CZTERNAŚCIE

53 10 7
                                    

Kolejne dni upływały w błogiej rutynie. Praca, dwie godziny w szpitalu, oczywiście z którymś z chłopaków, bo dalej pilnowali mnie, jakby czaiła się na mnie chińska triada. Burzliwe rozmowy w towarzystwie pana Shin, Jacksona i czasami któregoś z jego kolegów. I najbardziej fascynująca rzecz, Mya i jej powrót. Stopniowo, najpierw zaczęła się bezdźwięcznie uśmiechać, potem dochodziły do tego pojedyńcze słowa, które stopniowo przekształciły się w proste zdania, by ewoluować w bardziej zawiłe wypowiedzi, codziennie było jej więcej, choć nadal miewała momenty zawieszenia, czasem urywała w pół słowa i raz podejmowała wypowiedź, a innym razem odchodziła. Mogłam godzinami obserwować jak Mya poznaje swoją córkę i nawzajem. Czasami wyglądały jak dwie małe dziewczynki, czasami to Maya zajmowała się matką jak dzieckiem. Kiedyś gdy je obserwowałam podeszła pani Kim, przytuliła mnie i stałyśmy chwilę w ciszy ciesząc się, że obie są takie radosne.
-Dziękuję ci Kate, to dzięki tobie wróciła.
-Nie, już kiedyś mówiłam to Seokjinowi, myślę, że wszystko na tym świecie ma swój czas, i po prostu przyszedł jej czas na to by się wybudzić z tego letargu, w który popadła przez to wszystko co ją spotkało. Miała wiele szczęścia, że byli wokół niej ludzie, którzy naprawdę ją kochają. 
-Może masz rację, ale byłaś katalizatorem Kate, nie możesz temu zaprzeczyć. Obserwowałam jak Maya dorastała, bolało mnie serce, gdy na pytania o to, kiedy mama się z nią pobawi musiałam odpowiadać, że mama jest chora i nie może się bawić. Teraz popatrz na nie, są takie szczęśliwe, to poniekąd twoja zasługa.
Pomyślałam o mamie i o dziewczynkach, bardzo za nimi tęsknie. Mimo, że rozmawiam z nimi dość często. Wcześniej dzwoniłam do domu co tydzień, od czasu szpitala rozmawiamy co dwa-trzy dni. Mama nie wie do końca o charakterze tego co się stało, doszłyśmy z Bożeną do wniosku, że lepiej jej zbyt nie denerwować i poznała okrojoną wersję wydarzeń, w której tylko Yoongi został poszkodowany. Nie muszę chyba mówić, że z miejsca podbił jej serce? Przy każdej rozmowie pyta o niego i każe pozdrawiać. Właśnie, godzina, spojrzałam na zegar, za chwilę powinien być Hoseok z Tae. Maya zauważyła, że stoję przy wyjściu do ogrodu i energicznie mi pomachała, za chwilę dokładne to samo zrobiła Mya posłałam obu buziaki i poszłam spakować laptopa. Dziś zabieram go do szpitala, mam dość powtarzania mojej mamie, że pozdrowiłam bohatera. Niech sama go pozdrowi. Gdy miałam wszystko gotowe zeszłam na dół, idealne wyczucie, akurat podjechali chłopcy. Obiecałam, że wrócę przed 20 i wybiegłam. 
-Noona, jesteś pewna, że to dobry pomysł? Hyung nie przepada za ludźmi, i wiesz, że wstydzi się mówić po angielsku. 
-Tae, moja mama wogóle nie zna angielskiego. Siostra będzie tłumaczem. Wiem, że oboje postawimy w nieco… kłopotliwej sytuacji, ale ja naprawdę mam już dość tego "czy naprawdę pozdrowiłaś Yoongiego", " jak Yoongi się czuje", "powinnaś zrobić mu dobry posiłek do szpitala".
-Czy ty jesteś o niego zazdrosna? 
-Nie… no dobra, może troszkę, tak tyci, tyci. Ale to moja mama, nie? 
Hobi, który do tej pory milczał spojrzał na mnie we wstecznym lusterku. 
-Kate, wiesz, że od czasu pobicia, jego własna matka nawet nie zadzwoniła do niego? Nie mówiąc o wizycie. 
-To ona żyje? Z tego jak o niej mówił wywnioskowałam, że umarła. Ale ja czasem jestem tępa. Nie chłopaki, laptop raczej zostanie w samochodzie. 
-Weź go, tylko pamiętaj, że on nie przywykł do takich relacji jakie masz ze swoją rodziną ty, czy Seokjin. Ba, nawet nasze rodziny, które są, bo są i widujemy ich tylko raz czy dwa w roku są dla niego abstrakcją. 
Nie przemyślałam tego, byłam tak zaoferowania innymi rzeczami, że nie zauważyłam jak zachłannie słuchał o mojej rodzinie, jak domagał się opowieści o tym jak razem żyjemy. Powinnam kupić pół metra gumy i pierdolnąć się w łeb.
-Hobi, czy możesz gdzieś stanąć na chwilę. Muszę, muszę coś sobie ułożyć w głowie, muszę zrobić kilka kroków. 
-Już jesteśmy prawie na miejscu, pod szpitalem możesz pochodzić. 
Po kilku minutach wysiadłam z samochodu. Musiałam się przejść. Zmienić plan działania, tak by poznał moją rodzinę ale, żeby go nie przytłoczyć.
-Dobra ochroniarze, już wiem troszkę więcej niż wcześniej, planu nie zmieniam, laptop idzie z nami. 
Nauczyłam się jedzić windami, ale nie sama, muszę jechać z kimś. To i tak sukces, nawet już mi tak nie zasycha w ustach. Na korytarzu było całkiem sporo ludzi, pomachałam Hyejin i poszliśmy do pokoju Yoongiego. 
-Moje lekarstwo przyszło
Jego uśmiech to najpiękniejsza rzecz na świecie, jest dużo innych pięknych uśmiechów, ale jego jest pierwszy. 
-I przyprowadziło ze sobą część bandy. 
-Dobrze, że nie całą, bo byśmy się nie zmieścili. 
Wybuchliśmy śmiechem. Po przywitaniu z chłopakami mogłam się w końcu do niego przytulić, czasami żałowałam, że teraz przyjeżdżają ze mną. Mieliśmy mniej czasu dla siebie, ale widzę jak jest szczęśliwy, nawet gdy narzeka, że go męczą to zawsze robi to z uśmiechem. 
Yoongi jest bardzo spostrzegawczy, zresztą trudno nie zauważyć torby z laptopem, więc nie przedłużając odpaliłam go na stoliku dla gości, po czym postawiłam obok siebie dwa krzesła. 
-Yoongi, w pewnym kraju położonym około osiem tysiecy kilometrów stąd, mieszka pewna kobieta, która codziennie truje mi dupę tekstami "pozdrowiłaś Yoongiego", " podziękowałaś mu, że cię obronił ", " dobrze się nim opiekujesz"?  Szczerze mówiąc mam trochę dość, dlatego usiądziesz obok mnie i moja rodzicielka sama cię będzie mogła pozdrowić. Zanim zaczniesz się wymigiwać, ci dwaj nie są tu od parady, przytargają cię siłą i przywiążą do krzesła, nie masz szans na ucieczkę. I pomyśl o tym, że moja mama nie zna angielskiego wogóle, więc dla niej to będzie bardziej stresujące.
Niezbyt mu się podobało to co usłyszał, jednak usiadł blisko mnie. Minęło kilka sygnałów, zanim Julka odebrała połączenie, wiedziała, że dziś nie będę sama więc nie była zdziwiona. Przywitała się z nami wszystkimi, bo poprosiłam chłopaków, żeby też usadowili się w zasięgu kamerki. 
-Mamooo, Kaśka jest na skype, chodź w końcu. 
Moja siostra niby taka cicha, a jak rozedrze mordę to pół Katowic ją słyszy. 
Yoongi parsknął śmiechem. 
-To u was rodzinne? Ty też potrafisz tak krzyczeć. 
-Wszystkie trzy miałyśmy genialną nauczycielkę, naszą mamusię. 
Tae z Hobim zwijali się ze śmiechu bo Zuzka robiła durne miny, oczywiście musieli zacząć się z nią przebijać o to czyja mina głupsza, dołączyliśmy do zabawy i właśnie w momencie, gdy cała nasza szóstka była wykrzywiona okrutnie i spłakana ze śmiechu wkroczyła moja mama. 
-Dobrze córcie, co? 
Ledwo łapiąc oddech przedstawiłam mamie Tae i Hobiego. Po czym już w pełni poważna. 
-Mamo to jest Min Yoongi, dziś będziesz mogła osobiście mu podziękować i pozdrowić na koniec. 
-Mhm, to tak jak Kasia powiedziała, jestem ci wdzięczna za obronienie jej przed tymi łobuzami. Mam nadzieję, że już czujesz się lepiej i niedługo wyjdziesz ze szpitala. Czy Kasia dobrze się Tobą opiekuje? 
-Mamooo!
-Nie "mamooo", wiem jaka bywasz roztrzepana. 
Zanim przetłumaczyłam na angielski całą wypowiedź mamy zauważyłam jak bardzo Yoongi jest zdenerwowany, więc wzięłam go za rękę. Nie umknęło to uwadze mamy. Cała rozmowa była miła, najwięcej czasu zajmowało tłumaczenie, ale było warto. W pewnym momencie Zuzka zaczęła nucić sobie pod nosem, oczywiście na tyle głośno, żeby wszyscy słyszeli "zakochana para, zakochana para", gdyby stała obok udusiłabym ją, Julka popędziła ją do pokoju. Wyłgałam się, żeby nie tłumaczyć. Na koniec usłyszałam jeszcze, że ładnie razem wyglądamy. Ta rozmowa mnie kosztowała wiele, jak musi czuć się Yoongi? Spojrzałam na niego, przyglądał mi się z tajemniczym uśmiechem. 
-Chłopaki, nie chcecie zjechać do baru na jakąś godzinkę? 
Oczywiście, akurat zrobili się głodni i niemal wybiegli z pokoju. Po mnie, amen, umarłam. Zaraz usłyszę pewnie, że go męczę, albo coś w tym stylu. Zamiast tego przyciągnął mnie do siebie tak, że znów siedziałam mu na kolanach. Wtulił twarz, w moje ramię i zaczął się trząść. Myślałam, że płacze, zaczęłam go przepraszać i wtedy okazało się, że on się śmieje. 
-Nie mogę, twoja najmłodsza siostra to jakiś diabełek, nawet Taehyung mógłby mieć problem, żeby jej dorównać. Rany, skąd ona ma tyle patentów na miny? Zawsze jest taka żywa? 
-Niestety tak. Wychodzenie z nią na, spacer to była katorga, zawsze uciekała. Miałam na nią sposób, kupiłam smycz i zawsze przyczepiałam jej do spodni. 
-Wyprowadzałaś siostrę na smyczy, jak psa? 
-Yhy, musiałbyś widzieć oburzenie niektórych starszych pań, a kilka lat później na rynku pojawiły się takie smyczki dla dzieci i wiele matek z tego korzystało. Tyle, że my z Zuzą przy okazji świetnie się bawiłyśmy. Jula zawsze była spokojniejsza, cichsza…choć miałeś próbkę, że jak trzeba to potrafi się wydrzeć. 
-Jesteś bardzo podobna do mamy, wszystkie jesteście, to niesamowite, niby widziałem zdjęcia, ale ten kolor chyba nie jest bardzo popularny w Polsce? 
-Raczej nie, byłyśmy jedynymi wiewiórkami w naszych szkołach. Nie zawsze dobrze to wspominam. Dzieci bywają okrutne, często mi dokuczały, a ja się biłam. Mama musiała chodzic do szkoły, potem tłumaczyła mi, że ludzie obawiają się inności, a my byłyśmy inne. Teraz uważam to za atut, zresztą rudy jest na topie od kilku lat i teraz co trzecia osoba w mieście jest ruda dzięki farbom. 
-Podróby, wy jesteście prawdziwe. 
Po rozmowie z mamą włączyłam moją playlistę i teraz cicho leciała muzyka, chciałam ją wyłaczyć, ale gdy wstałam Yoongi też wstał. 
-Zatańcz ze mną. 
Nie mogłam odmówić, przyciągnął mnie do siebie i w czasie gdy Sting śpiewał o pustynnej róży, ją coraz bardziej traciłam głowę dla człowieka, który tulił mnie w ramionach. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że jesteśmy gdzieś indziej, nie w szpitalu. Łomot mojego serca gdy mnie pocałował, było słychać chyba na parterze w bistro. Błogość chwili przerwało wejście dwojga naszych przyjaciół z informacją, że czas się zbierać. Z wielką niechęcią się z nim żegnałam. W samochodzie przytuliłam się do szyby i pozwoliłam myślom szybować swobodnie. Udawałam, że nie widzę porozumiewawczych spojrzeń między chłopakami za każdym razem gdy wzdychałam. Pożegnali się dziwnie szybko, bo zwykle przeciągali ten moment. Ale zauważyłam na podjeździe samochód pana Shin, pewnie chłopcy też go widzieli i stąd szybki odwrót. Szczerze mówiąc czuję się już zmęczona tym omawianiem kolejnych scenariuszy sądowych, chciałabym, żeby to wszystko już się skończyło. Obaj Kimowie, pan Shin i Jackson siedzieli z zaciętymi minami. Ostrożnie się przywitałam i usiadłam obok komisarza. 
-Kasia, powiedz szczerze, co o tym wszystkim sądzisz? 
