Kościół był piękny. Jedna z piękniejszych budowli jakie widziałam. Jego styl bez problemu mogłam określić na gotycki. Wielkie strzeliste wieżyczki to tylko jeden z cech tego pięknego zabytku. Budowlę zdobiły wielkie okna, w których znajdowały się witraże. Kościół był podzielony na trzy części, a do niego samego wprowadzał wielki drewniany portal. Gdy przestąpiłam próg kościoła ujrzałam masę ludzi. To wszystko moja rodzina? Nie znam ani jednej osoby. Wszystkie ławki zostały zapełnione. Aż trudno uwierzyć! A jednak! Wszyscy ubrali się na biało. Czy ja należę do jakiejś sekty? Może moja rodzina jest w jakimś zgromadzeniu, które wierzy w podrzędnego bożka. A może wyznają bóstwa słowiańskie? Ciekawą teoria, ale raczej nie jesteśmy w żadnej powieści fantasy. Podeszłyśmy z Amelią do trumny. Wielki biały prostokąt, którego środek był wykonany z czerwonego materiału patrzył na mnie swoim pustym, drewnianym wzrokiem. A ona? Ona tam leżała. Taka spokojna. Taka cicha. Taka bezbronna. Nawet teraz wyglądała olśniewająco. Cordelia też została ubrana na biało. Łzy zebrały mi się w kącikach oczu. Po chwili było ich za wiele i zaczęły spływać po moich policzkach. To okropne. Już nigdy nie ujrzę jak się uśmiecha. Czuję się tak jakby ktoś wyrwał mi coś ze środka. Może to serce. Może to ono tak bardzo mnie boli. Gdybym mogła opisać jak się czuję to co mogłaby powiedzieć? Jak mogę to określić? Odczuwam wielką pustkę. Tak wielką, że boję się, że za chwilę wybuchnę historycznym śmiechem połączonym z masą słonej wody spływającej z moich oczu. Usiadłyśmy w pierwszej ławce. Ławce najbliższej rodziny. Serce zaczęło mi mocno bić, tak mocno jak wtedy, gdy kompromitujesz się przed setkami osób. Jeśli mogę to do tego przyrównać. Msza trwała około półtorej godziny. Ksiądz wspominał o tym jaką cudowną kobietą była moja matka, ale skąd on mógł o tym wiedzieć? Czy tylko wyklepał to co za każdym razem? Szczerze mówiąc to jestem pierwszy raz na tego rodzaju ceremonii. Wcześniej jedynie mogłam ją zobaczyć na filmach lub teledyskach pokroju Heleny od MCR. Chociaż wydaje mi się, że w tym ostatnim przypadku było to dosyć podkoloryzowane. Rozglądając się, nawet nie wiem czy można było to tak nazwać, ponieważ moje oczy były zasnute łzami, zauważyłam, że 3/4 osób tu zgromadzonych płakało. To dziwne, że za nią płaczą. Boli mnie to, że tak naprawdę nic nie wiem o mamie. Wiem o niej tylko to co chciała, żebym wiedziała. Po mszy wszyscy zaczęli wychodzić. To jasne idziemy na cmentarz. Teraz mogłam się przyjrzeć tym wszystkim ludziom. Dostrzegłam że nikt z nich wszystkich nie wygląda na więcej niż 30 lat. Co? Mamy genetycznie młodociany wygląd? Oh, a może to zgraja wampirów? Muszę zapytać o to Amelię. Oni muszą być wampirami. Na bank, a ja w 18 urodziny stanę się taka jak oni. Przed sobą ujrzałam czarną bramę z napisem: Requiem aeternam dona eis Domine et lux perpetua luceat eis. No cóż, nie jestem poliglotką ani nie uczyłam się łaciny, więc nie zrozumiałam owego napisu. Gdy tylko przekroczyłam bramę poczułam ucisk w brzuchu. Nienawidzę cmentarzy. Nigdy na nich nie bywam i nie chce bywać. Widzę mgłę, z której wyłaniają się postacie. Jej kolor nie jest idealnie biały. Ma raczej kolor firanek, których ktoś nie prał kilka lat. Na czele nich jest mężczyzna odziany w biały garnitur. Jego gardło ściska czerwony krawat. Jednak nie krawat zwrócił moją uwagę, a jego czarne oczy. Bardzo mocno kontrastowały z jego bladą skórą oraz platynowymi włosami. Czy ja jestem opętana? Czuję się jak w jakimś tanim horrorze. Jest ze mną źle, bo właśnie dostrzegłam mgłę. Czy ja śnie? Kurde, to wszystko jest za bardzo irracjonalne. Nie, nie. To na pewno tylko jakieś zaburzenia. Udam się to psychologa i mi przepisze jakieś leki. Czy tam w pierwszym rzędzie ludzi, którzy idą za mężczyzną jest moja matka? No tak to ona. Macha do mnie. Zaczyna coś mówić. Zaraz chyba zemdleję. Czuję żółć, która podchodzi mi do gardła. Przed mdleniem muszę zwymiotować.
