Biała Dama

31 2 1
                                    

Autor: Śugar

Korekta: Shadow L

Wierzycie w duchy? Ja też nie wierzyłam, a przynajmniej do pewnego wydarzenia, które odmieniło moje życie.

Zawsze myślałam, że zjawiska paranormalne to wymysł dla dzieci. Że straszy się je nimi dlatego, że są niegrzeczne albo zwyczajnie, nie chcą iść spać. Wszystko zaczęło się gdy mieszkałam z rodzicami w rodzinnej miejscowości. Kiedy miałam 16 lat zmarła moja ciotka, którą strasznie lubiłam. Cóż, naturalna kolej rzeczy - każdy kiedyś umrze. Ciotka, niestety była już w podeszłym wieku. Pamiętam jak sadzała mnie na kolanach i opowiadała historię o duchach, czy czarownicach. Nigdy w nie nie wierzyłam, ale zawsze wydawały się takie prawdziwe. Ciotka albo miała dar do opowiadania takich historii, albo sama w nie wierzyła. Cóż, dla kilkuletniej dziewczynki to atrakcja.

Wracając do samej ciotki, mieszkała kilkaset kilometrów od naszej miejscowości. Jej ostatnią wolą było to, aby być pochowaną na cmentarzu, gdzie leżą jej rodzice. Ten cmentarz znajdował się właśnie u nas. Swoją drogą nie wiem jak przetransportowali ciało przy tej technologi, która była ówcześnie. Zmarła w lipcu, a biorąc pod uwagę upał, jaki był wtedy, wydaje się strasznie dziwne, że ciało dojechało praktycznie nienaruszone. Pamiętam jak ojciec odpychał mnie od trumny, kazał nie patrzeć. Ona wyglądała wtedy tak spokojnie, jakby zwyczajnie spała. Nigdy nie zapomnę tego widoku.

Potem ciało zostało położone na stojaku w domu, żeby zaczekać na karawan, który zawiózłby ją do kościoła. Ze względu na słaby dostęp do technologii, oraz to, że mieszkaliśmy na wsi, to było częstą praktyką. Ciało przez pogrzebem było przechowywane w domu. Cóż, kiedyś cały czas tego nie zauważałam, ale kiedy myślę o tym teraz... to przecież niemożliwe, żeby przez czas, który upłynął, z ciałem nic się nie stało. Powinna być blada, czy coś... nie wiem. Kiedyś widziałam sąsiada, który umarł. Po kilku godzinach jego twarz była strasznie blada. W tym czasie ciotka wyglądała na żywą, jakby zwyczajnie po obiedzie się zdrzemnęła. Cóż, ten widok wrył mi się w pamięć, jak również to, że czułam straszny niepokój, kiedy byłam w pokoju z ciałem. Nie wiem, czy to było spowodowane tym, że znajdowałam się obok ciała zmarłej osoby, czy bałam się, że wstanie. Cholernie przykre uczucie. Dodatkowo temperatura w pokoju... było w nim zwyczajnie, chłodno. Przy upale, który panował, było się to wielce nieprawdopodobne. Pamiętam, jak mama kazała mi przynieść dokumenty, które leżały na stole, obok stojaka z trumną. Miałam wejść do pustego domu, gdzie było tylko ciało. Pełna strachu, z uczuciem serca w samym gardle, weszłam do pomieszczenia. Ta... nienaturalna cisza wierciła mi w uszach, jak wiertło dentystyczne w zębie bez znieczulenia. Nigdy nie byłam w tak cichym pomieszczeniu. Mogłam słyszeć bicie własnego serca. Cóż powoli weszłam do pokoju, zabrałam dokumenty i przez chwilę popatrzyłam na ciotkę... była spokojna... jakby na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, jakby cieszyła się, że nie musi się przejmować troskami życia codziennego. Jakby cieszyła się, że w końcu odnalazła spokój. Cisza i chłód tego miejsca sprawiły, że przez resztę dnia panicznie bałam się wchodzić do tego pomieszczenia i unikałam go.

W końcu minęło kilka godzin i zbliżał się czas pogrzebu. Jako iż to była siostra matki mojego ojca, sam postanowił się wszystkim zająć. Mnie natomiast poprosił, żebym zajęła się zwierzętami. Mój ojciec był rzeźnikiem, dlatego też hodowaliśmy świnie. Poprosił mnie, żebym je nakarmiła, kiedy on będzie dokańczał sprawy związane z pogrzebem. Zrobiłam, jak kazał, zaczęłam przygotowywać jedzenie, gdy oni wynosili ciocię z domu i odwieźli do kościoła. Cóż, pamiętam, że musiałam wrócić do pokoju po kluczyk od szopy, gdzie trzymaliśmy wiadra aby przenieść pożywienie. Kluczyk był w szufladzie, w pomieszczeniu, do którego prowadziła droga przez pokój, w którym leżała ciotka. Chłód i niepokój towarzyszący mi przez cały czas nie zmalał nawet na moment. Martwa cisza stała się jeszcze bardziej nieznośna, jakby coś miało wyskoczyć zza szafy. W końcu po przełknięciu śliny weszłam do środka i zabrałam kluczyk. To, że byłam sama w domu, działało na wyobraźnię jak jakieś grzybki halucynogenne. Co chwilę miałam wrażenie, że coś się rusza. A to za firanką, a to że widzę jakiś cień przechodzący po pokoju. Strach towarzyszący w tamtym momencie ciężko porównać z czymś innym. Cóż, gdy wyszłam z domu, miałam wrażenie, jakby mnie coś śledziło i obserwowało. W końcu dotarłam do szopy i wzięłam wiaderko, aby je napełnić i skończyć oprzątać zwierzęta. Gdy wychodziłam, nagle usłyszałam huk. Zupełnie jakbym miała nóż na gardle, a do tego jakby coś się na nim zacisnęło. Nie mogłam złapać oddechu, odwróciłam się i zobaczyłam, że łopata, która stała oparta o ścianę, została przewrócona przez kota goniącego mysz. Odetchnęłam z ulgą. Chwilę dochodziłam do siebie, po czym napełniłam pożywieniem wiadro i udałam się do obory, aby nakarmić zwierzaki. Kiedy weszłam do środka uspokoiłam się trochę. Niepokój zniknął, byłam pochłonięta przez pracę. Do pogrzebu została niecała godzina, więc musiałam się sprężyć. Nakarmiłam zwierzątka i wyszłam z obory, aby napełnić inne wiadro wodą, po to żeby świnie mogły się napić. Tak zrobiłam i zapomniałam o niepokoju i strachu, który odczuwałam chwilę wcześniej. Napełniłam wiadro wodą i wlałam do koryta przeznaczonego na wodę. Odstawiłam wiadro na ziemię i w tym momencie zerwał się bardzo silny wiatr. Wiadro przewróciło się, wydając pusty dźwięk, a wrota od obory zaczęły zamykać się i otwierać pod napływem powietrza. To wszystko tworzyło wielki hałas. Mówiłam już, że był upał i było strasznie gorąco? Nagle w pomieszczeniu zapanował nieznośny chłód, aż dostałam gęsiej skórki. Powietrze napierało tak silnie, że oczy zaczęły mi łzawić i musiałam zakryć je ręką. Widziałam jednak, że na zewnątrz zapanował jakby półmrok. Wiatr nagle się uspokoił i wszystko wróciło do normy. Przetarłam oczy z łez i spojrzałam na wrota. Między nimi unosił się jakby... dym, jakby mgła, która chwilę potem zaczęła formować się w ludzką sylwetkę. W tamtym momencie myślałam, że oszalałam. W końcu po chwili sylwetka zaczęła przypominać kobietę, zauważyłam też rysy twarzy. To była ona... to była moja ciotka! Stała tylko i patrzyła się na mnie. Sama nie mogłam zebrać się na żaden gest, nie mogłam się ruszyć. Nie pamiętam, ile to trwało, jakby czas się zatrzymał. Nie czułam już chłodu, nie słyszałam kwiczenia świń, żadnych dźwięków. Po prostu stałam i patrzyłam na zjawę. Czułam się, jakbym była w jakimś bąblu czasowym, który odtwarza tylko jedną konkretną chwilę z życia. Po kilku minutach ocknęłam się z amoku, a właściwie to wybudził mnie mój ojciec. Poczułam jego rękę na ramieniu. Zawołał, czy wszystko w porządku, czy potrzebuję pomocy. Nie zauważyłam go, jak wchodził. Po prostu mrugnęłam, a on wyrósł jakby z podziemi. Zjawa jakby się rozpłynęła, a wszystko wróciło do normy. Przyszedł aby mnie, aby mnie popędzić, ponieważ zostało tylko 15 minut do pogrzebu. Zapytał, czy coś się stało. Popatrzyłam na wrota, stojąc jak wryta, jakbym była nieobecna. Powiedział, że miałam pusty, rybi wzrok, że byłam obecna tylko ciałem. Wstałam i jak najszybciej mogłam, umyłam się, naszykowałam i udałam się z ojcem na pogrzeb.

Czy to możliwe, żeby ciotka przyszła mnie popędzić? Po tylu latach siedzę i nadal myślę o tym zdarzeniu. Czy ciotka chciała mi coś przekazać, ale nie zdążyła? Po pogrzebie kilka razy przyszła do mnie, ale we śnie. Pamiętam, że długo rozmawiałyśmy o naszych wspólnie przeżytych chwilach. Jak trzymała mnie na kolanach i sama opowiadała różne historie. Jak nie raz piłyśmy razem herbatę. Jak jeździłam do niej na wakacje. Kiedy jednak zapytałam jej raz przez sen, jak tam jest, kontakt się urwał. Już nigdy mi się nie przyśniła. Już nigdy mi się nic nie przyśniło. Czy ja umarłam? Czy to tylko sen? Może cały czas jestem w tej bańce czasowej. Nie wiem już, co o tym myśleć.

Biała DamaWhere stories live. Discover now