-Ja? Litości panowie, jestem tylko poszkodowaną ze statusem świadka. Prawnicy tych bandytów prawdopodobnie będą chcieli zrobić ze mnie wariatkę, albo mściwą sukę, tak czy inaczej moje zeznania mogą nie mieć wystarczającej wagi. Na szczęście są te dwie dziewczyny i ich zeznania, plus skargi wielu osób, którym banda Seungriego się naprzykrzała. 
Dzięki wszystkim godzinom spędzonym tu z wami wiem, że może być problem z posłaniem ich za kratki z maksymalnym wymiarem kary, ale myślę, że na jakieś pięć do siedmiu lat mamy szansę. 
Pan Shin jakby zapadł się w sobie, coś mi nie pasowało, teraz dopiero zauważyłam, że są bardzo spięci. 
-Dziś rano ktoś próbował zastraszyć jedną z tych dziewcząt, one i ich rodziny zostały objęte całodobową ochroną. Obawiając się, że mogą zrezygnować ze składania zeznań. przyśpieszyliśmy proces. 
Patrzyłam na pana Shin nie rozumiejąc dlaczego są tacy zestresowani. 
-Kate, naszym przeciwnikom też z jakiegoś powodu zależało na przyśpieszenia procesu, nie wiem za jakie sznurki pociągali, ale rozprawa jest jutro o dziesiątej rano. Nie będziemy mogli wezwać Yoongiego, chyba, że Taemin zgodzi się na wypisanie go bardzo wcześnie. 
Namjoon brzmiał jakby uczył się na pamięć tego co mi właśnie powiedział. Zaczęłam masować gardło, bo nagle zabrakło mi powietrza. Jackson zadzwonił do szpitala i puścił Taemina przez głośnik,, żebyśmy wszyscy słyszeli. Nie zgadza, się na wypisanie Yoongiego, najwcześniej za trzy dni, wyniki toksykologiczne są już bliżej normy, ale nerki nadal są zbyt obciążone.
-Panowie, przepraszam, jestem zmęczona, jeśli mamy jutro walczyć to powinniśmy odpocząć by w sądzie zjawić się z lekką głową. Nie tragizujmy, może okazać się, że wszystko obróci się na naszą korzyść.
 Naprawdę wcale nie byłam taka pewna, wręcz przeciwnie, wewnętrznie umierałam ze strachu. To, że rozprawa została tak przyśpieszona i to przez naszych adwersarzy mogła, oznaczać tylko to, że mają coś co pomoże wymigać się Seungriemu i jego kolesiom. Ta perspektywa wcale mi się nie podobała. Pewnie popłynęłabym z tymi domysłami gdyby nie ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam, to Mya. 
-Boisz się. 
To nie było pytanie, tylko stwierdzenie faktu. Mogłam tylko przytaknąć. Chwyciła mnie za rękę. 
-Chodź. 
Pozwoliłam się jej poprowadzić do pokoju Mayi. 
-Dzięki tobie zrozumiałam, że muszę wrócić, przez Roberta odeszłam daleko, żeby nie czuć bólu, żeby nie widzieć co ze mną robi uciekłam. Odeszłabym całkiem, ale czułam to światełko mimo, że było daleko. Chodź dalej. 
Tym razem podeszłyśmy pod drzwi sypialni Seokjina. Zdziwiony wpuścił nas, przygotowywał się chyba do jutrzejszego dnia bo laptop miał otwarty i pełno notatek a w ręce trzymał ołówek. Mya usiadła na fotelu, nie chciałam siadać więc oparłam się o drzwi. Zdziwiony Jin usiadł na krześle bawiąc się przedmiotem trzymanym w dłoniach. 
-Braciszku, dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś, dzięki tobie i mamie nadal żyję, Kate pokazała mi że trzeba walczyć. Słuchałam wszystkich waszych narad, wiem, że wiele rzeczy może się jeszcze wydarzyć. Czasem przeszłość bardzo boli, ale ten ból może pomóc. Możecie mnie wezwać na świadka.
Popatrzyliśmy na siebie z Jinem nie rozumiejąc o co chodzi. 
-To było pięć lat temu, ale…Robert przyjaźnił się z Seungrim i on czasem przychodził i… i pożyczał mnie. 
Zamknęłam oczy i zsunęłam się po ścianie. Trzask pękającego ołówka przywrócił mi jasność. Zerwałam się. Seokjin blady jak ściana wpatrywał się w resztki trzymane w dłoniach. 
-Załatwię gnoja, będzie gnił w pierdlu pięćdziesiąt lat. 

Tylko rokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz