Rozdział XI

1.9K 81 13
                                    

Przez tę krótką chwilę wcale nie czułam strachu o to, co z nami będzie dalej. Może nawet nie oczekiwałam, że chce wrócić do niego, żeby wszystko było tak, jak niedawno. Może stałam się taka jak On.

Nigdy nie chciał sie angażować, a kiedy w końcu tak się stało, wybuchło tutaj. Teraz dobrze mi z nim było, nie myślałam co potem, czy to nas pogodzi, czy to tylko jedna z jego form "uciszenia" mnie. Nie sądziłam, że krok do zostania zakładnikiem, tak bardzo zmieni moje, nasze życie.

Spojrzałam na leżącego obok mnie Andres, zamyśliłam się chwilę i przeniosłam wzrok na rażące nas słońce.
On jeszcze spał, wydawało się, że jest tak jak kiedyś, zaraz sie obudzi i pójdziemy zrobić razem śniadanie.
Ale to tak nie działa.
Przez to cholerstwo, w które weszłam przez własną głupotę muszę to skończyć.
Nie wiem co teraz zamierza Andres, ale chce mu to ułatwić. Nie chcę znowu być uległą.

Bezszelestnie wstałam z łóżka, zabierając swoje ubrania szybko je włożyłam, mimo że udo niemiłosiernie bolało próbowałam robić to tak, żeby mnie nie usłyszał.

W końcu w moich oczach nadal był kłamcą, nie zasłużył na to, żebym w jaki kolwiek sposób mu wybaczyła.

A ten incydent zapamiętam jako zwykłe pożegnanie.

___________________________________________

Długo myślam o tym, co wydarzyło się wczoraj. Ale w końcu doszłam do wniosku, że dobrze zrobiłam. Nie chcę dać mu za wygraną. To wszystko to jakiś obłęd. Nawet nie rozmawiał ze mną normalnie o tej całej sytuacji z dzieckiem, naszym. Nie poczuł sie ojcem i mimo swojego wieku nie jest gotowy. Mógłby kraść, robić różne ryzykowne rzeczy dla niego, ale nigdy nie byłby dobrym ojcem. Tyle ryzykować by nie mógł.

Nie wiem, co  teraz ma zamiar zrobić. Czy myśli, że mu uwierzyłam. Ale ja chyba za mocno próbowałam uwierzyć, że tak naprawdę jest innym człowiekiem.

Od rana czułam się jakoś dziwnie, jakby cisza przed burzą, o której nie wiedziałam. Po całej tej akcji z Andres i tym, że jest ojcem mojego dziecka, ludzie naprawdę dziwnie na mnie patrzą. Jednak czemu miałabym się dziwić.

Jak ktoś taki jak ja może być z kimś takim jak On. Pewnie zastanawiają się jaki jest we mnie haczyk. Czy też jestem zamieszana w napad.

Do tej pory dobrze dogadywałam się z Jukie. Może po prostu to jedyna osoba z jaką rozmawiałam. Była miła. Po prostu. Ale po tym wszystkim nawet ona krzywo na mnie patrzyła.

Odkąd każdy już wie o mojej ciąży, wyszłam z piwnicy.
Inaczej mówiąc po prostu wylali mnie z posady robotnikadającegozsiebie200%.

Wraz z niewielką częścią zakładników siedziałam w pokoju. Każdy bał się odezwać, jakbysmy mięli za to oberwać.
Rio stał nad nami i pilnował, nie rozumiem dlaczego odizolowali nas od reszty, ale szczerze nie obchodziło mnie to. Niedaleko mnie siedziała dziewczyna, którą "uratowałam" z sideł Berlina.

Podsunęłam sie blizej niej i spróbowałam zagadać.
—Nie wiedziałam, że jesteś z takim zboczeńcem.–wyprzedzila mnie.

Widzi mnie przez dziesięć godzin i ocenia. Jakie  to urocze.

—W zasadzie to spóźniłaś się kilkanaście godzin.

—Zerwalas to? Bardzo dobrze... Wychowasz dziecko sama. Pójdzie na to trochę pieniędzy, ale...

Dziewczyna mówiła dalej i tym, czym zaczęła wplątała mnie w myśli. Przecież co ja zrobię po wyjsciu stąd? Nasz dom w zasadzie jest jego. Nie mogę tam zostać. Moja babcia? Co z nią, przecież mieszkanie też jest na niego. Jedynie wyjście to moja przyjaciółka, ale ona jest zaręczona. Nie zatrzymam się dłużej niż tydzień. Nie mam innej rodziny. Do tego czasu to on był nią . Wiem, pieniądze nie sa najwazniejsze, ale co ja mogę zrobić sama. Żeby żyć potrzebuję tego. Jednak nadal mam wrażenie, że nie zostawił by mnie tak, bez niczego...

DOM Z PAPIERU | 𝔩𝔞 𝔠𝔞𝔰𝔞 𝔡𝔢 𝔭𝔞𝔭𝔢𝔩[ W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz