✧LVII. Listy pisane letnimi nocami✧

101 19 15
                                    

W stolicy życie płynęło swoim szybkim tempem. Kolejne dni mijały, a oni coraz bardziej zatracali się w wojennej rutynie. Przeżywali kolejne tygodnie i miesiące, w których ich jedynym zadaniem było zarobić na coraz droższe życie w Warszawie, nie dać się złapać i przetrwać.

Edmund pisał poprawkowe egzaminy na uniwersytecie przez połowę wakacji. Poważnie zastanawiał się nad porzuceniem uczęszczania na tajne komplety. Nie miał głowy ani czasu na naukę. Akcje dywersyjne z Anastazją Kocek męczyły go nawet bardziej niż egzaminy z filozofii. Kockówna bowiem zawsze musiała się wtrącić w to, co robił. Zmieniała jego plany, gdy tylko coś jej się nie spodobało. Co prawda zawsze wychodzili na tym lepiej, ale Równy był nieco zirytowany jej zachowaniem.

Pewnego razu po zebraniu sekcji postanowił jej to wszystko wygarnąć. Chciał, by przestała działać przeciwko niemu i zaczęła się z nim normalnie komunikować. Zapowiadało się na to, że Klara i Gosia jeszcze chwilę pobędą na wsi, więc był skazany na współpracę z Anastazją. Gdyby tylko chciała jakkolwiek z nim współpracować.

— Hej, Kockówna, poczekaj chwilę!

— Czego ode mnie chcesz? — spytała Nastka, wkładając ręce do kieszeni swojej spódnicy. Nie obróciła się nawet w stronę nawołującego nią młodzieńca.

— Chcę porozmawiać.

— Słucham — jęknęła i przewróciła oczami. Spojrzała na niego i zatrzymała się w miejscu. — Tylko nie mam zbyt wiele czasu. Muszę pomóc Beńkowi i odpisać Marchewie na list.

— Przysłały list?

— Tak, ale nie zdążyłam ci go pokazać. Nic ważnego, po prostu dają znać, że żyją i czekają, aż będą mogły wrócić.

— Mogłaś powiedzieć — burknął młodzieniec, wyciągając papierosa.

— Muszę ci o wszystkim mówić?

— Właśnie o tym chciałem porozmawiać. Możesz nie niszczyć mojego autorytetu? Miałem go, dopóki Zamoj nie złączył naszych sekcji. Potem zaczęłaś się wtrącać.

— Czy kiedyś źle na tym wyszedłeś? Moje wszystkie uwagi były celne. Może po prostu boisz się przyznać, że jestem lepszym dowódcą niż ty.

— Słucham? To nie jest jakiś cholerny konkurs, Kocek. To moja jednostka, którą psujesz wtykaniem nosa w nieswoje sprawy.

— Zapewniam cię, Równy, nie robię niczego, co mogłoby zaszkodzić związkowi. Zajmij się swoją fajką i wreszcie zamknij swoją jadaczkę.

— Dlaczego mnie tak nienawidzisz? Co ja ci zrobiłem? — spytał, rozkładając ręce.

— Jesteś przygłupem, Równy. Skrzywdziłeś Klarę, skrzywdziłeś Ponurą. Teraz oskarżasz mnie o jakieś kompletne bzdury. Zajmij się wreszcie sobą, bo to nie w innych tkwi problem — odparła Anastazja, odwracając się na pięcie. — Ja idę. Serwus.

— Zaczekaj! — krzyknął i poszedł za nią.

— Po co? Chyba już wszystko sobie wyjaśniliśmy — stwierdziła i przyśpieszyła kroku.

— Możesz ze mną współpracować? O nic więcej nie proszę. Po prostu chcę, by łatwiej nam się pracowało podczas spotkań sekcji. I żebyś nie wtrącała się w to, co zaplanowałem z Tymonem.

— Bez moich wskazówek dwie akcje ległyby w gruzach.

— Nie dałaś mi wtedy nawet dojść do słowa. Tak samo teraz. Po prostu szanujmy się nawzajem.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz