Nowy wschód

11 2 1
                                    

Amelie jeszcze przez chwilę zaszczycała go swoim spojrzeniem, po czym syknęła i odwróciła wzrok. Podeszła do Leonarda.

- Nie przeszkadzaj mi, a ja nie będę przeszkadzać tobie. Mówiłam, że już nie żywię do ciebie urazy, ale to zdanie może się bardzo szybko zmienić. Nie nakładaj więcej łańcuchów na tą klatkę. – mówiąc to, złapała go za ramię, które szybko obleciało szronem.

Leonard nie odpowiedział na zimno ani słowem, ani gestem. Amelie w końcu go puściła. Obeszła go, mając zamiar wrócić do gospody. Kiedy już miała wskoczyć na drugi dach, zatrzymała się i odwróciła do niego bokiem.

- Tak właściwie... dlaczego zależy ci na moim życiu? – spytała, uśmiechając się krzywo.

Leonard też zaczął powoli zmierzać w tym samym kierunku. Przystanął obok niej.

- Zadawałaś to pytanie setki razy i setki razy nie dawałem ci na nie odpowiedzi. – westchnął. – Więc jak myślisz, jakie masz szanse na to, żebym dał ci odpowiedź teraz?

- Zawsze mogę próbować. – oznajmiła bez wyrazu.

- I próbujesz, nie tylko szukać tej odpowiedzi. Próbowałaś między innymi zakopać nasz topór wojenny w czasie naszej dość krótkiej podróży. – zaczął. – A ja myślałem, że twoje intencje są fałszywe. W sumie nadal tak myślę ale... po ataku wściekłego psa, chyba zaczynam przechodzić na stronę zwolenników kotów. – zaśmiał się.

Amelie uniosła jedną brew.

- Tak wiem, nieśmieszne, to nie było na miejscu, przepraszam. – sapnął, niechętnie ciągnąc dalej. – Nie chce tego robić, ale uszanuję twoje starania. – wyciągnął do niej rękę.

Amelie zawtórowała mu czystym zmieszaniem.

- Co to znaczy?

- Postaram się. – skrzywił się. – Postaram się brać twoje słowa na poważnie, przynajmniej do końca łowu, spróbujmy jakoś się pogodzić. Potem nie będziemy musieli się już nigdy więcej widzieć na oczy, a do tego czasu proszę cię o rozejm.

Amelie westchnęła.

- Zgoda. – skwitowała i podała mu dłoń.

Nie pokładała w tej umowie żadnych nadziei. Nie widziała rzeczywistości, w której Leonard próbowałby naprawić to, co jest zepsute, zamiast zostawiania szkód na ziemi, by ktoś się o nie potykał, może nawet on sam.

- Skąd ta nagła zmiana?

- Cóż... wita nas nowy wschód, po nieprzyjemnej, ciemnej nocy. – powiedział, spoglądając na różane niebo, pomalowane przez wschodzące zza horyzontu słońce.

Słońce. Amelie nawet nie spostrzegła kiedy wzeszło.

- Zebrało ci się na poezje. – prychnęła. – Czy tak wpływa na ciebie brak snu?

- Wiesz przecież.




ŁówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz