Mogłaby przysiąc, że wyczerpała całą swoją maanę prawie do ostatnich tchnień – a jednak. Jak się tutaj znalazła? Próbowała przestudiować przeszłe wydarzenia, ale nie pamiętała nic po rozpoczęciu śnieżycy. Choć zarazem, czy to miało znaczenie? Po takiej utracie maany wcześniej czy później dokona swojego ostatniego tchnienia. Za dwa dni, tydzień, nie wiedziała przez jak długi czas była nieprzytomna, może dokończy żywota za kilka minut?
Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju. Szybko stała się znużona małym pokoikiem. Zastanawiała się czy nie podejść i uchylić drzwi, rozejrzeć się. Spoglądała tak na mosiężną klamkę, mrużąc brwi. Zamknęła oczy, policzyła w głowie do pięciuset i już miała zejść na jasne drewno.
- Nie forsuj się – rekomenduje głos po jej lewej.
Szybko obróciła się. Nie zauważyła go tam wcześniej i pewnie nie zauważyłaby go w ogóle, gdyby się nie odezwał. W miejscu, w którym się znajdował, siedząc na jasnym krześle, jarzyła się pustka, a z niej jakby wydobywało się jakieś niemiłe zimno. Nie widziała jego twarzy, prawie w całości zakrytej przesłoną długich włosów. Wertował strony grubego tomiszcza, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem czy jakimkolwiek wyjaśnieniem. Dziewczyna patrzyła się na niego w ciszy, zakłopotana. Po dłuższej chwili westchnął ciężko i zarzucił głowę do tyłu, jego włosy teraz spływały po oparciu krzesła. Powoli odstawił tomik na stół obok i skierował się w jej stronę, na co ona odsunęła się trochę w tył.
- No i nie wiem od czego zacząć – przeczesał swoje srebrzyste włosy – Od czego powinienem zacząć? – ciągnął.
Założył nogę na nogę.
- Zamierzam sprawić byście we dwoje przeżyli tamtą eskapadę.
- Ja już nie żyję – zawetowała stanowczo - Mówisz jeszcze o kimś innym, mianowicie?
Mężczyzna wydał się być kompletnie zbity z tropu.
- Nie powinienem się dziwić, że nie pamiętasz – potrząsnął głową – Razem z tobą w tamtej śnieżycy leżał twój brat. Wyglądał tragicznie, a ty, byłaś naprawdę o włos od przejścia na drugą stronę. Tak przy okazji stworzyłaś niezwykle imponującą zamieć.
- Mój brat? – zakłopotanie w jej oczach zmieniło się w przerażenie.
- Nie martw się, wszystko z nim w najlepszym porządku, choć i tak, ciekawe jak bardzo może on obchodzić trupa, jak tak to ujęłaś.
Dziewczyna westchnęła z ulgą, ignorując resztę zdania.
Zachichotał, dziewczyna nagle poczuła jakby pokoik stał się dwukrotnie mniejszy przez jego lekceważący uśmieszek, którego zauważyła tak późno.
– Jak już mówiłem, zamierzam sprawić żebyś żyła, a zatem zapewniam cię, że nie umrzesz.
Spojrzała na okno, przez, które wpadło budzące ją światło, przesłaniały je gdzieniegdzie wysokie korony drzew. Mogła wywnioskować, że znajdowała się wysoko nad glebą.
- A jak bym zeskoczyła? – parsknęła, czując się jakby została wyzwana na jakiś chory pojedynek.
W oczach mężczyzny coś błysnęło.
- A proszę... - zaczął, podnosząc się z krzesła.
Ciemnowłosa poczuła jak przechodzi ją zimny dreszcz, jego pusta aura przybrała na natężeniu. Odsunęła się jeszcze trochę, niemal spadając na podłogę, po drugiej stronie łóżka.
- Skacz.
Złapał ją za ramię i podniósł, idąc w stronę okna, powolnym leniwym krokiem.
- Przepraszam, za to jak często się powtarzam w naszej krótkiej wymianie zdań, ale... - zaśmiał się – nie powinnaś się forsować.
Położył ją na parapecie, założył swoje ręce na krzyż i przechylił głowę, ponaglając ją do skoku.
- Nie łudź się, że boję się tego zrobić. Już raz targnęłam się na swoje życie mogę zrobić to ponownie.
Jego uśmiech się poszerzył; dziewczyna nie wiedziała co o tym myśleć. Bała się bardziej jego, niż śmierci i to o wiele. Tej drugiej już się w ogóle nie bała. Była pewna, że ten skok przyjdzie jej z łatwością.
