Klara była niesamowicie czerwona na twarzy również wtedy, gdy szybko, aby zdążyć przed godziną policyjną, biegła ulicami miasta. Patrole hitlerowców już zbierały się na rogach ulic. Wieczorami na ulicy wprost roiło się od szkopów. Edmund podążał tuż za nią. Wspólnie zdecydowali, że Edmundowi lepiej nie wracać do swojego mieszkania. Osiedle, na którym mieszkała Jasińska, znajdowało się znacznie bliżej wyjścia z lasu niż osiedle Równego.
— Złap mnie za rękę, będzie się szybciej biegło — powiedział Mundek z łobuzerskim uśmiechem.
Panienka chwyciła dłoń młodzieńca i od tamtego momentu biegli razem. Gdy zbliżyli się do patrolu, zwolnili i zaczęli iść spokojnym krokiem. Złote loczki Edmunda wystawały spod kaszkietu, który miał niedbale wciśnięty na głowę. Klara zatrzymała się i poprawiła przekrzywioną czapkę, uśmiechając się szeroko. Słońce prawie całkowicie zaszło za horyzont, ale oni wciąż patrzyli ukradkiem na swoje twarze, jakby nic innego na całym świecie nie miało znaczenia.
✧✧✧
Razem udali się na osiedle. Dotarli tam bez większych przeszkód, zamknęli za sobą bramkę i wkrótce znaleźli się w środku kamienicy.
— Dam ci klucze, a ja pójdę po dziewczynki, dobrze? — spytała, sięgając do kieszeni płaszcza.
— Jasne.
— Czuj się jak u siebie w domu.
Zostawiła Edmunda na klatce schodowej i weszła na pierwsze piętro. Zapukała do drzwi. Wciąż była czerwona jak burak. Pod koniec kwietnia nie było mrozu ani ostrego, przeszywającego wiatru, więc nie mogła się usprawiedliwić złą, niesprzyjającą pogodą. Lekko poklepała się po policzkach, jakby miało to dać jakiś nieoczekiwany rezultat. Nie dało. Sąsiadka z góry była o wiele milsza niż pani Tweruk. Tamta przynajmniej nie spoglądała morderczym wzrokiem na Klarę za każdym razem. Miło wyglądająca kobieta w podeszłym wieku otworzyła drzwi. Uśmiechnęła się i spytała:
— Panienka po dziewczynki?
— Tak — odparła zdyszana dziewczyna.
— Gdzież się panienka tak śpieszyła? Ja nie jestem Twerukowa, mogłyby na noc u mnie zostać! — Kobieta miło się zaśmiała, a Klara także to uczyniła.
— Musiałam zdążyć przed godziną policyjną, nie widziało mi się spędzić nocy na Pawiaku. Miałam naprawdę mnóstwo spraw do załatwienia. Mam nadzieję, że były grzeczne.
— Tak, bawiły się obydwie. Dałam im zupę, Ula zjadła z przyjemnością, ale Zosieńka coś nie ma apetytu. Zaraz po nie przyjdę, zaczekaj chwilkę, kochaniutka.
Pani Orłowska weszła do środka i po niecałej minucie przyprowadziła Zosię i Esterę. Obydwie wyglądały na zmęczone, ale z Zosią działo się coś jeszcze. Wyglądała na załamaną, jakby wydarzyło się coś tragicznego. Klarę naprawdę zmartwił stan swojej młodszej siostry. Musiała dowiedzieć się, co było nie tak.
— Podziękujcie pani — powiedziała Klara.
— Dziękujemy! — odparły cichutko.
— Jeszcze raz bardzo dziękuję, do zobaczenia!
— Do zobaczenia! — odrzekła miło starsza pani.
Gdy już weszły do swojego mieszkania, Klara spojrzała na Zosię i spytała:
— Wszystko w porządku?
Dziewczynka nie odpowiedziała i zzuła swoje buciki w przedsionku. Podreptała ze spuszczoną głową do pokoiku, który teraz dzieliła tylko z Esterą.
CZYTASZ
Mazurek
Исторические романыCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...