4. Dwór zapomnianych słów

53 7 4
                                    

Nasz lot przebiegł całkiem pomyślnie. Czuję się zupełnie pozbawiona jakichkolwiek emocji. Tkwi we mnie wielka pustka. Nie umiem jej przełamać. Strata matki to coś niewyobrażalnego. Nigdy nikomu nie życzyłabym, aby stracił kogoś tak bliskiego. Nie jestem na tyle zdolna. Moje oczy zachodzą mgłą, czuję jak bardzo pieką i nie podoba mi się to. Po kilkudziesięciu minutach ogarnia mnie fala zmęczenia. Kraina snów wita mnie, oplata mnie z każdej strony. Zasypiam. Po dwóch godzinach lotu jesteśmy na miejscu. Znajdujemy się na zachodzie Kanady. Super. Po mojej sylwetce przebiega strumień zimnego powietrza. Wielki czarny samochód zabiera nas do miasteczka, w którym mieszka moja babka. I tak oto stoję przed ogromnym domem z drewna. Nie była to jednak "chatka drwala", a luksusowy, piękny dom. Przynajmniej takie sprawia wrażenie. Nie widziałam jeszcze takiego. Jedna ze ścian, a dokładnie wschodnia, jest cała ze szkła. Za domem musi być las. Dostrzegam jedynie drzewa iglaste, lecz możliwe że kryły się tam także drzewa liściaste. Ruszyłam chwiejnym krokiem za Amelią, która właśnie znikała za pięknymi, drewnianymi drzwiami. Chyba nawet bomba nie mogłaby zniszczyć tak ogromnych i grubych drzwi. Czego oni się tu obawiają? Weszłam przez nie do wielkiego pomieszczenia. Bez wątpienia dom był imponujący. Sufit był bardzo wysoko. Po swojej prawej stronie dostrzegłam siwego mężczyznę. On, co dziwne wyglądał na swoje lata. Chyba jednak nie wszyscy tu byli "bez wiekowi". Stałam koło Amelii, która patrzyła z serdecznością na owego mężczyznę, który po chwili do niej przemówił:

-Witamy w domu, pani Amelio. - To ciekawe... Coś było w tym mężczyźnie takiego, że chciało się z nim dłużej porozmawiać. Wygląda na bardzo miłego i serdecznego.

-Och witaj Barry. Miło Cię znów widzieć. To Florence. - odpowiedziała Amelia. - Sophie. Zaprowadź Flor do jej pokoju. - Moja babka tym razem zwróciła się do jednej z kobiet. Po chwili wyszła z wielkiego holu, w którym była para schodów. Jedne leżały po prawej, a drugie po lewej stronie. Były piękne, który raz już powtarzam w myślach że coś jest piękne dzisiejszego dnia? Pomiędzy owymi schodami znajdowały się drzwi. Równie wysokie, jak wejściowe, lecz już nie tak grube. Ciekawe co się za nimi kryje. Sophie powiedziała do mnie swoim cichutkim, niepewnym głosikiem:

-Proszę iść za mną panienko. - Gdy już to z siebie wydusiła, na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.

-Sophie, tak? Nie mów do mnie panienko. Wystarczy Flor.

-Dobrze, panien...Flor. - Tym razem zachichotała. Nie wiem dlaczego, ale był to całkiem przyjemny dźwięk. Była młoda. Mogła mieć najwyżej 25 lat. Gdy wyszłyśmy po schodach ujrzałam masę drzwi. Na końcu obu korytarzy, prawym oraz lewym, dostrzegłam kolejne schody. Coraz bardziej intryguje mnie ten dom.

-Sophie ile tu jest pięter? - Spytałam rudowłosą dziewczynę. Była bardzo ładna. Jej płomienne włosy sięgały pasa, a na bladej twarzy wykwitały soczyste rumieńce. Jej oczy to dopiero było coś. Chodzi mi o to, że to one przyciągają najwięcej uwagi. Są piękne. Wielkie zielone spodki, które otaczały gęste rzęsy. Jestem zazdrosna. Nie mam w sobie nic tak wyjątkowego jak ona. Nawet nigdy nie miałam długich włosów. Najdłuższe jakie miałam sięgały mi do piersi. Teraz są nieco krótsze niż do ramion.

-Tylko trzy.

-Tylko? - Wykrztusiłam, nie mogąc uwierzyć w to co ona mówi. Ile tu osób mieszka, skoro to TYLKO trzy piętra.

-Owszem, tylko. Wiele posiadłości ma więcej. - Sophie zatrzymała się przy piątych drzwiach, lewego korytarza. Wszystkie drzwi dookoła wyglądały tak samo. Korytarz pomalowano na kolor śliwkowy. Muszę przyznać wygląda imponująco. Otworzyła drzwi odsłaniając zapierający dech w piersiach pokój, którego dwie ściany zostały pomalowane na bordowo, a dwie inne na kolor biały. Pokój został urządzony całkiem nowocześnie. Szkoda, że mamy tu ze mną nie ma. Tak bardzo bym chciała się do niej teraz przytulić. No nic, muszę być silna... Tylko jak?

Reveling in the hope | zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz