List

4 0 0
                                    

***Mint***

Usiadłam na brzegu łóżka gładząc ręką pościel. Powoli i ostrożnie podniosłam kubek z drewnianej tacy stojącej na stuletniej komodzie i podałam go dziadkowi. Uśmiechnęłam się smutno, patrząc jak trzęsącymi się rękami chwyta naczynie. Odwzajemnił uśmiech i mozolnie wziął łyka, który z trudem przeszedł przez suche gardło. Potem odetchnął i widać było jak ciepła ciecz wstrzykuje energię w jego stare ciało. Wzięłam z powrotem kubek i postawiłam na tacy. Posłałam kolejny uśmiech, który znów odwzajemnił. 

Ułożył się wygodniej na łóżku i zakasłał. Gestem ręki wskazał bym usiadła bliżej. Wykonałam polecenie, a wtedy staruszek chwycił w ręce kosmyk moich włosów i westchnął raz jeszcze. Jego wzrok był rozmarzony i pełen dumy. Z błyskiem w oczach podziwiał kruczo czarne włosy i zielone oczy, jakby ich blask przyćmiewał wszystkie jego problemy. Jakby ich widok zmywał z jego obolałego organizmu choroby, smutek, żal i strach przed śmiercią. A ja pragnęłam powiedzieć tylko " dziadku nie martw się, jestem tu dla ciebie".

Potem cofnął ręce i przekręcił się z jękiem na bok. Wyciągnął spod poduszki kartkę i spojrzał na mnie znacząco.  Jego oczy płonęły nieznanym mi dotąd płomieniem.

- Znalazłem to ostatnio pod łóżkiem. Dawno nie było tam sprzątane, więc zastanawiam się  co zawiera ten papier. - ochrypły głos przerwał ciszę.

Skinęłam głową. Dziadek podał mi znalezisko i puścił oczko. Z jego ust nie znikał tajemniczy uśmiech. Pomimo choroby nigdy nie uciekła z niego pasja do rozweselania ludzi, oraz poczucie humoru.

Wyjęłam ostrożnie kartkę z brudnej koperty i ujrzałam stronę zapisaną drobnym koślawym druczkiem.

- To list. - oznajmiłam. Dziadek nie odrywał ode mnie oczu.

- Przeczytaj mi proszę. Mój wzrok jest już nie osiągalny.

Pomacałam ręką poplamioną stronę i własnoręcznie pisane litery piórem. List wyglądał na bardzo stary. Jakby przeżył co najmniej pół wieku.

- Data wskazuje na 1876. - rozwarłam szerzej oczy i chwyciłam mocniej list. Niedowierzałam, że trzymam w dłoniach coś tak starego. - Od Morgan.

Pokój dziadka był bardzo stary. Średniowieczne tapety, zabytkowe meble, nadające się do muzeum i ręcznie robione dekoracje. Każdy z przedmiotów miał historyczną wartość i zdobienia godne najznakomitszego rzemieślnika. Zawsze gdy tu przebywałam wyobrażałam sobie, jak kiedyś miejsce to było pełne gwaru i rodzinnej atmosfery. Teraz w powietrzu wisiał smutek i choroba. Jakby cały zapał wyparował i została tylko depresyjna melancholia dawnych czasów.

Dziadek zamyślił się na ułamek sekundy. Patrzył nieobecnym wzrokiem w podłogę i lekko kiwnął na znak, że mam kontynuować.

- 6 kwietnia, rok 1876 - powtórzyłam - Drogi Matthew, Chciałam ci podziękować za te wszystkie lata znajomości. Wiedz, że każda chwila z tobą była wspaniała, a wspomnienia pozostaną ze mną do końca. Ty i Brick zawsze będziecie moją jedyną rodziną. Wiedz, że was kocham i nigdy o was nie - zrobiłam pauzę. Na kartce widniał kleks z tuszu zamazujący jedno słowo. Chwilę starałam się rozczytać, na szczęście udało mi się je rozszyfrować. - nie zapomnę. Wiem, że czujesz się mną rozczarowany, i że nigdy nie byłam dość dobra by móc docenić pełną waszą świetność. Jestem zbyt odmienna by poczuć się jedną z ludzi, którzy żyją w tym mieście. Chciała bym zacząć od nowa, by nic nigdy się nie wydarzyło. Pogodzić się z przeszłością. By móc kochać was i siebie dalej.  Chcę też przeprosić, że cię zawiodłam, że musisz się borykać z tą sprawą bo wiesz co zamierzam zrobić. Proszę byś zachował to dla siebie. Wolę by Brick żył z myślą, że wyjechałam. Wolę by męczył się z nienawiścią do mnie, względem mojej nagłej ucieczki. Wybacz, że to ciebie obarczam tak wielkim żalem, lecz nie zniosła bym świadomości, że mnie nienawidzisz. Wiem, że i tak będziesz, dlatego przepraszam cię z całego serca. Po prostu nie mogę, zapomnieć o tym co się stało.   Ps. Pragnę też byś wiedział, że nigdy nie chodziło o Bricka. Zawszę kochałam ciebie. Byłeś, jesteś jedyną miłością mojego życia i cokolwiek się stanie, zawsze nią będziesz. - przerwałam. Poczułam jak po moim policzku płynie łza. Dziadek też miał przeszklone oczy. Patrzył twardo w podłogę bez wyrazu i ściskał kołdrę. - Żegnaj. Twoja kochana Megan.

W pokoju nastała cisza. Lekki szum za oknem sugerował, że jesień nadchodzi. Powoli i ostrożnie włożyłam list do koperty i przetarłam twarz. Podałam nieśmiało dziadkowi jego własność, ale nie sięgnął po nią. Wzrok miał nadal utkwiony w dalekiej przestrzeni i dumał nad dawnymi czasami. Nie kryłam się z tym, że poruszyła mnie ta historia, oraz z ciekawością okoliczności powstania tajemniczego listu.

- Wiem, że to twoja prywatna historia o której nigdy mi nie opowiadałeś z widocznych przyczyn. - zaczęłam ze smutkiem - Ale dlaczego nigdy mi nie opowiadałeś o Megan? Co się z nią stało? I kim była?

Staruszek wpierw nie odpowiedział. Wyglądał jakby nie miał zamiaru odzywać się już do końca wizyty. Może nawet dłużej. Jego wzrok był nieobecny, a twarz poważna. Jakby właśnie wpadł w otchłań rozpaczy. Nagle drgnął i uśmiechnął się pod nosem. Spojrzał na mnie zadziornie i przemówił kameralnym głosem:

- Kim ona nie była? - powietrze wypełnił jego krystaliczny śmiech - Była wszystkim i każdym naraz. I codziennie czymś innym. Oh Mint - zwrócił się do mnie wzdychając marzycielsko - Była osobą, której nie da się opisać.

- Dla tego nigdy mi o niej nie opowiadałeś?

- Nie opowiadałem, bo nie pytałaś. Nie pytałaś, bo nigdy ci nie opowiadałem. - mrugnął i roześmiał się jeszcze bardziej. Potem dopadł go atak kaszlu i lekko spoważniał. -  Wydawało mi się, że nie byłaś gotowa na tą opowieść, ale chyba już czas.

Moje oczy zaświeciły się blaskiem ciekawości. Usadowiłam się po drugiej stronie łóżka krzyżując nogi i posłałam dziadkowi uśmiech podekscytowania. Nie mogłam doczekać się tej wspaniałej historii. Kochałam gdy staruszek opowiadał mi swoje życie z lat młodości. W pewnym momencie myślałam, że wiem już wszystko. Teraz brama stała otworem. Nowa piękna i wzruszająca opowieść tylko czekała by wtajemniczyć mnie w realia swojego świata.

- Wszystko zaczęło się gdy miałem 18 lat, gdy jechałem pociągiem na korepetycje do Pani Dweit, koleżanki mojej mamy. - zaczął dziadek. W jego głosie płynął zachwyt - Miałem wtedy ważne egzaminy, a z literatury byłem głupszy niż krowa. Podczas powrotu, w miasteczku próbowano mnie okraść, ale zbiłem gnojka i wróciłem do domu potłuczony, ale dumny. Dało mi to wiele pewności siebie i satysfakcji, ale matka oczywiście zaczęła dramatyzować i stwierdziła, że wynajmie nauczycielkę domową, która pomoże mi w nauce. Przez to musiałem pożegnać się z Panią Dwait, ale dzięki temu zyskałem coś znacznie lepszego. A egzaminów i tak nie zadałem, ale mniejsza z tym. - prychnął.

- Morgan była twoją nauczycielką? - spytałam podekscytowana.

- Nie - chrząknął - Moją nauczycielką była Panna Brooks, która przeprowadziła się niedawno do domu obok mojego serdecznego, świętej pamięci, przyjaciela Bricka. Zamieszkała tam z siostrą i jej córką. Była świetna i miała poczucie humoru. Wolałem lekcje, które prowadziła specjalnie dla mnie, niż szkołę.

- Zaraz, to jak poznałeś Morgan? - przerwałam zniecierpliwiona.

- Właśnie tak. - zmarszczył brwi, ale zaraz się rozpromienił - Właśnie tak.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 08, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

vvvvvvvWhere stories live. Discover now