-Flor.. Dziecko moje... Zawsze będę przy tobie...Strzeż się... - Nagle z jej gardła wydobył się przerażający śmiech. Wiecie taki jak w horrorach. W rzeczywistości gorzej to brzmi. Ciarki przechodziły moje ciało, a wszystkie włosy stały na baczność. Zimno ogarniało mnie całą. Potrzebuję psychiatry... Psycholog tu już w niczym nie pomoże.
Och ten mężczyzna na mnie patrzy. Myśl racjonalnie, kochanie... Tu nikogo nie ma. Uśmiecha się. Nie ma normalnych zębów, zamiast nich ma kolce. Czarne wielkie kolce. Co tu się do diabła dzieje? Wdech, wydech, wdech, wydech. Lalalala, nic się nie dzieje.
-Znów się spotkamy Florence. Och uwierz mi... - powiedział do mnie facet w białym garniturze. On wcale do Ciebie nie mówi, to tylko halucynacje. To normalne.
-Tak do Ciebie mówię, młoda damo. - Zwrócił się do mnie kolejny raz. Czy to nie odpuści? Odpowiem mu i może się odczepi.
-Och no oczywiście czytasz mi w myślach. Jak fajnie.. Może od razu się zaprzyjaźnimy? - Mój ton oczywiście kpił z owego mężczyzny. Jednak miałam to zupełnie gdzieś. Chciałam tylko, żeby zostawił mnie w świętym spokoju.
-Sprytna jesteś.. - Wysyczał to zdanie, niczym nastroszony pyton.
-Och to moja krew, Rufusie. Jest tak samo błyskotliwa jak mamusia. Jestem z niej dumna. - Wtrąciła "moja matka". Uśmiech widniał na jej porcenalowej twarzy. Chwila, chwila. Wróć... Czy ona naprawdę to powiedziała? Nie poznaję jej...
-Strzeż się... -Powiedziała po czym zniknęła. Co do diabła? "Strzeż się"? Przed czym? Fajne imię Rufus. Bardzo oryginalne.
-Chodź Florence, pójdziemy już. Czeka nas długa podróż. - powiedziała Amelia. - Po co rozmawiałaś z Rufusem? Nie możesz z nim rozmawiać. Nigdy. Przenigdy.
-Widziałaś to? - Spytałam dosyć zaskoczona. Jak mogła to widzieć? Nie potrzebuję psychiatry?
-Oczywiście, wszyscy widzieli. -Może jednak wszyscy go potrzebujemy. Zapiszmy się na terapię grupową. Świetny pomysł, Flor.
-Wszyscy? To znaczy że...
-Że nie jesteś jedyna. - Jak to nie jestem? Przecież nikt nie patrzył w tamtą stronę. Co jest z nimi wszystkimi nie tak?
-Jak mogłaś słyszeć skoro mówiłam w myślach.
-Och. Porozmawiamy o tym innym razem.
-O co ci chodzi? Dlaczego niczego mi nie mówisz? Dlaczego jesteś taka oschła dla każdego. Jestem twoją wnuczką do cholery. Jak możesz mnie tak traktować? - Wszystkie nagromadzone uczucia właśnie ze mnie wpłynęły. Cieszę się, że jej to powiedziałam, ale może byłam trochę za ostra? Może powinnam była powiedzieć to innymi słowami?
-A co mam być babcią szyjącą na drutach, a Ty i tak będziesz mieć to gdzieś i uciekniesz jak twoja matka. Zresztą jestem za młoda, mam tylko 55 lat. - A więc sądzi, że ucieknę? W takim razie naprawdę nie ma co się starać...
-Nie jestem jak ona.
-Oczywiście jesteś bardziej jak ojciec. Ale i tak jesteś podobna do matki.
-Znałaś mojego ojca? - Ciekawe jaki był? Mama nigdy nie chciała o nim wspominać. Może było to dla niej zbyt bolesne...
-Oczywiście był mężem Cordeli, jak mogłabym go nie znać.
-Jak to? Dlaczego uciekła skoro była z nim i spodziewała się jego dziecka?
-A spytaj ją.
-Przecież nie żyje, więc jak mam ją spytać?
-Jesteś pewna? - Po tych słowach nie odezwała się już do mnie. O co bym ją nie zapytała. Nic nie mówiła. Czy jestem pewna że moja matka nie żyje? Oczywiście że tak. Była martwa, jej ciało było parę metrów pod nami. Halo?!
***
Witajcie misie! Mam nadzieję, że podobają wam się moje wypociny. Jeśli przypadły wam do gustu to proszę was o gwiazdki oraz komentarze. Dziękuję osobom, które to czytają i skomentowały lub dały gwiazdkę. Zawsze to daje jakiegoś kopa, żeby coś napisać. Miłego wieczoru. :3
CZYTASZ
Reveling in the hope | zawieszone
ParanormalDróżka w lesie. Na środku niej widzę dwóch mężczyzn. Mówią coś do mnie, ale ja nie słyszę. Słyszę tylko szmer liści, który zagłusza wszystko i skrzypce, tak skrzypce. Piękna melodia rozchodzi się po całym lesie. Obaj są wysocy. Jeden ma piękne zło...