Dom był spory, z wieloma zdobieniami imitującymi te z przed czasów wiedźm, to znaczy z motywami zwierzęcymi takimi jak na przykład zdobienia w kształcie lwów, jednakże wzbogacone o motyw roślinny w postaci bluszczu i lauru. Ogród pokrywała równiutko przystrzyżona trawa ze ścieżynkami prowadzącymi od domu do poszczególnych klombów w ogrodzie i do małej altanki, za którą widniała polana, na której miał odbyć się pojedynek.
- Proszę wejść - zaproponował Aleksander.
- Jeśli znajdę tam dla siebie odpowiedni oręż - zaczął Konrad - to chętnie.
- Nie - odpowiedział biznesmen. - Oręż znajdzie pan na polanie, na stojaku. Proszę pójść i sobie dobrać. Gdy pan będzie gotowy, proszę powiadomić, to zawołam dwóch sługów, po jednym na każdy pojedynek.
- Oczywiście, panie Melkin - odpowiedział łowca, po czym poszedł w stronę altany.
Na stojaku stały trzy miecze. Jeden długi na metr długi, drugi - na 80 centymetrów i trzeci długi na około 65 centymetrów. Obok wisiały jeszcze dwa pistolety - jeden z obracaną komorą na trzy kule, z którego trzeba strzelać z dwóch do trzech metrów, żeby być celnym i jeden z dłuższą lufą, dzięki czemu znacznie celniejszy i z większą mocą, lecz również z tylko jedną kulą, więc strzał musi być oddany z wielką precyzją, bo inaczej się zmarnuje. Konrad długo się zastanawiał, lecz w końcu wybrał miecz z ostrzem o długości 80 cm i trójstrzałowiec. Choć pewnie pojedynek na pistolety będzie się odbywał na otwartej przestrzeni, czuł, że może mu się przydać do czegoś innego. Zawołał na Aleksandra Melkina, żeby ten wezwał swoich sługów.
Pierwszy pojedynek - na miecze - miał odbyć się na polanie, jak powiedział pan Melkin. Konrad i jeden ze sług ustawili się do siebie tyłem i odmierzyli dziesięć kroków, po czym odwrócili się do siebie przodem. Melkin dał im polecenie do walki. Pierwszy cios spadł w przeciągu dziesięciu sekund ze strony sługi, lecz ten został odparowany wprawnym ruchem łowcy wiedźm i równie precyzyjnie skontrowany i, choć był celny, niestety nie dosięgnął sługi. Jednakże po tym ciosie można było szybko wyprowadzić kolejny cios i prawdopodobnie zwykły wojownik by wykorzystał tę okazję, jednak taki cios był bardzo przewidywalny, przez co sługa automatycznie ustawił miecz do odparowania ciosu, co wykorzystał Konrad i szybko przeszedł na bok, by z łatwością uderzyć od boku w tył. W jedną chwilę zamachnął się, lecz sługa już wiedział, co łowca chce zrobić, odwrócił się i sparował cios, który miał uderzyć go w lędźwie. Konrad zadał cios z drugiej strony - również sparowany. Wtem nadszedł cios ze strony sługi Melkina - również sparowany i skontrowany, i, choć przy kontrze sparowany, był na tyle mocny, że wyprowadził sługę Melkina z równowagi. Wtedy Konrad zadał cios w lewą nogę, ponieważ była wystawiona do przodu, a druga próbowała złapać równowagę z tyłu. Sługa upadł, lecz dalej próbował walczyć. Konrad mógł szybko go dobić, lecz spojrzał wpierw na Melkina.
- Dobij go - zarządzil Aleksander.
- Nie, proszę! - zaoponował sługa. - Mam żonę!... I dzieci!
- Dobij!
- Moja rodzina nie da rady sobie beze mnie!
- Oj nie wygłupiaj się! - nie wytrzymał biznesmen. - Sam mogę zastąpić im ojca i męża.
- To nie byłoby ludzkie - odparł Konrad, po czym schował miecz do pochwy. - Nie tak należy postępować z ludźmi.
- A ty co? Obrońca praw ludzkich? - Odgryzł mu się Melkin. - Sam zabiłbyś drugiego sługę w pojedynku na pistolety, żeby tylko dostać tę robotę.
- To się nie wydarzyło - odparł łowca.
- I co z tego?! Wiedźma, którą chcę zabić, zabiła prawdopodobnie więcej ludzi, niż ty byś zabił w tych dwóch pojedynkach! I pewnie dalej zabija!
- Jeśli mam dalej dla ciebie pracować... - zaczął swój wywód łowca.
- O nie! Już nie pracujesz dla mnie! - odrzekł Melkin. - Idź tam, gdzie spokojnie umrzesz z głodu! I zapomnij o własnej broni!
Konrad posłusznie oddał broń i się oddalił.
YOU ARE READING
Krew Wiedźm
FantasyGłówny bohater - Konrad jest łowcą wiedźm, które dążą do podbicia ostatniej ostoi cywilizacji - miasta Grenvan, w którym chronią się z pozoru zwykli ludzie. Jednakże prawda zawsze zaskakuje.