Rozdział 30

464 25 6
                                    

Grudzień przyszedł nie wiadomo kiedy. Pod naciskiem sprawdzianów, nauki, oraz innych spraw, wiele uczniów nawet by tego nie zauważyło, gdyby nie musieli się grubiej ubierać. Jednak dla siódmoklasistów był to ważny czas. Już rok wcześniej, zdołali wyprosić o bal bożonarodzeniowy tylko dla nich, używając za argument tragicznie kończący się turniej trójmagiczny. Ku sporego zdumienia, nauczyciele szybko się zgodzili. Tak więc wszyscy prefekci, dowodzeni przez naczelnych, tworzyli dekoracje i planowali wydarzenie, podczas gdy reszta chodziła po sklepach i szukała pięknych sukni i garniturów. Chociaż to była najważniejsza rzecz, dla Slytherinu i Gryffindoru liczyło się coś jeszcze- mecz quidditcha. Ślizgoni i Gryfoni przez cały tydzień przed meczem żyli nim i przygotowywali się, szczególnie zawodnicy. Jedyną osobą, która tak się nie zachwycała był Draco.

Odkąd chłopak odszedł od drużyny, czuł, że czegoś brakuje. Nie miał co robić w czasie kiedy powinien trenować i nie potrafił nawet podejść do boiska. Czuł zbyt wielki wstyd i pustkę. Mecze z Ravenclaw lub Hufflepuffem były do przeżycia, żadna z tych drużyn nie mogła się równać z domem węża, nawet w znacznym osłabieniu. Zamiast niego, szukającym został chłopak z czwartej klasy, którego ani razu nie wpuszczono na boisko na mecz. Malfoy z goryczą oglądał mecz z Krukonami, kiedy to ich szukająca zdobyła znicz i Ślizgoni wygrali tylko dzięki przewadze punktowej. Zabini, na wspomnienie o Carrowie opierał głowę na ręce i mówił ,,on nie potrafi złapać nawet lecącej do niego piłki".

Draco nie miał siły pójść i kibicować w tak ważnym meczu. Było to zbyt bolesne. Nieraz zastanawiał się czy nie mógłby ponownie dołączyć, ale wiedział, że nie pozwoliliby mu na to. Za to nienawidził charakteru wszystkich uczniów Slytherinu- za ambicję. Żaden szanujący się Ślizgon, choćby nie wiadomo jak słaby by był, nie oddałby swojego miejsca komuś innemu, nigdy. Kiedy wszyscy byli już na stadionie, wyszedł z dormitorium i zmierzał do wyjścia z lochów. Nie wiedział jeszcze co chciał zrobić, ale nie mógł zostać w miejscu, gdzie wszystkie barwy przypominały mu o meczu. Wychodząc, spotkał Mirandę szykującą się do wyjścia. Szyję owiniętą miała zielonym szalikiem Slytherinu.

- Idziesz na mecz?

- Jak każdy- spojrzała na chłopaka ubranego w szkolne szaty- ty nie?

- Ja...sobie daruję- oparł się o ścianę robiąc przejście do wyjścia. Czarnowłosa jednak, zamiast wyjść, oparła się obok niego co lekko zdziwiło blondyna.

- Dlaczego?

- Nie wiesz?- Uniósł brew, po czym otworzył lekko buzię. W końcu dopiero w tym roku przyszła do szkoły.- No tak...więc...byłem kapitanem i szukającym. W tym roku musiałem odejść.

- Przez Voldemorta?- szybko zrozumiała o co chodzi. Ktoś kto nie może iść nawet na mecz, nie zrezygnował z gry dobrowolnie. Malfoy kiwnął głową i westchnął.

- Cóż...i tak nigdy nie grałbym zawodowo, więc po prostu skończyłem rok wcześniej.

- Nie chciałbyś jeszcze zagrać?

- Pewnie, że tak, ale to niemożliwe. Połowa mnie znienawidziła za to, że odszedłem. - Przez chwilę zapadła cisza.

- Powinieneś iść.- Powiedziała w końcu stając na równe nogi- może gdybyś się pokazał, zrozumieliby, że ich wspierasz, nie chciałeś tego i zależy ci na drużynie.

- Ale co to da?

- Cóż...może kiedyś coś by się stało szukającemu- zaśmiała się co wywołało uśmiech u blondyna- Nie możesz przepuścić żadnej okazji, która by mogła ci pomóc. No już, ubieraj się.

Draco bez słowa wrócił do dormitorium, wziął kurtę, zielony szalik i wyszedł. Ku jego zaskoczeniu Miranda nadal tam stała i czekała na niego.

Enervate || Draco Malfoy. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz