✧LXVI. Rozmowy✧

126 17 50
                                    

Krysia drżącą ręką podniosła niedopałek z łóżka. Wyrzuciła go przez okno i spojrzała na parapet. Mała, biała kuleczka spała na nim, zwinięta w kłębek. Kot po chwili się przebudził, długo przeciągnął i wszedł do środka. Zeskoczył wpierw na fotel, który stał pod oknem, a następnie na dywan, przykrywający podłogę. Podniósł łebek i skierował się w stronę swojej pani, która leżała sztywno na łóżku. Irys podszedł jeszcze bliżej, wskoczył na Anastazję i lekko polizał jej twarz. Przecież zawsze budził ją w ten sposób! Dlaczego ona jeszcze nie wstawała? Chyba musiała mieć wyjątkowo twardy sen. Miauknął donośnie i dopiero wtedy ujrzał mnóstwo ludzi, którzy stali w pomieszczeniu. Mieli niezwykle grobowe miny. Większość z nich płakała i spoglądała na niego dziwnym wzrokiem. Chciał się ich wszystkich zapytać, o co tu chodziło? Ale pewna piękna, smukła postać podniosła go do góry i odniosła z powrotem do przedpokoju.

— Chodź tutaj — odparła Klara, a spłoszony kociak pobiegł do swojej miseczki. Nie została w niej już ani odrobina słodkiego mleka, więc zaczął miauczeć, z nadzieją, że przyniesie to oczekiwane skutki i wkrótce jego pani naleje mu tych pyszności. Jednak tak się nie stało.

Czekał cierpliwie, wpatrując się w zielonooką panią, która wyniosła go z pokoju. Widział ją w tamtym mieszkaniu wiele razy. Myślał, że może to ona da mu coś do jedzenia albo obudzi Anastazję. Nic takiego jednak nie miało miejsca.

— Żal mi cię, maluchu — powiedziała i podrapała kota za uszkami. Ten przyjemnie zamruczał i zaczął łasić się do jej nóg. — Przyjdę tu zaraz, dobrze?

Docia wyprostowała się i spojrzała na otwarte drzwi do pokoju. Każdy wciąż stał w środku, jakby czas się zatrzymał w momencie, w którym papieros Edmunda spadł na pościel. W momencie, w którym Anastazja zamknęła swoje oczy po raz ostatni. Beniek siedział pod ścianą, z głową między kolanami i szlochał. Nikt, kto siedział w tamtym pomieszczeniu, jeszcze nigdy nie widział Beńka płaczącego. Może poza Luckiem, który znał go od zawsze, ale on też zdziwił się tym, w jakim stanie był jego brat.

— Hej, Beniek — powiedział Janek, kładąc rękę na jego ramieniu.

Alicja pokiwała głową, dając chłopakowi znak, żeby na razie nie ruszał Benjamina. Janek powoli się wycofał. Leszczyński po chwili podniósł głowę, a z jego oczu wciąż spływały łzy.

— Cholera — wychrypiał Beniek. Gdy wypowiedział to jedno słowo zakaszlał i nie mówił już nic więcej.

W pomieszczeniu dało się słyszeć nieustanny płacz Gosi. Poza tym panowała raczej cisza. Nikt nie miał ochoty się odzywać. Patrzyli tylko po sobie i czekali, aż coś się wydarzy. Wtedy Alicja podniosła Beńka z podłogi i położyła mu dłoń na plecy.

— Zostaw mnie — warknął i odepchnął od siebie Alicję.

— Chodź, pójdziemy do innego pokoju. Rozumiem, że musi być to dla ciebie ciężkie, ale siedzenie w jednym pomieszczeniu ze zwłokami, nie jest dobre. Wszyscy powinniśmy się stąd wynieść.

— Gówno wiesz, Alka. Twój Janek tutaj stoi. Lucek wciąż ma Gosię, a Klara Edmunda. Krysia wróci do domu i spotka się z tym swoim Pawłem. To nie wasza narzeczona leży martwa na łóżku!

— Racja, może nie wiem, jak to jest mieć martwą narzeczoną, ale chcę ci pomóc, Beniek!

— Możecie się nie kłócić po tym wszystkim, co zaszło? A przynajmniej nie nad jej ciałem — powiedziała Klara. — Ja i Kaja tu posprzątamy, a wy musicie stąd wyjść. Wszyscy, bez wyjątku.

Pyza prędko wyprowadziła Beńka z salonu. Tym razem nawet się nie stawiał. Lucek podobnie uczynił z rozhisteryzowaną Gosią, która nie mogła sama poczynić choćby kroku, bo trzęsła się niesamowicie. Edmund i Janek wyszli tuż za nimi.

MazurekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz