Rozdział XI - Obietnice

1.3K 134 26
                                    


Liam miał wrażenie, że prowadzi dwa różne życia. W szkole i przy swojej rodzinie był pokornym, cichym chłopcem. Należycie wykonywał swoje obowiązki, uczył się pilnie, a pod czujnym okiem ciotki modlił się gorliwie. Nie karano go już tak często. Miał wrażenie, że wujostwo uznało go za wytresowanego. Jakby mieli pewność, że złamali w nim ducha walki i odwiedli od jakiegokolwiek sprzeciwu. Chcieli zrobić z niego pustą, grzeczną laleczkę, którą będą mogli dowolnie manipulować i Liam nie miał wątpliwości, że tak właśnie zachowuje się przed rodziną.

A jednak gdy był sam lub gdy przebywał z Williamem, był po prostu prawdziwym sobą. Śmiał się i dobrze bawił. Rozmawiał na tematy, na które przy rodzinie nie mógł sobie pozwolić. W tym domu istniała bowiem tylko jedna wizja wiary. Liam jednak kwestionował ją. Miał wątpliwości, pytania i własne spostrzeżenia, których William słuchał z zainteresowaniem.

Ponadto chłopiec zdawał sobie sprawę z tego, że robił coś, co w oczach jego ciotki byłoby postrzegane za niemoralne i złe. Według niej intymna relacja między dwojgiem ludzi mogła istnieć tylko w małżeństwie pomiędzy kobietą a mężczyzną. Liam nie tylko był z kimś, kogo znał zaledwie od kilku miesięcy, ale przede wszystkim spoufalał się z innym mężczyzną. I był z tego powodu szczęśliwy. Kochał Williama, a William kochał jego. Za nic w świecie by z tego nie zrezygnował. Nie przerażała go nawet wizja piekła. Liczyły się tylko te chwile, które spędzał z mężczyzną, którego kocha.

Jedyne czego chłopiec żałował to, że nie może opowiedzieć tego wszystkiego matce. Chciałby, by poznała Williama. Był pewien, że by go polubiła.

Dzisiaj ponownie udali się na plażę. Pogoda temu sprzyjała. Było na tyle ciepło, że chłopiec pozwalał falom obmywać swoje bose stopy. Tylko co jakiś czas uciekał przed nimi, śmiejąc się głośno, jakby troski nie istniały. Jego ukochany obserwował go z życzliwym uśmiechem na ustach lub trzymał za rękę i prowadził po piaszczystym brzegu.

Gdy Liam zmęczył się zabawą, usiedli i rozmawiali. Chłopak jak zwykle przytulił się do piersi bruneta i zaczęła ogarniać go senność. Czuł się przy nim bezpiecznie jak nigdzie indziej. Zasnąłby, gdyby nie to, że chciał się nacieszyć czasem, który im został, nim będzie zmuszony wracać do posiadłości. Mężczyzna jednak nie mówił zbyt wiele sam z siebie. Przez głowę chłopca przeszła myśl, że w zasadzie wciąż niewiele wie o Williamie. Nigdy jednak nie pytał. Ten moment był równie dobry, jak każdy inny, by to nadrobić.

- Will?

- Tak?

- Dlaczego nigdy nie poszliśmy razem w jakieś inne miejsca? Na przykład do miasteczka. Mieszkasz tam prawda?

- ... Nie podoba ci się tutaj?

- Nie! Nie o to chodzi. Po prostu... jestem ciekaw.

- Lubię te miejsca. Plaże... klify... Są spokojne, piękne a przede wszystkim możemy być tu sami. Czy tak nie jest lepiej?

- Może masz rację... Nie lubię tłocznych miejsc. Dlatego tak nie lubiłem Londynu. Tutaj mogę poczuć się, jakbyśmy byli ostatnimi ludźmi chodzącymi po Ziemi.

- Cieszę się, że mnie rozumiesz. Poza tym ludzie lubią szukać sensacji czyż nie? Sam mówiłeś, że obawiasz się, co zrobi twoja rodzina, gdy się o nas dowie. Tutaj jesteś bezpieczny, nienarażony na wścibskie spojrzenia tłumu.

- Tak... rzeczywiście. Dover nie jest duże. Ludzie pewnie cię tam znają.

- ... Jestem pewien, że kilka osób może mnie kojarzyć.

- Williamie czy...

Liam zawahał się niepewny, o co właściwie chciał zapytać. Wiedział tylko, że pewne uczucia wiły się w jego głowie. Nie potrafił ich nazwać ani nawet znaleźć odpowiednich słów, by je opisać. Coś jak niepewność, ale i ciekawość. Mieszanina strachu, ale i ekscytacji. Wiele różnorakich w pewien sposób sprzecznych ze sobą emocji.

Złamane Obietnice [BxB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz