Cezary siedział z tyłu ciężarówki. Czekał aż znajdzie dogodny moment, wyskoczy i wybiegnie. Miał ochotę zwiewać stamtąd, ile sił w nogach, ale jeszcze nie była to dobra pora. Nie powinni go złapać, zawsze był dobry w lekkoatletyce. Mały, chudy i szybko biegał. Idealne cechy sportowca. Żaden głupi szkop nie miał prawa zniszczyć mu życia! Czarek zastanawiał się, dlaczego w ogóle znalazł się w tej ciężarówce. Większość ludzi dokoła niego była przynajmniej dwa razy większa. Nie nadawał się do kopania kilofem kamieni, do orania ziemi, do czegokolwiek, co przychodziło mu do głowy, do czego Niemcy mogliby ich zmusić.
Spojrzał przed siebie i zobaczył mężczyznę, miał podobnie ogoloną głowę, ale był mocniej pobity. Zastanawiał się, co takiego przeskrobał facet obok niego. Wyglądał co najmniej koszmarnie.
— Czy niektórzy naprawdę nie potrafią zaczekać, zamiast stawiać się i ryzykować oberwaniem kulką w łeb? — burknął cicho do siebie.
Mężczyzna, o którym wypowiedział te słowa, chyba go usłyszał. Zbliżył się nieco w jego stronę. Cezary siedział w najbardziej zewnętrznym kącie ciężarówki, jak najdalej od żołnierza, który siedział na końcu i miał ich pilnować. Z pozycji, w której siedział, najłatwiej było mu uciec.
Czyli on też pomyślał o ucieczce? — mówił w myślach Cezary.
Jednak na twarzy tego wysokiego człowieka pojawił się uśmiech. Nie miał pojęcia, dlaczego mężczyzna tak się szczerzył. Szczerze mówiąc, nieco go przeraził. Miał nadzieję, że nie miał żadnych złych zamiarów.
— Z czego się pan tak cieszysz, co? Że wywiozą pana w głąb Niemiec na roboty? Albo Bóg wie gdzie! Przecież ci ludzie są szaleni, nie wiadomo co z nami zrobią.
Edmund spojrzał na postać, która mówiła do niego z kąta pojazdu. Był to młody chłopak, na oko miał piętnaście, może szesnaście lat. Na twarzy malowała mu się złość, ale też jakieś nieodgadnione uczucie. Wyglądało to na mieszankę ekscytacji i politowania. Ponownie spoglądnął na chłopaka i odparł:
— Właściwie to był uśmiech smutku, który miał za zadanie ukryć mą rozpacz i pokazać, że wcale się nie boję. Chyba trochę nie wyszło.
— Jakby się temu bliżej przyjrzeć, może wygląda tak, jak pan zamierzał. Ale tylko trochę. To nie jest miejsce na smutne uśmiechy, jeszcze możemy stąd wyjść.
Cezary umilkł, gdy Niemiec stojący przy końcu przyczepy, kazał natychmiast przestać rozmawiać, pod groźbą ostrzału. Pojazd jechał z początku powoli, jednak potem nabierał coraz większej prędkości. Chłopak nie mógł dłużej czekać na cud, on sam musiał go uczynić.
—Jeden na końcu, dwóch w szoferce — szepnął, przy niemal niezauważalnym ruchu ustami. — Jeszcze nie...
Edmund spojrzał na niego z zaskoczeniem. Nie miał pojęcia, co tamten młody człowiek chciał właśnie zrobić. Próbował cokolwiek odczytać z ruchu warg chłopaka, jednak jego starania były bezcelowe. Postanowił spytać, mimo Niemca, który wciąż nasłuchiwał, czy ktoś się nie odzywa:
— Co ty próbujesz zrobić?
— Niech pan siedzi cicho, bo wszystko szlag trafi! — krzyknął bezgłośnie Cezary. — Próbuję zrobić cokolwiek, żeby wyjść z tej beznadziejnej sytuacji. Wyskoczę, jak tylko znajdę dogodny moment, a pan mi w tym przeszkadzasz!
— Oni cię zaczną gonić, nie ryzykuj, wciąż możesz żyć, tylko w innym kraju — odparł Edmund.
— A ja zacznę uciekać, cholera wie, czy nie będziemy niedługo martwi! Żyć mogę tylko w Polsce, nigdzie indziej nie byłbym w stanie! — zarzekł się chłopaczyna. — Skaczesz pan ze mną? To jest ostatnia szansa, zanim wyjedziemy z miasta. Teraz!
CZYTASZ
Mazurek
HistoryczneCZĘŚĆ PIERWSZA MUZYCZNEJ TRYLOGII Kiedy nuty historii ponownie wygrały wojenną melodię, ludzie musieli stanąć do walki. Klara była nieco naiwną dziewczyną, po uszy zakochaną w muzyce i starym fortepianie, stojącym w rogu pokoju. Nie przejmowała się...