Spojrzała na wysokie korony drzew, na ptaki. Jej wzrok powoli wędrował ku ziemi. Gdyby spadła z tej wysokości, co zamierzała zrobić, z pewnością by umarła. Podsunęła się bliżej spadku. Nagle zdała sobie sprawę, że nie może się ruszyć dalej.
- Jeśli nie masz siły skoczyć, mogę cię popchnąć – zaproponował głos zza jej pleców.
Już miała się zgodzić, ale nie była w stanie powiedzieć choćby słowa. Pot zlał ją całą, zaczęło kręcić się jej w głowie. Wcześniej odczuwane zimno pogłębiło się. Każda cząstka jej ciała mówiła żeby nie skakać. Zauważyła, że zaczęła się trząść. Bała się. Panicznie się bała. W tej chwili bez własnej woli, ruszyła się sama, przetaczając się do tyłu na jasną podłogę, wstała z trudem na chwiejnych nogach, po czym od razu padła na ścianę, o którą podpierała się, wymiotując. Chciała krzyczeć, ale powstrzymała swój głos.
- Sama nie wiesz jak dużo razy chciałem skoczyć z takiego okna – usłyszała.
Z trudem podniosła twarz, by zobaczyć, że jej rozmówca teraz siedział na tym samym parapecie co ona przed chwilą.
- Znosisz to lepiej niż kiedyś ja – zaśmiał się to ponownie, tym razem z nutą gorzkości – Jak sądzisz... dlaczego pierwszą rzeczą, którą zrobiłaś po obudzeniu się nie było rzucenie się z tego okna? Przecież chciałaś się zabić, dlaczego po prostu nie dokończyłaś swojego dzieła? Zamiast tego żyłaś, nawet jeśli miałaś na to jeszcze tylko parę minut – żyłaś.
W dziewczynie coś pękło, nie wiedziała dlaczego te słowa miałyby mieć taką moc, dlaczego i które z nich to by było, ale coś w niej pękło.
- Po twoim przebudzeniu zostało przypieczętowane to, że będziesz chciała żyć. My boimy się śmierci, nie ważne jak bardzo chcemy umrzeć, nie jesteśmy w stanie. Jest to jak jakaś chora machineria, która pilnuje, aby nasz równie chory gatunek nigdy się nie skończył, a nasz mord nie ustawał. Czy to jakiś szaleniec nas na to skazał, bogowie, natura, w cokolwiek tam wierzysz, koniec pozostaje taki sam – nie mamy jak od tego uciec.
Nagle poczuła, że oczy ją pieką.
- Bo ty już nie jesteś człowiekiem.
Nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła płakać. Czuła, że jakby zrozumiała co się dzieje zaczęłaby płakać, więc i chyba dlatego tak zrobiła.
- Więc przepraszam, że nie daję ci umrzeć – zakończył, i zaczął rozpinać swój kaftan u szyi, tak żeby była na widoku.
Widząc ją, zdała sobie sprawę, jak bardzo potrzebuje tego, żeby przeżyć, ale przecież nie chciała przeżyć? Dlaczego chciała przeżyć? Wszystko stało się nieważne – po prostu potrzebowała krwi.
Ze świstem podbiegła do niego, złapała opadający materiał kołnierza i wbiła swoje nowo co powstałe kły w jego tętnice. Nim spostrzegła co robi, cała klatka piersiowa nieznajomego pokryta była szkarłatem, strużki krwi leciały też z jego nosa i ust. Dawno po tym, kiedy normalny człowiek padłby już na ziemię, pochwycił jej ramiona i odrzucił od siebie, ale nie puścił. Pochylił się trochę, by zrównać się z nią wysokością.
Otrząsnęła się. Patrzyła się w horrorze na ociekającą z jego krew, tunikę, która już nie była biała, podłogę, która już nie była jasna. Rzucała głową na boki. Znowu zaczęła płakać. Była potworem. Potrząsnął ją, ta spojrzała prosto w jego puste, jasnoniebieskie oczy i znieruchomiała.
- Witaj w naszym słodkim pałacu przeklętych.
Tej sceny, a szczególnie tych jasnoniebieskich oczu, nigdy, ale przenigdy, nie potrafiłaby wyrwać ze swojej pamięci.
Strasznie się z tym rozdziałem męczyłam, to jest chore ile ja jego miałam wersji
CZYTASZ
Łów
FantasySamotnie żyjący malarz spędza swój czas w spokoju, w swoim domu na skraju morza. Jego codziennością jest monotonia, ale nie szczególnie mu to przeszkadza. Nagle, pewnego dnia, odwiedza go stara znajoma i kompletnie przewraca jego życie do góry nogam...