01

10K 313 17
                                    

        Do college'u przyjechałam dopiero dwa tygodnie temu, a już zdążyłam poślizgnąć się na schodach i złamać sobie nogę. Z zażenowaniem patrzyłam na ciężki gips, który przed chwilą mi założyli. Lekarz kazał mi spędzić kolejny tydzień w szpitalu, a później wypuszczą mnie do domu. Gips zdejmą dopiero za miesiąc! Nie mam pojęcia jak to wytrzymam - chodzenie z tym ciężarem o kulach będzie męczące, a mój pokój akademicki jest na 4 piętrze. Powinnam wrócić do domu, przenieść się na lokalną uczelnię i nie bawić się w wielkie życie z moją przyjaciółką. Wymyśliłyśmy sobie studia w Chicago, żeby przeżyć jakąś przygodę. Pochodzimy z małego miasta w Texasie i znamy się od urodzenia. Jesteśmy do siebie podobne z charakteru, chociaż teraz zauważam dużo różnić. Chloe chce być popularna, ciągle namawia mnie na imprezy czy dołączenie do drużyny cheerleaderek. Ja przyjechałam tutaj po to, aby poznać miłych ludzi, zwiedzić to ogromne miasto i oczywiście chodzić na wykłady. Obie zawsze dobrze się uczyłyśmy, byłyśmy ulubienicami nauczycieli i mało kto nas lubił. Zwykle tak już jest, że jeśli w liceum jesteś kujonem to nie cieszy się szacunkiem i uznaniem rówieśników. Nie przejmowało mnie to, uczyłam się dla siebie i dzięki oceną mogłam dostać się na dobrą uczelnię.

         - Kylie! - do sali wpadła moja najlepsza przyjaciółka. Ona jest blondynką, o ciekawych kształtach i długich nogach, natomiast ja mam brązowe włosy i jestem bardzo, a to bardzo niska. Mam 158cm, jednak nie lubię się do tego przyznawać. Można powiedzieć, że mam kompleks mojego wzrostu. - Co to za gips?! - wskazała na moją stopę, otwierając szeroko usta. 

         - Nie krzycz. - uciszyłam ją, nie chciałam, żeby ktoś tutaj przyszedł. - Śpieszyłam się na wykład i upadłam... znasz mnie. 

         - Ile tutaj będziesz siedzieć? Mogę robić notatki za nas dwie. - westchnęła, siadając na krawędzi szpitalnego łóżka. 

         - Tydzień. - odpowiedziałam, gapiąc się w biały sufit. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem i aż nie chciałam myśleć o tym jak poradzę sobie po wyjściu ze szpitala. 

          Obie odwróciłyśmy się gwałtownie w stronę okna wyglądającego na korytarz, gdy usłyszałyśmy głośne śmiechy. Zobaczyłam blondyna, który wchodził do sali naprzeciwko, a zaraz po nim mulata z czarnymi włosami. Spojrzałam na przyjaciółkę i uniosłam brwi, widząc jej zainteresowaną minę. 

          - To koledzy Harrego. - oznajmiła mi, lekko się uśmiechając. 

          - Kogo? - nie miałam pojęcia kim jest chłopak, o którym mówiła. Przewróciła na mnie oczami. 

          - Tego z lokami, był u nas we wtorek... miły chłopak, poznałam go na tej imprezie, na którą nie chciałaś ze mną iść. 

          - Oni są zapewne jakimś super popularnymi chłopcami z college'u, nie? - spytałam sarkastycznie. 

           - Jak zobaczysz ich całą piątką to się przekonasz. - mruknęła, zirytowana moim zachowaniem. Wkurzało ją to, że wyśmiewałam się z imprez w bractwach i z tego całego szalonego studenckiego życia.

           Chloe siedziała do mnie aż do dwudziestej. Kazałam jej się zbierać do akademika i przygotować się na kolejny dzień wykładów, jednak wiem, że pewnie spędzi dzisiejszy wieczór u dziewczyn z pokoju obok. Obiecała, że jutro przywiezie mi kilka rzeczy zaraz po tym jak wyjdzie z uczelni. Nie będę musiała długo czekać, bo autem od akademika do szpitala jest dosłownie 10 minut drogi. Chloe robi za mojego szofera, w każdej możliwej do tego sytuacji. Jest o wiele lepszą przyjaciółką niż kierowcą, ale nie mogę narzekać. Sama muszę się wziąć za zrobienie prawa jazdy, oczywiście kiedy zdejmą mi gips.

             Zastanawiałam się czy powinnam zadzwonić do mamy. Zapewne chciałabym wiedzieć o tym, że jestem w szpitalu, jednak boję się, że zacznie panikować i tutaj przyjedzie. Moja rodzina była dość szalona. Miałam młodszą siostrę, która jest w okropnym, nastoletnim wieku. Ma piętnaście lat i za wszelką cenę chce być postrzegana jako starsza. Wymyka się z domu na imprezy, podrywa starszych chłopaków, a jej oceny są beznadziejne. To ja jestem tą lepszą córką, która zawsze wywiązuje się z obowiązków. Nasza rodzina nigdy nie była bogata. Mieliśmy pieniądze na utrzymanie, ale nie mogłam sobie pozwolić na najnowsze ciuchy czy nową komórkę. Jednak najważniejsze jest to, że zawsze się kochaliśmy i stanowiliśmy pełną rodzinę.

               Szpitalna samotność mnie dobijała. Nie mogłam się ruszyć, nie miałam z kim porozmawiać, ten wieczór był po prostu żałosny. Włączyłam sobie telewizor, jednak nic mnie nie interesowało. Słuchałam amerykańskich wiadomości do późnej godziny, a następnie postanowiłam się położyć. Przy łóżku miałam różne przyciski, dlatego sprawnie wyłączyłam światło i grające urządzenie. Ułożyłam się na tym niewygodnym jak skała łóżku i zamknęłam oczy. Mój spokój jednak nie trwał długo. Usłyszałam jakiś dziwny alarm i już po chwili na korytarzu zaczął się ogromny chaos. Obserwowałam sytuację przez szybę, w sumie powinnam zasłonić zasłony, żeby nikt mnie nie podglądał z holu. Trzy pielęgniarki wbiegły do sali naprzeciwko, a zaraz z nimi lekarz. Rozmawiali głośno, kobiety wręcz krzyczały. Byłam przerażona. Nie miałam pojęcia czy powinnam udawać, że tego nie widzę czy może wstać i sprawdzić co się dzieje. Tyle że to szpital, więc ja chyba nie jestem potrzebna, a wręcz jedynie bym przeszkadzała i wyszła na tą ciekawską. Minęło dwadzieścia minut, a akcja nadal trwała. Pielęgniarki kręciły się po korytarzu, a jedna z nich zajrzała do mojej sali.

                - Wszystko u ciebie w porządku? - jej głos był spokojny. Dla pracowników szpitalu takie sytuacje są codziennością, jednak ja musiałam wyglądać na sparaliżowaną. A co jeśli tamtej sali właśnie ktoś umiera? Pierwszy raz w życiu widzę coś takiego.

                 - U mnie tak, ale tam obok chyba nie. - mruknęłam opadając głową na poduszkę.

                 - Bądź spokojna, ten chłopak jest bardzo silny, poradzi sobie. - kobieta lekko się uśmiechnęła. Podeszła do mnie i poprawiła moją nogę, na co jej podziękowałam. - On jest strasznie chory... ale ciągle walczy, to niesamowity młody człowiek.

                 - Co mu jest? - zapytałam zaciekawiona tym chłopakiem.

                 - Od dziecka choruje na serce. - odpowiedziała. - Więcej ci nie mogę powiedzieć.

                 Westchnęłam, spoglądając na korytarz. Lekarz właśnie wychodził z sali chłopaka. Ręką wytarł swoje czoło. Widząc, że jest u mnie pielęgniarka, otworzył drzwi.

                  - Pani Cloud, proszę pilnować Malika. Zakazuje mu spożywać kofeiny i alkoholu. - powiedział stanowczym głosem. - Jeśli zobaczy pani, że łamie mój zakaz proszę go upomnieć. On chyba chce się sam wykończyć. - westchnął głośno, po czym zamknął drzwi i zniknął. Spojrzałam pytająco na pielęgniarkę, jednak było widać, że ona nie ma zamiaru gadać ze mną o pacjencie z sali naprzeciwko.

                   - Dobranoc Kylie, widzimy się o ósmej, przyjdę po ciebie na śniadanie. - znów się uśmiechnęła, jakby chciała dodać mi otuchy, po czym opuściła moją salę.

                   Zupełnie nie chciało mi się spać. Miałam ochotę dowiedzieć się jak najwięcej o tym chłopaku. Co mój jest, jak wygląda i jak ma na imię. Wiedziałam, że nikt z personelu nie opowie mi jego historii, dlatego sama muszę się spróbować do niego zbliżyć. Jeśli to mi się nie uda to po prostu poproszę Chloe. Ona pewnie w pięć minut zdobędzie jego cały życiorys. 

____

Pierwszy rozdział nowego opowiadania. Co sądzicie? Tutaj rozdziały raczej nie będą takie długie, przynajmniej na początku. Zapraszam na moje drugie opowiadanie Learn to Love!

buziaki :)x 

HIDEAWAY || z.m fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz