Tony może nie był zbyt zadowolony, gdy już o szóstej rano do jego domu wpełzła czwórka przyjaciół, budząc go i Steve'a z miłego snu ale na pewno był szczęśliwy, że pierwszy raz od dawna całe Avengers było razem. Nawet Bruce wrócił z Massachusetts na okres świąteczny, dzięki czemu Tony mógł usłyszeć co ciekawego się u niego działo. Dowiedział się, że spotkał się ze swoją starą znajomą Becky Ross ale dziewczyna miała już chłopaka, tak, Bruce się w niej podkochiwał przez całą podstawówkę i gimnazjum. Chociaż byli dobrymi przyjaciółmi, on nie mógł się zdobyć na wyznanie jej miłości, aż Becky wyjechała i Bruce znalazł sympatię w Natashy, ale oczywiście nie chciał się do tego przyznać.
Clint opowiadał o swoich przygodach w szkole i o tym jak kilka razy z Natashą trafili do dyrekcji za "nieregulaminowe zachowanie". Ale przecież w regulaminie nie było nic o przynoszeniu do szkoły stada motyli. Przecież nikomu nie szkodziły i nie żądliły w przeciwieństwie do os. Natasha za to siedziała cicho, pozwalając swojemu przyjacielowi ubarwiać jego opowieść.
Oczywiście Tony i Thor znali prawdę o niektórych aż nazbyt ubarwionych historiach ale Bruce i Steve śmiali się z tego, nie biorąc jednak na poważne połowy opowieści. Zbyt dobrze znali Clinta i jego wybujałą wyobraźnię. Jednak historia z motylami okazała się być autentyczna i w stu procentach kanoniczna.
Pomimo tylko trzech miesięcy Steve zauważył wiele zmian w swoich przyjaciołach. Nie tylko z charakteru, co prawie nic się nie zmieniło, ale też z wyglądu. Włosy Natashy były dłuższe o kilka centymetrów, a ich końcówki były białe. Co więcej zaplotła je w warkocz, chociaż zawsze wolała je mieć rozpuszczone. Thor dorobił sobie małej blizny na szczęce, na pewno po jednej z walk z Loki'm. Clint... to był nadal Clint i niech tak zostanie, nikt nie chciał by filar ich zespołu się zmienił, bo to by oznaczało zmianę na całą drużynę. Bruce również nie wiele się zmienił, wciąż ta sama fryzura i okulary odrobinę potłuczone w lewym rogu na jednym szkiełku.
Natasha też widziała mnóstwo różnic, ale skupiała się tylko na Tony'm. Stark przez ostatnie trzy miesiące rzadko się uśmiechał tak prawdziwie. Nie dawała jej spokoju sprawa z Aldrichem, w końcu byli parą. A przynajmniej tak słyszała. Teraz z ust Tony'ego nie schodził uśmiech, a ręce ciągle zaciskały się wokół pasa Steve'a. Nie rozumiała tego, a ona nie lubiła nie rozumieć i nie wiedzieć.
-Oh, chwileczkę- powiedziała nagle, przerywając rozmowę i sięgnęła po telefon.- Słucham? Jest. Oczywiście. Do ciebie.- podała telefon Steve'owi i odsunęła się, starając powstrzymać śmiech.
-Tak?
-Steve! Boże, wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?! Lekarz zadzwonił do mnie rano i mówi mi, że zniknąłeś ze szpitala. Co ci odbiło?! Masz szlaban! Do końca roku! Nie, do końca życia!- to było pierwsze co powiedziała Sara, gdy chłopak odebrał połączenie. W pierwszych chwilach odsunął telefon od ucha.
-Mamo...
-Nie mamuj mi tutaj! Gdzie jesteś? Jest z tobą Natasha, więc pewnie jesteś w Stark Tower. Zaraz tam będziemy.
-Ale...- nie zdążył dokończyć, bo z telefonu zaczęły wydobywać się ciche piknięcia. Steve westchnął głośno i oddał telefon Natashy.- To do zobaczenia w przyszłym roku.
-Ten żart jest tak stary jak...
-Ja poważnie mówię. Nie wyjdę z domu może nawet do końca życia.
Jednak zamiast słów pocieszenia dostał tylko solidne uderzenie w ramię od Thora, a potem jego przyjaciele wybuchli śmiechem, uznając, że jego sytuacja życiowa jest odpowiednia do strojenia sobie żartów. Nie no, przyjaciele roku.
-Spokojnie. Pomożemy ci.
-Ale najpierw pociśniemy bekę.
-Po prostu anioły, nie przyjaciele.
-Wiemy.- Clint wsadził rękę do paczki chipsów i wyciągnął stamtąd całą garść chrupek.
-EJ! Zostaw coś dla nas!- krzyknął Thor, rzucając się na Bartona, o mały włos go nie zgniatając swoim wielkim cielskiem.
-Moje! Mój ssskarb! Nikomu cię nie oddam- wysyczał, po czym jak karaluchy wpełzł pod szklany stół. Do piersi przyciskał w połowie otwartą paczkę lay'sów paprykowych.
-Do nogi!- krzyknął Thor i na czworakach ruszył w stronę Clinta.
Reszta drużyny zaśmiała się głośno i siedząc na kanapie, robiącej za trybuny, oglądała walkę dwóch gladiatorów, walczących o półpustą paczkę chrupek. W połowie walki Natasha wyciągnęła telefon i zaczęła robić za komentatora sportowego, opisującego w szczegółach każdy czyn, rozpoczęty na boisku.
-Bitwa jest zacięta. Thor Odinson atakuje z lewej. Barton wyturluje... wytrutuje... wyturluwywuje... wychodzi, turlając się, spod stołu, zwiększając tym pole walki. Thor czyni to samo. Stają oko w oko, czoło w czoło, łeb w łeb. Bitwa toczy się o wysoką stawkę. Szykują się do ostatecznego ciosu. Wyglądają jak kowboje na dzikim zachodzie. Brakuje tylko splów. Pot spływa im z czół... nie ważne, walić odmianę. Wiedzą, że od tego starcia zależy ich dalszy los...
-Natasha- powiedział Bruce głosem pełnym podziwu, ku jej zdolnościom komentatorskim.
Tony niewiadomo w którym momencie wytrzasnął karmelowy popcorn, którym zajadał się ze Steve'm, siedząc mu na kolanach, pochylony do przodu, by jak najlepiej widzieć toczącą się w jego salonie walkę. Rogers obejmował go w pasie, by nie przechylił się za bardzo i nie spadł na zimną podłogę, i z fascynacją oglądał to rodeo, ten wyścig szczurów i walkę dzikich krów w jednym. W pewnym momencie wydawało się, że Odinson wygra, wydzierając z rąk przeciwnika paczkę chipsów. Lecz wtedy Clint robi coś na co stać tylko prawdziwego mężczyznę, jedynego macho wśród facetów.
-Cios poniżej pasa!- wykrzyczał Thor, wypuszczając paczkę z rąk i łapiąc się za obolałe krocze.
-Gdzie? Ja tu widzę sto procent męskiej walki- zwerdyktowała Natasha.
-Czy kopanie mnie po jajach nazywasz czystą walką?- Thor ledwo mówił. Nic dziwnego, ten cios był naprawdę potężny. Aż widownia jęknęła z bólu.
-Męska, a czysta to różnica przyjacielu- powiedział Tony, który dla lepszego efektu założył okulary 3D, inną parę pożyczając Steve'owi.
-Także gdyż, iż, ponieważ Thor upuścił chipsy, bitwę zwycięża Clint Barton! Władca chipsów i niekoronowany król tacos.
-Bijcie pokłony.
-Niekoronowany, czyli nic nam nie możesz udowodnić--powiedział Tony, wrzucając do ust kilka grudek popcornu.
-Oh? Czy to wyzwanie?- dreszcz przeszedł przez plecy każdego ze zgromadzonych. No, może Thor miał inny powód niż wszyscy.
-Co? Ni...
-Wyzywam cię na "pojedynek tacos"!- krzyknął Clint, wskazawszy na niego palcem.
Tony zakrztusił się i wypluł na podłogę całą zawartość ust, tuż obok buta Bartona.
-Stary, na żartach się nie znasz? "Pojedynek tacos"? Przecież...
-Milcz!- co jak co, ale ten pojedynek Clint brał zbyt poważnie.- Ty i ja. Nie przyjmuję odmowy.
-Clint, czy możesz przełożyć ten pojedynek? Moi rodzice niedługo ty będą, a chce zobaczyć jak Tony z tobą przegrywa.
-Ehe?!?! Po czyjej ty jesteś stronie, Rogers?!- krzyknął Stark, wstając z kolan Steve'a. Rozrzucił popcorn na całej podłodze, cóż za strata.
-A mną się już nikt nie przejmuje?- spytał nadal leżący na podłodze Thor.
-Wybacz, skarbie ale obstawianie twojego zwycięstwa w "pojedynku tacos" to jak obstawianie na kulawą szkape w wyścigu konnym.
-Skarbie...- rozmarzyła się Natasha.- Uwu
-No dzięki, kutasie. Mogłeś to ująć delikatniej. To nie w twoim stylu ale jeszcze zobaczymy.
~$$$~
Kto ma wygrać "pojedynek tacos"? Tony czy Clint?
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Fanfiction-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon