27. Pierwsze perypetie szpiegowskie

181 16 58
                                    

Nie sądziłem, że po ostatnich wypadkach z anonimowymi wiadomościami mógłbym w jakiejkolwiek sytuacji być choćby równie przerażony. A jednak. Wygląda na to, że nigdy nie przyzwyczaję się do faktu, że obcy człowiek może do mnie z zaskoczenia zacząć mówić. I chyba nigdy nie nauczę się, jak nie zachowywać się w takich sytuacjach niezręcznie.

W kompletnym szoku stałem i potakiwałem dziewczynie, która przede mną opowiadała, krzyczała w ekscytacji, skakała i tańczyła. Obawiałem się, że chyba mnie z kimś pomyliła, ale była zbyt ucieszona swoimi kółkami pozalekcyjnymi, żeby to zauważyć.

Pomocy... Connor. Ktokolwiek.

- Kocham kółka teatralne! Kocham! Wiesz dlaczego...? - nie czekała na odpowiedź i natychmiast krzyknęła w ekscytacji - BO WYMIATAJĄ! Kółka teatralne wymiatają, nie?! Powiedz, że tak! Ja wiem, że tak! Własciwie czemu ci to mówię? Chwila, my się znamy?

Popatrzyłem na nią z czystym terrorem wypisanym na twarzy. Pokręciłem tylko bezradnie głową, a ona wzruszyła ramionami i mówiła dalej:

- Ach, to pewnie po prostu mam ochotę mówić! Chwilka, co ja mówiłam... - nagle wybuchła: - Ach! PRZEDSTAWIENIE! Będzie Szekspir! Kocham Szekspira! To znaczy nie do końca Szekspir, ale każda rola to dobra rola!

Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakakolwiek dziewczyna zwracała się do mnie z takim entuzjazmem. I szczerze mówiąc, trochę się tego bałem.

Nie robiła nic złego, wręcz przeciwnie, była zaskakująco miła. Nie w tym problem. Po prostu szarpała mną ochota, żeby się jej wymknąć.

Uratował mnie dzwonek. Miła entuzjastka w dżinsowych rybaczkach pisnęła ucieszona i bez pożegnania popędziła w stronę sali teatralnej. A przynajmniej miałem powody, żeby tak przypuszczać.

Nadal byłem jak wryty, nie mogąc sobie do końca uzmysłowić, o czym właściwie mówiła, czemu do mnie i jaki miała cel.

Ta sytuacja wydawała mi się wyjątkowo niezrozumiała. W jednym momencie podleciała do mnie ona, a potem, kiedy znikła... nagle uderzenie w plecy zachwiało mną, straciłem równowagę i zwaliłem się na podłogę korytarza.

- Ty może uważaj, z kim rozmawiasz, frajerze! - w pozycji, w której miałem twarz przy ziemi i nie widziałem, kto krzyczał, miałem jedynie jakieś nikłe przeczucie, że to było do mnie. Odwróciłem się do siadu.

Connor miał tak przez cały czas w liceum, zanim się poznaliśmy? To naprawdę okropne zwracać na siebie uwagę, nawet mimo woli.

Zresztą według hierarchii słabi giną. A chłopak, który przez całą przerwę nie był w stanie uciec od podekscytowanej nastokatki do najpewniejszych nie należał. Problem w tym, że krzykacz też nie wyglądał na silnego.

Widać było w jego twarzy coś z tej samej słabości, o której mówiłem. Słabości, którą w jakiś sposób tłumił. Było w jego złości, w jego krzyku coś... sztucznego, jakby czymś kierowanego. Jakby odgrywał jakąś rolę, żeby pokazać się jako bardziej pewny siebie, niż był naprawdę. To wyraz desperacji.

Po chwili uzmysłowiłem sobie parę rzeczy. Byłem już spóźniony na lekcje, wściekły krzykacz już dawno odszedł w swoją stronę, a zbut gęsty tłum ludzi patrzył. Patrzył na mnie. Skołowanego, milczącego, siedzącego jak sierota na ziemi korytarza.

Ich wzrok mnie zmroził. Coraz ciężej mi było oddychać. Ktoś mnie podniósł z ziemi i coś do mnie powiedział, ale panika coraz bardziej we mnie uderzała. Nawet nie słuchałem. Było za tłoczno. Wymknąłem się, zamknąłem w pustej szatni.

#########################

Nie radziłem sobie nawet z tym, żeby wyjść z bezpiecznego zamknięcia na lekcje, dopóki szkoła się nie przerzedziła i nie zrobiła się tak późna pora, że korytarze zaczęły świecić pustkami.

Przecież cię znam, Piegusie (Dear Evan Hansen - AU)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz