak moja twarz zmienia się w obojętną, a oczy stają się puste i matowe, patrzę prosto w jego i widzę, że żałuje tego. Zaciągając się papierosem mijam go i bez słowa odchodzę w kierunku domu.

- Przepraszam, to nie tak. Ja nie chciałem. Nie zapanowałem nad sobą. Przepraszam. - obraca mnie do siebie przodem, ale ja nie mam zamiaru nic mówić po prostu patrzę w jego oczy. Wyrwałam rękę z jego uścisku i ponownie wznowiłam wędrówkę do domu.

Domu... już nie mam domu. Gdy jestem przed nim a raczej przed jego szczątkami padam na kolana. Przez to, że przetrzymywał mnie u siebie, nie zapłaciłam gangsterom, a oni zrujnowali mi dom. Na pewno zabrali pieniądze... Nie mam za co zapłacić lekarzom na leczenie siostry... Czuję się wypruta ze wszystkiego, z emocji i przede wszystkim siły. W kieszeni pozostało mi jedynie 20 dolarów. Udałam się do najbliższego sklepu i kupiłam papierosy wraz z zapalniczką. Wracam pod ruine i siadam na brudnych schodkach, które jeszcze kilka dni temu prowadziły mnie do domu.

Odpalam papierosa i opieram się o spalony fragment drzwi zamykając oczy. Gdy ponownie je otwieram, jest już noc. Postanowiłam odpalić kolejnego i ostatniego już papierosa. Cała zdrętwiałam od niewygodnej pozycji i zimna panującego na zewnątrz. Czemu życie musi być tak cholernie ciężkie? Czemu mama nie żyje? Czemu ojciec był hazardzistą? Czemu moja siostra jest chora, a ja nie potrafię jej pomóc? Czemu ja nie mogę normalnie żyć? Nagle zza zakrętu pojawił się czarny SUV, już wiedziałam co mnie czeka. Wiedziałam że muszę przygotować się na najgorsze. Z auta wysiadł mężczyzna przy kości, a za nim dwóch jego ochroniarzy.

- W końcu jesteś szmato. Nie zapłaciłaś na czas, więc upiększyliśmy ci tą ruderę. Podoba się? Mam nadzieję że tak, więc teraz zajmiemy się tobą.

Walka jest na nic i tak już nic nie mam. Z pracy mnie już na pewno wywalili po tak długim czasie nieobecności. Wstaje i rzucam niedopałek papierosa i przygniatam go butem. Idę w ich stronę po czym jeden z nich brutalnie wrzuca mnie do samochodu i ruszamy. Zawiązali mi oczy i dłonie przez co jestem jeszcze bardziej bezradna. Po długim czasie jazdy zatrzymaliśmy się a jeden z goryli kopniakiem wyrzuca mnie z auta. Boleśnie upadłam na ziemię. Strasznie boli mnie nadgarstek, ale czuję, że moja mina się nie zmienia. Cały czas jest na niej obojętność. Gdy próbuję się podnieść czuję kopnięcie w brzuch, zaraz po tym czuję jak ktoś łapie mnie za nadgarstki i ciągnie po ziemi. Zaczynają wciągać mnie po betonowych schodkach. Strasznie bolą mnie plecy, ale jak się okazuje chwilę potem to nic. Właśnie turlać się po schodkach w dół, z których mnie zrzucili. Okropnie mnie wszystko boli ale to jeszcze nie koniec. Wiem, że dzisiejszej nocy będę błagała Boga o śmierć i szczerze - miałam rację...

Tu (nie) chodzi tylko o pieniądzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz