Babole

17 1 0
                                    


Rozdział I

"Szare mury sierocińca w miasteczku Candletown"

Nawet nie wiecie jak nudno jest w sierocińcu. My niestety możemy zaznać tego bólu samotności i braku rodziców. Mówiąc my miałam też na myśli moją siostrę bliźniaczkę Wellę. Chociaż jesteśmy identyczne z wyglądu, to za to z charakteru jak ogień i woda. Ja, Pella jako 12-latka jestem bardziej wybuchowa, porywcza, mądralińska, a Wella sami wiecie, takie niewiniątko. Szczerze czasami mnie to wkurza, ale ciii... nie mówcie jej tego!

Jednak pewnego piątkowego, zimowego wieczoru, gdy było sztywnie i nijako w pokoju zapukała do nas jakaś czarnoskóra kobieta. Przedstawiła się jako Pani Wrek, pomimo że strasznie chciało mi się spać wysłuchałam jej, bo co miałam zrobić. Powiedziała dziwne oraz niepokojące wieści. Ponoć ja i Wella miałyśmy dziadka, my miałyśmy jakąś rodzinę! Niestety na naszych rodziców nie mogłyśmy liczyć ze względu, że po prostu nie żyją. Więc wiadomość o dziadku nas bardzo ucieszyła, lecz nie na długo. Ta cała Pani Wrek zaczęła mówić, że nasz dziadek nie żyje. Zmarł niestety ze starości (ponoć był też bardzo schorowany), a na imię miał Kilton Wer.

-W takiej małej szkatułce posiadał taką kostkę. Jest dosyć podejrzana więc uważajcie. Z tyłu było napisane "Dla moich wnuczek"- rzekła Pani Wrek.

-Bardzo Pani dziękujemy- odpowiedziałyśmy churnie razem.

-Do zobaczenia dziewczynki.

-Do zobaczenia.

Rozdział II

"Tajemnicza kostka ma jakąś moc"

Nie mogłam zasnąć przez tą całą sytuację z naszym zmarłym dziadkiem. Może ta kobieta nas oszukała, może nasz dziadek jest w niebezpieczeństwie! Nie, na pewno nie, na sto procent, na milion. No cóż przecież osoby nieupoważnionej nie wpuściliby na teren sierocińca. To wszystko jest jakieś dziwne, muszę się chyba troszkę zdrzemnąć.

Obudziłam się dopiero o godzinie dziewiątej, w sensie obudził mnie nasz czarno-biały kot Vet. Nie mówiłam wam o nim, ponieważ mamy go tak jakby w tajemnicy przed opiekunami. Nasze kieszonkowe idzie na karmę dla Veta, miski, zabawki itp. Wcześniej nie wiedziałam, że utrzymanie kocurka jest takie kosztowne.

Gdy Wella się obudziła (trochę to zajęło, bo śpioch z niej) zajęłyśmy się intrygującą nas kostką. Była dość ciężka jak na kawałek metalu i jakiegoś kamienia. Właśnie kamienia, najbardziej to nas zafascynowało w tym magicznym przedmiocie.

-Szkoda, że nie wiemy skąd nasz dziadek ma tą kostkę-powiedziała Wella.

-Pamiętaj! Ciekawość to pierwszy stopień do piekła-odpowiedziałam głaszcząc Veta po pyszczku.

-Weź teraz pogłaszcz mnie po brzuchu-rzekł Vet.

Byłyśmy bardzo wystraszone, jak nasz kot którego znamy ponad siedem lat zaczął mówić. Przecież to jest nie do uwierzenia (dla was, ale serio tak było)

-Vet to ty mówisz po polsku?- wyjąkała Wella.

-Nie po chińsku wiesz?-parsknął kocur.

-No wiesz koty umią mówić, lecz tego nie wyjawiają. Ja wam ufam dziewczyny, jesteście dobrymi ludźmi, więc możemy się lepiej rozumieć.

-E ee e dobra to teraz pomóż nam jak taki mądry jesteś, rozwikłać zagadkę jakże cudownej kosteczki-stwierdziłam.

Zajeło nam to trochę czasu, żeby coś się stało z tą kostką. Gdy wszyscy byli tak zmęczeni myśleniem, zatem magiczna "zabawka" zaczął się obracać wokół własnej osi i to w powietrzu, a kamień mienił się na niebiesko! Obróciła się tak około pięć razy i bach, znowu spadła nieruchomo na podłogę, że huk rozniósł  się po całym budynku. Była już późna noc więc Vet poszedł spać do naszej starej szafy, a my na piętrowe łóżko.

BaboleWhere stories live. Discover now