✧XLVIII. Lepsze święta✧

118 21 115
                                    

Nikt nie zapraszał siarczystego mrozu i grubej śnieżnej skorupy do stolicy. Zima wprosiła się sama i weszła z butami w życie mieszkańców. Niskie temperatury dawały każdemu w kość, a ceny węgla osiągały coraz większe pułapy. Jednak to nie powstrzymało ludzi od obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Gosia wpadła na pewien pomysł, który szybko zyskał poparcie i wszystkich rozentuzjazmował.

Mianowicie, na tydzień przed świętami, Spysińska podała propozycję spędzenia wspólnej wigilii. Tak, by nikt nie czuł się samotny. Dwudziestego czwartego, o godzinie szesnastej, każdy zaproszony miał stawić się w mieszkaniu Klary. Gosia jednak odwiedziła ją szybciej, by razem mogły przygotować kolację. 

Kołatanie w drzwi podniosło Klarę z miejsca i podbiegła, by je otworzyć. Ujrzała na klatce swoją przyjaciółkę. Uścisnęła ją serdecznie i powiedziała:

— Wchodź do środka, bo zamarzniesz. Przyniosłaś coś na kolację?

— Owszem. Mam barszcz i chleb. Owoce na kompot także. Resztę powinny przynieść Krysia i Alicja. Inni pewnie też coś ze sobą wezmą.

— Matka nie była zła, na to, że razem z Krzyśkiem spędzicie wigilię tu? — spytała Klara.

— Skądże! Ona spędzi ją wraz z naszymi gospodarzami. Chętnie nas puściła. Zresztą, pewnie i tak nie będzie uczestniczyć w kolacji, znowu jej się pogorszyło.

— Masz jakieś prezenty?

— Dwa. Jeden dla Lucka, drugi dla Krzyśka. Myślę, że każdy coś dostanie. W końcu poprosiłam, aby każdy przyniósł jakieś drobne upominki, dla innej osoby. Powiedzieli mi, dla kogo przygotują swoje podarunki i, jeśli nikt o nich nie zapomni, dla każdego się coś znajdzie. A ty? Masz coś dla Edmunda?

— Tak. Oprócz tego jeden dla Zosi i drugi dla Estery. 

— Zatem zajmijmy się gotowaniem! — odparła zdecydowanie Gosia. 

Razem weszły do kuchni. Gosia wlała barszcz do garnka i podgrzewała go, co jakiś czas mieszając łyżką. Klara pokroiła chleb i wyjęła zastawę. Potem poprosiła dziewczynki, by rozłożyły ją na stole. Przygotowały piętnaście miejsc z równo ułożonymi talerzykami i kubkami różnej maści. 

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Estera pobiegła otworzyć i wpadła prosto na Krysię, która niosła rybki. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a jedzenie nie wylądowało na podłodze. Zaraz po Krysi weszła Alicja. Roześmiana Pyza wniosła ze sobą bułki z rodzynkami.

— Gdzie mamy to położyć? — zaszczebiotała Krysia.

— Na stoliku w salonie — odparła Klara. — Cóż to za pyszności niesiecie?

— Ja zdobyłam nieco ponad tuzin małych rybek. Alicja przyniosła swoją specjalność, okupacyjne bułeczki z rodzynkami!

— Sądzę, że Lucek nie będzie zachwycony widokiem rodzynek — odpowiedziała żartobliwie Gosia. — No nic, więcej zostanie dla nas!

Zosia i Estera pobiegły do pokoju przygotować fryzury, a drzwi ponownie i niespodziewanie się otworzyły. Do środka weszła choinka. Przynajmniej tak wyglądało to z perspektywy dziewcząt, które stały w kuchni.

— Spokojnych świąt! — krzyknął Edmund, a jego czupryna powoli wyłoniła się zza ciemnozielonych igieł.

Zaraz za Edmundem do środka wszedł Janek, który trzymał pień choinki, żeby wszystko zmieściło się w drzwiach.

— Wzajemnie — odparł chórek głosów z kuchni.

— A co tu się wyrabia? — krzyknęła Anastazja. — Matko, ale pachnie! Okupacyjne bułeczki? Nie wierzę! — Dziewczyna prędko odsunęła serwetkę, która przykrywała koszyk ze smakołykami.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz