Krysia drżącą ręką podniosła niedopałek z łóżka. Wyrzuciła go przez okno i spojrzała na parapet. Mała, biała kuleczka spała na nim, zwinięta w kłębek. Kot po chwili się przebudził, długo przeciągnął i wszedł do środka. Zeskoczył wpierw na fotel, który stał pod oknem, a następnie na dywan, przykrywający podłogę. Podniósł łebek i skierował się w stronę swojej pani, która leżała sztywno na łóżku. Irys podszedł jeszcze bliżej, wskoczył na Anastazję i lekko polizał jej twarz. Przecież zawsze budził ją w ten sposób! Dlaczego ona jeszcze nie wstawała? Chyba musiała mieć wyjątkowo twardy sen. Miauknął donośnie i dopiero wtedy ujrzał mnóstwo ludzi, którzy stali w pomieszczeniu. Mieli niezwykle grobowe miny. Większość z nich płakała i spoglądała na niego dziwnym wzrokiem. Chciał się ich wszystkich zapytać, o co tu chodziło? Ale pewna piękna, smukła postać podniosła go do góry i odniosła z powrotem do przedpokoju.
— Chodź tutaj — odparła Klara, a spłoszony kociak pobiegł do swojej miseczki. Nie została w niej już ani odrobina słodkiego mleka, więc zaczął miauczeć, z nadzieją, że przyniesie to oczekiwane skutki i wkrótce jego pani naleje mu tych pyszności. Jednak tak się nie stało.
Czekał cierpliwie, wpatrując się w zielonooką panią, która wyniosła go z pokoju. Widział ją w tamtym mieszkaniu wiele razy. Myślał, że może to ona da mu coś do jedzenia albo obudzi Anastazję. Nic takiego jednak nie miało miejsca.
— Żal mi cię, maluchu — powiedziała i podrapała kota za uszkami. Ten przyjemnie zamruczał i zaczął łasić się do jej nóg. — Przyjdę tu zaraz, dobrze?
Docia wyprostowała się i spojrzała na otwarte drzwi do pokoju. Każdy wciąż stał w środku, jakby czas się zatrzymał w momencie, w którym papieros Edmunda spadł na pościel. W momencie, w którym Anastazja zamknęła swoje oczy po raz ostatni. Beniek siedział pod ścianą, z głową między kolanami i szlochał. Nikt, kto siedział w tamtym pomieszczeniu, jeszcze nigdy nie widział Beńka płaczącego. Może poza Luckiem, który znał go od zawsze, ale on też zdziwił się tym, w jakim stanie był jego brat.
— Hej, Beniek — powiedział Janek, kładąc rękę na jego ramieniu.
Alicja pokiwała głową, dając chłopakowi znak, żeby na razie nie ruszał Benjamina. Janek powoli się wycofał. Leszczyński po chwili podniósł głowę, a z jego oczu wciąż spływały łzy.
— Cholera — wychrypiał Beniek. Gdy wypowiedział to jedno słowo zakaszlał i nie mówił już nic więcej.
W pomieszczeniu dało się słyszeć nieustanny płacz Gosi. Poza tym panowała raczej cisza. Nikt nie miał ochoty się odzywać. Patrzyli tylko po sobie i czekali, aż coś się wydarzy. Wtedy Alicja podniosła Beńka z podłogi i położyła mu dłoń na plecy.
— Zostaw mnie — warknął i odepchnął od siebie Alicję.
— Chodź, pójdziemy do innego pokoju. Rozumiem, że musi być to dla ciebie ciężkie, ale siedzenie w jednym pomieszczeniu ze zwłokami, nie jest dobre. Wszyscy powinniśmy się stąd wynieść.
— Gówno wiesz, Alka. Twój Janek tutaj stoi. Lucek wciąż ma Gosię, a Klara Edmunda. Krysia wróci do domu i spotka się z tym swoim Pawłem. To nie wasza narzeczona leży martwa na łóżku!
— Racja, może nie wiem, jak to jest mieć martwą narzeczoną, ale chcę ci pomóc, Beniek!
— Możecie się nie kłócić po tym wszystkim, co zaszło? A przynajmniej nie nad jej ciałem — powiedziała Klara. — Ja i Kaja tu posprzątamy, a wy musicie stąd wyjść. Wszyscy, bez wyjątku.
Pyza prędko wyprowadziła Beńka z salonu. Tym razem nawet się nie stawiał. Lucek podobnie uczynił z rozhisteryzowaną Gosią, która nie mogła sama poczynić choćby kroku, bo trzęsła się niesamowicie. Edmund i Janek wyszli tuż za nimi.
CZYTASZ
Mazurek
Fiksi SejarahCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...