The North Pole

762 86 37
                                    

Harry wszedł do jednego z londyńskich hoteli, do którego już jakiś czas temu dostał zaproszenie. Miał nadzieję, że to spotkanie pójdzie szybko, bo przecież była wigilia, którą wolał spędzić z rodziną. Z kolei z drugiej strony okazja taka, jak ta, nie zdarzała się często, dlatego ostrzegł rodzinę, że trochę spóźni się na święta. Teraz był rozchwytywaną gwiazdą, niedawno wydał drugą płytę, więc jego rodzina na pewno zrozumie, że kolacja z innymi wpływowymi ludźmi jest równie ważna, zwłaszcza dla jego przyszłej kariery.

Przywitał się z recepcjonistką i od razu ruszył do apartamentu, który był wypisany na jego zaproszeniu. Przywołał windę i chwilę później wsiadł do niej, wcisnął numer piętra i pozwolił się zawieźć na górę. Bez żadnych przeszkód dotarł na ostatnie piętro, z czego właściwie się cieszył, nie miał zbyt wielkiej ochoty na przypadkowe spotkania z fanami, do tego wolał mieć już za sobą tę kolację, czy co się tutaj szykowało, a potem szybko pojedzie do domu. Wysiadł z niej i od razu zaczął szukać konkretnego apartamentu, a kiedy go znalazł, zmarszczył brwi, drzwi były uchylone, więc po chwili wahania wszedł do środka. Rozejrzał się dookoła, jednak wokół było całkowicie ciemno, nie licząc jednej niewielkiej zapalonej lampki, która stała na stole.

– Halo? Jest tutaj ktoś? – zapytał, szukając jakichś oznak życia i czując coraz większą złość. Ktoś najwyraźniej robił sobie z niego żarty, a zamiast tkwić tutaj, mógł już spędzać czas ze swoją rodziną. – Halo? – powiedział głośniej, ale i tym razem odpowiedziała mu całkowita cisza.

Podszedł do stolika, leżała na nim kartka, na której była jakaś wiadomość zaczynająca się od „Drogi Harry...", więc nie było innej możliwości, była dla niego. Przeczytał ją i zmarszczył brwi, nie rozumiał, dlaczego miał wyjść na dach, ale skoro już tutaj był, to zajrzy tam, a potem wraca do domu.

Wyszedł z apartamentu, nawet nie zawracając sobie głowy, żeby zamknąć drzwi i rozejrzał się za jakimiś schodami przeciwpożarowymi czy czymś podobnym, zlokalizował je na końcu korytarza, więc poszedł w tamtym kierunku, po czym otworzył drzwi przeznaczone tylko dla obsługi hotelu i wszedł na górę. Otulił się szczelniej płaszczem, szykując się na zimno, które zaraz miało go otoczyć, jednak kiedy wyszedł na zewnątrz, wcale nie znalazł się na dachu.

Zamrugał kilkukrotnie. Zwariował?

Nie, to na pewno był głupi żart.

Odwrócił się na pięcie, jednak drzwi, którymi właśnie tutaj wszedł zatrzasnęły się. Szarpnął mocniej za klamkę, ale one nie miały zamiaru ustąpić, więc musiał poszukać innego wyjścia. Odwrócił się z powrotem do czegoś, co przypominało mu ogromną fabrykę zabawek i naprawdę nie miał pojęcia, kto wpadł na tak głupi pomysł, żeby zrobić taką imitację na dachu hotelu, ale to był kompletny wariat. O tyle dobrze, że było tutaj ciepło.

Ruszył przed siebie z zamiarem rozejrzenia się i znalezienia innych drzwi, jednak nie zaszedł daleko, kiedy usłyszał za sobą charakterystyczne kliknięcie. Ktoś właśnie wszedł.

Odwrócił się do tej osoby, chcąc poprosić o pomoc, ale zamarł, widząc, kto stał kilka metrów przed nim.

– Niall? – zapytał.

– Harry? – powiedział dokładnie w tym samym momencie Horan.

– Co ty tutaj robisz? – odezwali się jednocześnie, po czym oboje skrzywili się lekko.

– Mów pierwszy – powiedział Harry.

– Dostałem zaproszenie, a kiedy przyszedłem, czekała na mnie kartka, gdzie było napisane, że mam wyjść na dach. A ty?

– Też? – odpowiedział pytaniem Harry. – Było dokładnie tak samo, ale to jakiś głupi żart, musimy stąd iść, ja muszę – poprawił się. – Spieszę się do rodziny.

The North PoleWhere stories live. Discover now