s e v e n

1.6K 120 229
                                    

–Eddie, kochanie śniadanie gotowe!– zawołała z kuchni Sonia, przy okazji budząc swojego syna. Po odczekaniu chwili, z lekką paniką w głosie, powtórzyła wołania. Zaspany chłopiec słysząc matkę, wspinającą się po schodach, zerwał się na równe nogi.

Lekko potrząsnął Richiem, jednak on tylko, przekręcił się na drugi bok. Spanikowany Eddie, nie wiedząc jak ukryć przyjaciela, zepchnął go z łóżka.

–Moja mama idzie. Chowaj się!–Richie nadal patrząc na niego z wyrzutem, wszedł do szafy. W tym samym momencie, Pani K. szybkim ruchem, otworzyła drzwi do pokoju.

–Eddie, wszystko dobrze? Co się dzieje? Miałeś atak astmy?–wylewała potok słów kobieta, wciąż zdenerwowana, brakiem odzewu syna, na jej wcześniejsze wołania.

–Wszystko w porządku. Nie chciałem cię zdenerwować, przepraszam– odpowiedział Eddie, patrząc na nią niewinnie. Zdawał sobie sprawę, że tylko przekonując matkę, że nadal jest jej bezbronnym, niewinnym chłopcem, o którego musi się nieustannie troszczyć, uspokoi Sonie na tyle, aby wyprowadzić Richiego z domu, bez rozpoczynania niepotrzebnej kłótni.

–No dobrze, pamiętaj żeby wziąć lekarstwa.

–Tak, mamo.

–I nie biegaj po schodach.

–Tak, mamo.

–Zjedź śniadanie, ale nie za szybko.

–Tak, mamo.

–Aha, i jeszcze...

–Gdybym chciał użyć nożyczek, mam cię poprosić o zgodę. Wiem, mamo nie jestem dzieckiem!–Chłopiec tupnął nogą, skrzyżował ręce na piersi, robiąc naburmuszoną minę. Oczywiście wiedział, że nawet jego najbardziej groźny wyraz twarzy wygląda uroczo, co jeszcze bardziej przekonywało Sonie, o delikatności jej syna.

Kobieta podeszła do Eddiego, pogładziła go po policzku, posyłając mu ciepły uśmiech. W jej oku zakręciła się pojedyncza łezka, wywołana powrotem wspomnień, o zmarłym mężu. Chwilami Eddie niesamowicie jej go przypominał. 

Gdy wyszła z pokoju, Richie wypadł z szafy, potykając się o własne nogi. Wylądował na dywanie, co Eddie skwitował, przewróceniem oczami.

–Tak mamo, tak mamo.-Śmiał się Tozier, imitując głos przyjaciela.–Jestem dzieckiem, nie umiem używać nożyczek! Mamo, przenieść mnie przez schody, bo mogę sobie wbić drzazgę w stopę. Mamo! Mamo!

–Ale ty jesteś irytujący.–stwierdził Eddie, gryząc policzki od środka, aby ukryć coraz szerszy uśmiech, pojawiający się na jego twarzy.

–Dlatego mnie lubisz!–przypomniał mu.–Co dzisiaj robimy?

–Richie, jest czwartek. Musimy iść do szkoły. 

–Nie, nie musimy. Ja nie muszę, chyba nauczyciele dadzą radę jeden dzień, bez swojego ulubionego ucznia– zachichotał.

–Tak musisz. I bez dyskusji, jeszcze tego brakowało, żebyś wagarował. Nie przy mnie, kochany!–Eddie chwycił dłoń przyjaciela, aby pomóc mu wstać.

–No chyba nie mogę iść w pidżamie. Choć jestem pewny, że zapoczątkowałbym nowy trend.

–Nie koniecznie.–Eddie podszedł do komody. Otworzył ostatnią szufladę, w której leżały idealnie poukładane, ubrania okularnika.

–Pamiętasz, gdy twoi rodzice się pokłócili i przyszedłeś tu spakowany. Gdy wracałeś do domu zostawiłeś tutaj swoje rzeczy, bo powiedziałeś, że kiedyś mogą się przydać.Chyba dziś, jest ten dzień.–wyjaśnił Eddie. Uśmiechnął się promiennie do Toziera, który wpatrywał się w szufladę, z otwartą buzią.

Elastic heart {Reddie} √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz