Bill stał już od kilku minut, wpatrując się z wysoka w ciemną taflę jeziora. Wiatr lekko owiewał mu twarz, odgarniając pojedyncze blond kosmyki z czoła. Po raz kolejny wyciągnął telefon z kieszeni kurtki i bawił się przez chwilę komórką, przerzucając ją nerwowo między palcami. W pewnym momencie zamarł i podjąwszy ostateczną decyzję odblokował ekran, po czym wybrał jedyny numer, który zapisał na szybkim wybieraniu.
- Halo? - W słuchawce rozległ się zaspany głos chłopaka.
- Dipper - wyszeptał młodzieniec tak cicho, że nie był pewny, czy tamten w ogóle wyłapał jego słowa w szalejącym wietrze. Ale jakimś cudem usłyszał, bo nie minęło kilka sekund, a jego uszu dobiegła odpowiedź.
- Bill - chłopak był widocznie zaskoczony tak niespodziewanym telefonem i to w środku nocy. - Coś się stało? - zapytał niepewnie.
Bill mógł sobie niemal wyobrazić jak chłopak ziewa i zaspanym ruchem przeciera oczy.
- Nie, wszystko gra - odpowiedział spokojnie, wpatrując się w czeluść rozstępującą się pod jego stopami kilka centymetrów dalej. Wiatr wiał w dole, wyłuskując drobne kamyki ze skalnych szczelin urwiska, które spadały powoli w obrośniętą trawą gęstwinę.
- Jesteś pewien? - dobiegł go zaniepokojony głos - Coś strasznie przerywa, gdzie jesteś?
Bill pozwolił, by zimny wiatr, wtargnął pod jego kurtkę i otulił zimnymi palcami odsłoniętą skórę. Wzdrygnął się, a skrawek ziemi nad przepaścią ukruszył się i runął w dół. Pół stopy trzymał teraz poza krawędzią.
- Wiesz gdzie - szepnął spoglądając w dal. Wokół panowała ciemność, ale Bill wiedział, że gdzieś tam, kilka kilometrów dalej, w chacie na skraju lasu, chłopak zrywa się na równe nogi i podbiega do okna, jakby mając nadzieję, że go dostrzeże. Lecz nie mógł. Był zbyt daleko.
- Bill - powiedział ostrożnie Dipper, lekko drżącym głosem. Blondwłosy młodzieniec przymknął powieki napawając się brzmieniem swojego imienia w jego ustach. Jakby było dla niego wszystkim. Jakby on, był dla niego wszystkim.
- Dipper - wyszeptał z nadzwyczajną miękkością, a wiatr poniósł to jedno słowo w dal, ocierając delikatnym dotykiem pojedynczą łzę, która spadła na jego policzek. - Przepraszam, że Cię obudziłem.
- Nie masz za co przepraszać - odpowiedział miękko, ale nie potrafił powstrzymać drżenia głosu.
Bill zamknął oczy i nabrał gwałtowny haust powietrza, czując narastający ucisk w klatce piersiowej. Zacisnął długie palce na telefonie.
- Nieprawda - wyszeptał nie otwierając oczu. - Ty wiesz najlepiej, że mam wiele powodów, by prosić o wybaczenie.
- Odpokutowałeś już swoje winy - odpowiedział równie cicho Dipper, takim głosem, jakby przeprowadzali tę rozmowę wcześniej już tysiące razy. I przecież tak właśnie było. A mimo to, Bill stał nad przepaścią, a głos Dippera łamał się i brzmiał tak samo rozpaczliwe za każdym razem.
- Wiesz że nie. Nigdy nie odpokutuje tego co zrobiłem.
- Przestań! - warknął Dipper, a Bill niemal słyszał zgrzytanie zaciśniętych zębów. W słuchawce usłyszał głośne dyszenie i oczami wyobraźni widział, jak drugi chłopak zaciska dłonie w pięści na drewnianym parapecie, a drzazgi wbijają mu się w cienką skórę. – To nie była twoja wina!
- Dipper – zaczął powoli Bill, otwierając oczy i spoglądając w niebo. Gwiazdy lśniły jasno w ciemności, rozpraszając mrok nocy. Daleko na północy dostrzegł swoją ulubioną konstelację i uśmiechnął się łagodnie. Wielki wóz. Gwiazdozbiór Dippera. Przełknął ślinę, czując, jak gardło ścisnęło mu się gwałtownie, kiedy powstrzymywał łzy. – Kogo chcesz oszukać? Przecież obaj znamy prawdę.
- Nie – rozległ się cichy szept, łaskocząc przyjemnie jego skórę – Jedynym który powinien się za wszystko obwiniać, jestem ja. Gdyby nie moja głupota, to nigdy by się nie wydarzyło.
Bill zaśmiał się gardłowo, głosem pozbawionym wesołości, a po jego policzkach popłynęły powstrzymywane łzy. Węzeł oplatający jego serce zacisnął się mocniej, wyrywając z jego piersi krzyk, który rozdarł ciszę nocy i którego nie był w stanie zagłuszyć nawet szum wodospadu.
-Bill? Bill! – z telefonu wydobył się przerażony głos, a zaraz po nim do uszu Billa dotarł szelest ubrań i trzask drzwi – Bill, uspokój się i nie rób niczego głupiego – powiedział Dipper, próbując nadać swojemu głosowi uspokajający ton. Nie był jednak w stanie zamaskować paniki, którą blondyn słyszał nawet przez telefon.
Bill wpatrywał się w pustkę rozciągającą się pod jego stopami. Całe jego ciało drżało i wiło się w bólu, którego nie potrafił pokonać. Wystarczyłby jeden krok, aby wszystko natychmiast by minęło. Jeden krok i nie czułby już nic więcej. Nigdy.
- Dlaczego mi wybaczyłeś? – zapytał drżącym głosem. – Dlaczego wybaczyłeś mi to co ci zrobiłem? Co zrobiłem wam wszystkim... Dlaczego po prostu mnie nie zabiłeś?
W ciszy, która zapadła zaraz po tych słowach, rozbrzmiał dźwięk odpalanego silnika i trzask zamykanych drzwi samochodu.
- Wiesz czemu – dotarł do niego cichy głos, wywołując dreszcze na skórze Billa.
Ale wcale nie był pewien czy wie. Wiedział, dlaczego on sam zadzwonił do Dippera i dlaczego potrzebował go w każdej minucie swojego nędznego życia. Tylko jego obecność w ich wspólnym łóżku, pozwalała mu zasnąć. Jego naga skóra potrafiła ukoić najgorszy ból. Tylko dzięki jego pocałunkom mógł nabrać tchu. Ale nigdy nie mógł uwierzyć, że Dipper czuł dokładnie to samo.
- Bill, jesteś tam?
- Tak – westchnął, a w jego głosie zabrzmiała czułość – Niepotrzebnie zrywałeś się z łóżka. Chciałem tylko usłyszeć twój głos.
W ciszy zawisły niewypowiedziane słowa, z istnienia których, obaj zdawali sobie sprawę.
- To nie jest pożegnanie – warknął zdenerwowany Dipper, a Bill słyszał, jak piłuje pedał gazu, przyspieszając na pustych drogach.
- Zwolnij – wyszeptał miękko, marząc by złapać chłopaka za rękę i pocałować go w czoło – Nie chcę, by coś ci się stało.
- Nie pieprz – warknął wściekły Dipper. – Gdybyś naprawdę o tym pomyślał, nigdy byś tego nie próbował! Nie rozumiesz, że jeśli to zrobisz, to będzie również mój koniec?! Umrę razem z tobą, bo tylko ty utrzymujesz mnie przy życiu, rozumiesz?! Tylko ty! – wrzasnął tak głośno i rozpaczliwie, że Bill miał wrażenie, jakby usłyszał te słowa poniesione do niego przez wiatr.
Wpatrywał się w niebo, które przesłoniły chmury, jednak nawet wtedy nie odrywał wzroku od Wielkiego Wozu, który widniał daleko przed nim, jakby pragnąc mu udowodnić, że ma powód by iść naprzód. Powód by żyć. Jednak nic nie mogło powstrzymać czarnych chmur, które pochłaniały jasne niebo. Wystarczyła ledwie krótka chwila, by zakryły gwiazdy, a światło które widział Bill, zniknęło w jednej sekundzie.
Ze słuchawki, jego uszu dobiegł dźwięk hamulców i gwałtowne dyszenie Dippera, a sekundę później ciszę przeszył dźwięk klaksonu, gdy przeklinając, uderzył pięścią w kierownicę. A potem zapadła cisza, która raniła bardziej, niż jakiekolwiek słowa.
- Nie rób tego Bill – dobiegł go zrozpaczony głos Dippera, a blondyna ścisnął ból w piersi, gdy wyczuł w jego głosie ilość powstrzymywanych emocji i tłumionych łez – Zostań ze mną. Ten ostatni raz – wyszeptał.
Na policzek Billa spadła kropla wody, a on wzdrygnął się zaskoczony. Uniósł twarz w stronę nieba, pozwalając by opadły na nią krople deszczu. Na ustach poczuł ich słony smak, jakby chmury wylewały na niego łzy Dippera, których chłopak nie umiał już dłużej powstrzymać. Ziemia na skarpie zaczęła mu się osuwać spod nóg.
- Ostatni raz – szepnął w przestrzeń, dygocąc na całym ciele.
Telefon wypadł mu z drżącej ręki i upadł z cichym trzaskiem na miękką ziemię. Deszcz bębnił o ekran sprawiając, że Dipper poczuł gwałtowną panikę, przenikającą każdy nerw w jego ciele.
- Bill? – rozbrzmiał w słuchawce jego przerażony głos – Bill?!
Ale odpowiedziała mu tylko cisza.
CZYTASZ
Ostatni raz
FanfictionNie chcę już dłużej żyć. Mam dość. To koniec. Ale po raz ostatni chcę usłyszeć twój głos. One-shot Billdip